Reklama

Nasza rozmowa

Rekolekcje za kratami

Niedziela warszawska 50/2005

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Po 13 grudnia mówiliśmy internowanym, że uczestniczą po prostu w zamkniętych rekolekcjach, co jest doskonałą okazją do zajęcia się swoją duszą.

Z ks. prał. Janem Sikorskim, kapelanem internowanych, rozmawia Piotr Chmieliński

Piotr Chmieliński: - 13 grudnia 1981 r. był Ksiądz ojcem duchownym w warszawskim seminarium. Jak społeczność seminaryjna przyjęła wiadomość o wprowadzeniu stanu wojennego?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Ks. prał. Jan Sikorski: - Rankiem ktoś mnie poinformował, że coś się złego dzieje. Poszedłem do kaplicy, gdzie prowadziłem medytacje dla kleryków i poprosiłem ich o modlitwę za Polskę. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, co konkretnie się dzieje. Dopiero w trakcie śniadania przyszły bardziej szczegółowe wiadomości. Był to ogromny wstrząs i szok, chociaż, przyznam, wyczuwało się wcześniej w powietrzu, że coś się szykuje.
Odczuwałem oczywiście ogromny ból, ale nie czułem jakiegoś szczególnie dotkliwego strachu. Chociaż ostrzegano mnie, że jestem źle notowany u władz i mogą mi coś złego zrobić.

- Kościół natychmiast po wprowadzeniu stanu wojennego zaczął pomagać internowanym.

- Z inicjatywy Księdza Prymasa zawiązał się Prymasowski Komitet Charytatywny. Funkcjonował przy kościele św. Marcina na Piwnej. Była tam grupa osób, która przyjmowała i przekazywała dary dla internowanych. Władze państwowe obiecały hierarchii kościelnej, że do miejsc internowania będą mogli wejść księża kapelani mianowani przez biskupów diecezjalnych.

Reklama

- Jak to się stało, że właśnie Ksiądz został takim kapelanem?

- 24 grudnia 1981 r. byłem na tradycyjnym opłatku wigilijnym u Księdza Prymasa. I tam zaproponowano mi pełnienie duszpasterskiej posługi wśród internowanych. Pierwsza wizyta w więzieniu miała nastąpić już następnego dnia. Zgodziłem się, tym bardziej, że jako ojciec duchowny w seminarium miałem w Święta więcej czasu, gdyż klerycy wtedy przebywają w swoich domach rodzinnych. I to moje ówczesne „tak” rozpoczęło lata mojej późniejszej posługi w duszpasterstwie więziennym.

- Zgodnie z zapowiedzią miał Ksiądz pojechać do więzienia na Białołęce już pierwszego dnia Świąt. Czy tak się stało?

- Tak. Pojechaliśmy razem z rektorem kościoła św. Marcina ks. Bronisławem Dembowskim. Nie byliśmy pewni, że nas tam wpuszczą. A jeżeli nawet wpuszczą, to czy dopuszczą do internowanych. W więzieniu byliśmy przed 9.00. Kazano nam chwilę poczekać, a potem zaprowadzono do baraku. Po obu stronach korytarza zauważyłem ok. 30 masywnych drzwi. Były to wejścia do cel. Ze zdumieniem dostrzegłem, że więźniowie przygotowali już na nasze powitanie duży ołtarz z napisem: „Królowo Polski, módl się za nami”. Okazało się, że wieczorem poprzedniego dnia pozwolono więźniom złożyć sobie życzenia świąteczne i przygotować ołtarz. Internowani przywitali nas z ogromnym entuzjazmem. Obdarowali nas różnymi pamiątkami więziennymi, wykonanymi już tam na miejscu. Dali nam np. legitymacje honorowych internowanych. Ja dostałem legitymację nr 3. Legitymację z nr. 1 dostał Ojciec Święty, a z nr. 2 Ksiądz Prymas.
Po Mszy św., połączonej z indywidualnym wyznaniem grzechów i zbiorowym rozgrzeszeniem, w celach składaliśmy sobie życzenia i dzieliliśmy się opłatkiem. Internowani pytali nas o wiadomości z zewnątrz, prosili o przekazanie grypsów rodzinom. Od razu zanieśliśmy je do kościoła św. Marcina.

- Ilu było wszystkich internowanych w Białołęce?

- Trudno mi teraz dokładnie powiedzieć, ale myślę, że kilkuset. Zresztą ta liczba zmieniała się. Pamiętam jak którejś niedzieli zaczynam odprawiać Mszę św. i widzę nowe twarze. Okazało się, że dowieźli nową grupę. Powitałem ich wtedy serdecznie słowami: „Cieszę się, że mi parafia rośnie”. A oni w śmiech. Potem mówili mi, że to jedno zdanie rozładowało atmosferę i obudziło w nich nadzieję.

- Czy internowani chętnie uczestniczyli w praktykach religijnych?

- Tak! Miałem wrażenie, że przychodzą niemal wszyscy.

- Ale czy to wynikało rzeczywiście z ich religijności, czy też z pragnienia spotkania się ze sobą oraz kimś, kto przychodzi z zewnątrz?

- Myślę, że i to i to. Na pewno mieli głęboką potrzebę uczestniczenia we Mszy i przyjęcia Komunii św., ale oczywiście była to też dla nich jakaś szansa na uatrakcyjnienie monotonii więziennego życia. Ci ludzie przeżywali tam głębokie nawrócenia. Spowiadali się nieraz z całego życia. W tych ekstremalnych warunkach skierowali swoja uwagę ku Bogu i Kościołowi, na co, jak im się zdawało, nie mieli do tej pory czasu. W każdej celi znajdowało się Pismo Święte. Zadawaliśmy im pracę domową. Do następnej Mszy św. mieli przeczytać określone fragmenty Biblii, które potem jakoś próbowaliśmy wyjaśniać. Wprowadziliśmy także katechezę o Mszy św. Każda jej część była w kolejne niedziele wyjaśniana. Prosiliśmy również o przygotowanie własnych tematów, które warto byłoby poruszyć na naszych spotkaniach. Internowani podejmowali także własne inicjatywy duszpasterskie. Na przykład codziennie odmawiany był Apel Jasnogórski. Modlitwę tę prowadził syn byłego członka Biura Politycznego KC, Antoni Zambrowski, dzwoniąc w kraty, aby wszystkich zachęcić do wspólnego śpiewu.
Mówiliśmy im, że uczestniczą po prostu w zamkniętych rekolekcjach, co jest doskonałą okazją do zajęcia się swoją duszą.

- Jak internowani wytrzymywali ciężkie chyba warunki odosobnienia?

- Rzeczywiście, szczególnie na początku, było im bardzo ciężko. Przede wszystkim panował ogromny ścisk w celach. Potem niektórych zaczęto przewozić do innych więzień, zrobiło się więcej miejsca. Jednak najgorsza była niepewność przyszłości i odcięcie od rodzin. Ale starali się jakoś żyć i przetrwać. Zresztą władze więzienne nie traktowały ich źle. Pamiętam tylko takiego jednego kapitana Janiszewskiego, który był dla internowanych bardzo surowy. Kiedy go spytałem dlaczego taki jest, odpowiedział, że po prostu chce być dobrym, obowiązkowym funkcjonariuszem służby więziennej i tacy jak on będą potrzebni w każdym systemie.

- Pomimo zniesienia stanu wojennego, duszpasterstwo internowanych trwało nadal.

- Po uwolnieniu zorganizowaliśmy razem z ks. Dembowskim Mszę św. dziękczynną w kościele św. Marcina. Przyszło mnóstwo byłych internowanych. Okazało się, że przyzwyczaili się do tego naszego kontaktu duszpasterskiego. Przy wyjściu z kościoła kilku z nich mnie dopadło i z żalem stwierdziło, że nie chcą, aby to niezwykłe duszpasterstwo tak się po prostu skończyło. Powiedziałem, żeby przyszli do mnie do kościoła seminaryjnego w najbliższą niedzielę po trzynastym. Sądziłem, że będzie to jednorazowe spotkanie. Ale okazało się, że jest potrzeba regularnych spotkań. Kiedy zostałem proboszczem na Kole, to te Msze św. przenieśliśmy właśnie tutaj i do dzisiaj w każdą niedzielę po trzynastym modlimy się za Ojczyznę.

Ks. Jan Sikorski jest proboszczem parafii św. Józefa na Kole. Parafia ta słynie z licznych inicjatyw duszpasterskich, m.in. z całodobowej adoracji Najświętszego Sakramentu. W latach 1979-1985 ks. Sikorski był ojcem duchownym alumnów Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie. W stanie wojennym pełnił funkcję duszpasterza internowanych. W 1989 r. został naczelnym kapelanem więziennictwa.

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

O komiksach Juliusza Woźnego w szkole

2024-04-29 22:29

Marzena Cyfert

Juliusz Woźny w SP nr 17 we Wrocławiu

Juliusz Woźny w SP nr 17 we Wrocławiu

Uczniowie starszych klas SP nr 17 we Wrocławiu gościli Juliusza Woźnego, wrocławskiego historyka i autora komiksów. Usłyszeli o Edycie Stein, wrocławskich miejscach z nią związanych, ale też o pracy nad komiksami.

To pierwsze z planowanych spotkań, które zorganizowały nauczycielki Barbara Glamowska i Marta Kondracka. – Dlaczego postanowiłem robić komiksy? Otóż z myślą o takich młodych ludziach, jak Wy – mówił Juliusz Woźny.

CZYTAJ DALEJ

Każde cierpienie połączone z Chrystusowym krzyżem umacnia

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Graziako

Rozważania do Ewangelii Mt 11, 25-30.

Poniedziałek, 29 kwietnia. Święto św. Katarzyny ze Sieny, dziewicy i doktora Kościoła, patronki Europy

CZYTAJ DALEJ

Maryjo, przyprowadź młodych

Mam nadzieję, że owocem peregrynacji będzie większa frekwencja młodych na Mszach św. w kościele – mówi Niedzieli ks. Mieczysław Papiernik, proboszcz parafii św. Wojciecha w Kowalach-Ganie.

Obraz Matki Bożej Częstochowskiej przybył do parafii w niedzielę 28 kwietnia po południu. Przyjazd poprzedziła modlitwa różańcowa i śpiew pieśni maryjnych. Ikona została przywieziona z parafii św. Leonarda w Wierzbiu, w asyście wozu strażackiego.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję