Przywołując datę śmierci ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego - „narodzin Błogosławionego”, chcemy się odwołać do jego rozmyślań na temat śmierci, które poczynił na początku lutego 1933 r. Był wtedy klerykiem II roku w Wyższym Seminarium Duchownym w Pelplinie. Nie znamy dokładnej daty tych rozmyślań, miały miejsce między 2 a 5 lutego. Było to więc niedługo po ukończeniu przez niego 20 lat.
Od kilku miesięcy prowadził zeszyt, w którym zapisywał swoje myśli po rozważaniu czytanych fragmentów Ewangelii wg św. Łukasza. Wśród nich znajduje się także rozważanie o śmierci. Nie było ono owocem rozmyślania nad konkretnym fragmentem z Ewangelii, ale - jak sam zapisał - było to „Miesięczne rozmyślanie o śmierci”. Możemy się domyślać, że takie rozważania miały miejsce regularnie, zapewne co miesiąc. W zapisywanych rozważaniach zachowało się jednak tylko to z początku lutego 1933 r.
Oddając głos ks. Stefanowi, może warto zwrócić uwagę na fakt zbieżności miesiąca rozważania z miesiącem śmierci Błogosławionego:
„Nie mamy tu miasta trwałego, lecz wiecznego szukamy. Życie tu na ziemi to jak popas tylko. To dzierżawa, którą nam koniecznie kiedyś opuścić trzeba. Jest jak przygotowanie do bitwy - do śmierci, potem do zwycięstwa. Ale by odnieść zwycięstwo, trzeba być stale do bitwy gotowym. Nie zdejmować siodeł z koni ni dniem i nocą, piki, lance w ręku trzymać, by na pierwszy odgłos trąbki pędzić do boju. Bo nieprzyjaciel pragnie nas napaść. Nie wiemy dnia ani godziny. Albo trzeba tak się wprawić w szybkie nakładanie siodła, że nim nieprzyjaciel nadejdzie my już gotowi naprzeciw mu wyjechać. Kto to umie, ten nie boi się niespodziewanej walki, napadu. Temu bitwa straszną nie jest. Podobnie i śmierć. Straszna jest ona, ale tylko tym, którzy nigdy nie umierali, dopiero wtedy, kiedy konanie przyszło. Kto umierał już kilka razy, kto rozumie, wie co znaczy umrzeć, temu śmierć nie obcą, nie straszna jest, ale piękna jest.
«Nie daj mi, abym przespać miał najpiękniejszą godzinę mego życia», woła biskup Zygmunt Łoziński na stole operacyjnym. Najpiękniejszą godzinę, bo piękne poprzedziły ją czyny.
A gdyby tak na mnie zapadł w tej chwili wyrok śmierci? A może zapadł? Czy chciałbym teraz umrzeć? Nie. Bo życie ziemskie ma być przygotowaniem sobie niebieskiego, ma być upodobaniem do Boga. A u mnie nie ma życia chrześcijańskiego. U mnie pod względem religijnym tak jakoś pusto, tak zimno. Tyle wad. Pychy, miłości własnej. Przywiązanie do świata. A tak mało miłości do Boga. Tak mało wiary. Dziwię się, że Bóg mnie powołał do kapłaństwa, by innym życie zaszczepić chrześcijańskie i nim przodować, kiedy u mnie tego życia chrześcijańskiego tak mało, a co dopiero mówić o kapłańskim. Smutno zatem przedstawia się statystyka moja. I wstyd, i trwoga byłaby mi, gdybym miał stanąć przed Sędzią teraz. Poprawy. Jeszcze raz poprawy. Szczególnie pozbyć się tego przywiązania do świata. Tego poczucia wyższości światowego życia, pod niektórymi względami. A pracować i starać się, by życie Boże w nas rosło, rozwijało się. By Bóg żył w nas cały, i wszędzie.
A gdyby teraz miał na mnie zapaść wyrok śmierci? On już jest wydany, tylko gdyby teraz miała być chwila jego wykonania, to w ręce Twoje oddaję, Panie, ducha mego. Nędzny jestem, nic nie wart, a bardzo grzeszny i samolubny, ale przebacz mi to, Panie. Udziel łaski Twej i przemień mnie, o Panie, daj łaski Twej i przemień, o Panie, daj łaski twej, a stanę się dobry.
Jezu, w Tobie żyję, w Tobie umieram, Twoim chcę być w życiu i po śmierci. Jezu, Panie mój, a gdy śmierć przyjdzie, to proszę Cię o dobrą śmierć w pojednaniu z Tobą. Maryjo, módl się za nami teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu