Był rok 1672. Na tronie Polski zasiadał Michał Wiśniowiecki, władca nieudolny i słaby. W kraju panował chaos, wewnętrzne spory i napięcia. Tymczasem widmo nieuchronnej wojny z Turkami stawało się coraz bliższe. Skłócona Polska nie była zdolna do konfrontacji z potężnym przeciwnikiem. Jej stan trafnie określały słowa hetmana Jana Sobieskiego wypowiedziane w sejmie: „W domu siedzieć, podatków nie płacić, żołnierza nie karmić, a Pan Bóg żeby za nas wojował”.
Granice kraju stały otworem, toteż ponad 300-tysięczna armia Mahometa IV wraz ze sprzymierzonymi ordami Tatarów w czerwcu 1672 r. zalała wschodnie rubieże Polski. Padł Żwaniec, Kamieniec Podolski, wreszcie nieprzyjaciel stanął pod Lwowem. Miasto broniło się przez dziesięć dni i ocalało dzięki okupowi oraz dyplomatycznym zabiegom przedstawicieli Rzeczypospolitej i chana tatarskiego, który chciał ograniczyć zdobycze tureckie mając na widoku własne korzyści wynikające z łatwej grabieży zajętych terenów. Tak też się stało. Zagony tatarskie dotarły do linii Wieprza i Sanu. Między 3 a 9 października łuny pożarów rozgorzały wokół Przemyśla. Do miasta zaczęły docierać zatrważające wieści. Tatarzy palili wsie i miasteczka, mordowali bezbronną ludność, łupili dobytek, brali jasyr. Nie było litości. Przemyśl wówczas postrzegano jako warownię. Od południa i wschodu otoczony murem z basztami, od zachodu dostępu do miasta strzegł zamek obronny, a od północy głęboki wtedy San z urwistymi brzegami stanowił skuteczną zaporę. Zapewne dlatego Tatarzy omijali miasto koncentrując się na plądrowaniu okolicy, chociaż Przemyśl wówczas mógł być łatwym celem, gdyż nie był przygotowany do obrony. Brakowało w nim załogi wojskowej, a nieliczna szlachta ziemi przemyskiej oraz chroniące się w murach mieszczaństwo nie stanowiły wystarczającej siły. Ponadto wśród ludzi zapanował popłoch i przerażenie niektórzy w panice opuszczali wraz z dobytkiem miasto, a kapituła przemyska w obawie przed grabieżą aż do Torunia wywiozła archiwum i skarbiec. Kiedy wydawało się, że nie ma ratunku, a zguba jest nieuchronna, znalazł się człowiek, który wskrzesił ducha walki i rozbudził nadzieję. Był nim zakonnik o. Krystyn Szykowski.
W historii naszego miasta pośród wielu znakomitych postaci właśnie on zajmuje zaszczytne miejsce obrońcy i bohatera. O. Krystyn Szykowski przez biografów postrzegany jest jako człowiek, który „pochodził ze stanu rycerskiego i młodość spędził na koniu”.
Urodził się w 1642 r., a 13 stycznia 1663 r. wstąpił do zakonu we Lwowie, gdzie odbył nowicjat. Sześć lat później przyjął święcenia kapłańskie w Przemyślu. Tutaj dwukrotnie w 1672 oraz 1678 r. był gwardianem zakonu. Biograf prowincji zakonnej o. Stanisław Kleczewski oraz autor monografii Przemyśla Leopold Hausner, wśród cech charakteru o. Krystyna Szykowskiego wymienili: odwagę, waleczność, patriotyzm, umiejętność dowodzenia, czyli atrybuty, które prezentował sposobiąc się do stanu rycerskiego zanim jeszcze został zakonnikiem. Walory jego osobowości spowodowały, że przemyślanie zwrócili się do niego z apelem o zorganizowanie obrony i ratowanie miasta z opresji. Lepszego wyboru dokonać nie mogli. O. Szykowski zwerbował ochotników, sformował oddziały konne i piesze, wyznaczył dowódców. Zebrane siły były mizerne, źle uzbrojone, nie wprawione w walce, dlatego też dwukrotnie w przemyskiej katedrze i na rynku miasta w płomiennej mowie dodawał otuchy, zagrzewał do męstwa i wiary w zwycięstwo. Na koniec wydał stosowne rozkazy, a zmobilizowane miasto oczekiwało walki. Tatarzy jednak nie kwapili się do ataku. W tej sytuacji o. Szykowski podjął odważną, choć ryzykowną decyzję. Po otrzymaniu wiadomości, że trzy tatarskie zagony wyczerpane grabieżą, wraz ze zdobytym łupem i jeńcami zaległy na polach między Kormanicami, Pnikutem i Podstolicami, postanowił wyjść za mury i zaskoczyć wroga. Śmiały plan miał szanse powodzenia, gdyż Tatarzy, przekonani, iż w okolicy nie ma wojska, czuli się bezkarni, a nawet zaniechali zwykłych środków ostrożności. Obóz tatarski pogrążony w śnie został otoczony przez oddziały o. Krystyna. Nocną ciszę przerywały jedynie jęki jeńców i parskanie koni. Gdzieniegdzie tliły się głownie dogasających ognisk i coraz bardziej gęstniał mrok. O północy nastąpił atak. Wyrwani ze snu Tatarzy stawiali słaby opór. Nie mogli rozpoznać przeciwnika, który z furią nacierał ze wszystkich stron. Zaprawieni w boju ordyńcy ginęli prawie bez walki od gradu niewidzialnych ciosów. Ci, którzy nie padli w walce, lub nie zostali ranni, ratowali się paniczną ucieczką. Czarne niebo wchłonęło błagania o litość i owacje zwycięzców. Słoneczny ranek rozświetlił pole bitwy. Zwycięstwo było kompletne. Na pobojowisku leżały na wpół odziane ciała Tatarów, porzucony oręż, strzępy zdeptanych namiotów i odzieży. Straty własne były minimalne. Odzyskano znaczne łupy i uwolniono jasyr. 9 października radośni zwycięscy weszli do miasta. Wśród przemyskich oddziałów była znaczna grupa powiązanych jeńców, wśród których znalazł się nawet znaczny tatarski murza. Pierwsze kroki o. Krystyn Szykowski skierował do kościoła, by podziękować Bogu za zwycięstwo i ocalenie miasta. Niestety nie ominęła bohaterskiego zakonnika gorycz. Jeszcze nie przebrzmiały owacje, a już rozległy się słowa krytyki. Zaczęto zazdrościć zakonnikowi rozgłosu i zasłużonej sławy. Niektórzy postawili mu zarzut, że wyprowadzając oddziały poza mury miasta naraził zdrowie i życie ludzi. Musiały mocno boleć te nikczemne pomówienia skoro zakonnik zwrócił się do przełożonych o przeniesienie w inne miejsce. Tak też się stało bowiem ostatnie dnie spędził w Solcu nad Wisłą.
Przyjaciel domowy w 1859 r. opisuje legendę związaną z o. Szykowskim. W 1672 r. hetman Jan Sobieski po rozbiciu Tatarów pod Narolem wstąpił do Przemyśla, by osobiście poznać dzielnego zakonnika. Ten wówczas modlił się przed klasztornym ołtarzem i wzywającemu go przed oblicze hetmana zakonnikowi powiedział:
„Ja teraz służę większemu panu niżeli hetman. Na te słowa przyszły król Polski odszukał klęczącego kapłana i nieco zniecierpliwiony strofował o. Krystyna:
- Lepiej ci było księże zostać w zbroi niż w kapturze, na co zakonnik odparł:
- Czy w kapturze, czy zbroi, zawsze ten szczęśliwy kto się Boga boi”.
Pamięć o zwycięstwie pod Kormanicami przetrwała wieki. Kroniki opisały ten fakt wielokrotnie, jakkolwiek incydent po bitwie i dalsze losy o. Szykowskiego pozostają jakby w cieniu. Szczególną zasługą ojców reformatów jest kultywowanie pamięci o bohaterskim zakonniku, który na zawsze wpisał się w historię miasta i Kościoła.
4 października 1923 r. w nabożeństwie ku czci o. Szykowskiego wziął udział bp Józef Pelczar. W okolicznościowej modlitwie opiece Bożej polecił mieszkańców miasta. W dwusetną rocznicę bitwy z inicjatywy ówczesnego burmistrza Przemyśla dr. Walerego Waygarta powstały komitety obywatelskie powołane celem zebrania środków na budowę pomnika o. Krystyna. W efekcie tej akcji został wmurowany kamień węgielny, ale sam monument odsłonięto po pięciu latach 30 sierpnia 1877 r. Rzeźba projektu Zygmunta Trembeckiego przedstawia postać zakonnika z krzyżem w jednej i rozwiniętym sztandarem w drugiej ręce. Na postumencie widnieje napis:
„Gwardianowi ojców reformatów ks. Krystynowi Szykowskiemu miasto Przemyśl na pamiątkę zwycięstwa na czele ludu w dniu 9 października 1672 r. za panowania króla Polski Michała Wiśniowieckiego pod Kormanicami nad hordą Tatarów odniesionego i uwolnienia z jasyru tysięcy jeńca ten pomnik obrońcy i wybawcy grodu w dwusetną rocznicę poświęca”.
W trzechsetną rocznicę tryumfu w październiku 1972 r. odprawione zostało uroczyste nabożeństwo w intencji miasta. Wtedy to wiszące dotąd w refektarzu obrazy z wizerunkiem o. Szykowskiego namalowane w 1956 r. przez Antoniego Litwiniuka umieszczono na widok publiczny w korytarzu kościoła.
W 1939 r. pomnik usytuowany przy ulicy w ciągu przykościelnych murów został uszkodzony przez czołg sowiecki, w 1988 r. przez strącony burzą konar drzewa. W ubiegłym roku poddany kolejnej renowacji wraz z zabytkową drogą krzyżową i murami otaczającymi świątynię.
Wspomniałem wcześniej iż postać o. Krystyna Szykowskiego znalazła trwałe miejsce w tradycji miasta i dokumentach historycznych. Mimo tego wyrazu pamięci należy ją przywoływać i to nie tylko w momentach okolicznościowych. O. Szykowski jest przykładem, symbolem miłości Boga i Ojczyzny. Pozostaje zarówno świadectwem chlubnej przeszłości Przemyśla, jak i wzorem dla współczesnych.
Uroczystości trzechsetnej rocznicy śmierci kapłana zorganizowane przez Ojców Reformatów w Przemyślu mają wymiar daleko głębszy niż refleksja historyczna. Uczą bowiem wierności wartościom ponadczasowym. Dzisiaj także potrzeba odwagi często niezłomnej, a nawet heroicznej, aby pokazać, że każdy sukces i każda perspektywa możliwa jest wyłącznie w perspektywie Boga.
Pomóż w rozwoju naszego portalu