Dom Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego przy ul. Wiślanej 2 stał się szerzej znany warszawiakom jako miejsce, gdzie przez lata zatrzymywał się, będąc w Warszawie, Karol Wojtyła, i skąd w październiku 1978 r. wyjechał na konklawe do Rzymu. Można by powiedzieć: znany na nowo, gdyż w sierpniu 1944 r. był to jeden z istotnych punktów walczącego Powiśla.Szary Dom, mający niegdyś trzy wejścia: od Gęstej, Dobrej i Ks. Siemca (obecnie Wiślana), dobrze się sprawdzał w konspiracji. Siostry prowadziły tajne liceum pedagogiczne, wypiekały chleb nie tylko oficjalny, kartkowy, ale także "dla lasu". W społecznej kuchni wydawały dziennie 2000 porcji zupy dla dorosłych, 800 porcji dla dzieci i tyleż podwieczorków. Udzielały pomocy Żydom, przede wszystkim wyprowadzanym z getta dzieciom. Wszystko to odbywało się pod bokiem zakwaterowanych w domu niemieckich telegrafistek. Niektóre urszulanki współpracowały z AK i organizacją Przysposobienia Wojskowego Kobiet, a działo się to w takim ukryciu, że współsiostry dowiadywały się o tym dopiero po latach. W przededniu powstania siostry i uczennice przeszły przeszkolenie pielęgniarskie. Przygotowywał się patrol sanitarny i punkt opatrunkowy. W ścisłej tajemnicy szyto opaski powstańcze.
Bez matki
Reklama
1 sierpnia nic nie zapowiadało alarmu, więc ówczesna przełożona
generalna Zgromadzenia m. Pia Leśniewska zdecydowała się wraz z s.
Andrzeją Górską odwiedzić bp. Bukrabę, mieszkającego w sanatorium
przy ul. Emilii Plater. Odgłos pierwszych strzałów dobiegł je przy
pl. Trzech Krzyży. Urszulanki przeczekały strzelaninę w bramie i
zawróciły na Powiśle. Dotarły tylko do Oboźnej. Na całej długości
ulicy trwał ostrzał od uniwersytetu. Znów pozostało ukryć się: tym
razem w budynku na rogu Oboźnej i Nowego Światu. Tutaj nieoczekiwanie
musiały zostać przez tydzień. Dalej drogi nie było, choć tak blisko
domu!
Przez ten czas w kamienicy utworzył się schron i szpitalik
dla rannych w okolicy, a także cmentarzyk w podwórzu. Mieszkańcy
solidarnie dzielili się z przygodnymi przybyszami skromnymi zapasami
jedzenia.
8 sierpnia pojawili się w kamienicy dwaj akowcy. Wraz
z nimi siostry, w grupie ludzi z Powiśla, mogły przejść do Tamki.
Tam była Polska: powstańcy, biało-czerwone flagi, a nawet piosenka.
Tymczasem siostry w Szarym Domu już wiedziały o rychłym powrocie
zaginionej bez wieści matki. Ranny powstaniec powiedział im, że przy
Oboźnej opatrywała go jedna zakonnica w takim samym habicie jak one,
do drugiej zaś zwracano się: "przewielebna".
Aby umożliwić powracającej matce pokonanie ostrzeliwanej
Dobrej, zostało naprędce przekopane przejście podziemne pod szynami
tramwajowymi. Nareszcie razem, w domu!
Sądny dzień
Reklama
Powrót matki był balsamem na rany, jakich doznał Szary Dom
zaraz pierwszego dnia powstania. Już po kilku minutach strzelaniny
dotarła wiadomość o rannym, który leży na Gęstej przy Browarnej.
Na pomoc ruszył patrol sanitarny, złożony z pięciu sióstr, pod dowództwem
s. Jany Płaskiej. Mimo narastającego ostrzału siostry pozostawały
przy rannym, ukryte za murem uniwersyteckim. Niemcy podeszli zupełnie
blisko i rzucali granatami, jakby dokładnie celując. Cztery siostry
zginęły od odłamków, piąta - s. Jana - mimo że najbardziej odsłonięta,
przeżyła. Odniosła jednak kilkanaście ran, w jej ciele tkwiły liczne
odłamki. Przychodziła do zdrowia długo, ponad rok, przy gorączce
i odnawiających się ranach.
W tym samym czasie, gdy patrol wychodził ze swą pierwszą
i ostatnią interwencją, do innego rannego został wywołany ks. Tadeusz
Burzyński, student uniwersytetu i kapelan urszulanek. Wyszedł z olejami
św. tak jak stał, w komży i białej stule, prosto od adoracji Najświętszego
Sakramentu. Wkrótce patrol harcerek przyniósł go na noszach, z przestrzeloną
aortą. Przed śmiercią zdążył się jeszcze wyspowiadać i prosić drugiego
kapłana o odprawienie Mszy św., które zamówili u niego wierni.
Nękane niepokojem o nie znany im jeszcze wtedy los matki
generalnej i patrolu siostry rzuciły się w wir pracy. "Zasadą naszą
było; zaufać Bogu, robić swoje, nie rozczulać się" - wspomina s.
Stanisława Czekanowska. Urszulanki, trwając na codziennej Eucharystii
i adoracji Najświętszego Sakramentu, zachowywały zaskakującą równowagę
i pogodę ducha, którą dzieliły się z mieszkańcami Szarego Domu i
innymi swoimi podopiecznymi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Na rozstajnych drogach
Reklama
Podopiecznych było dużo. W domu chronili się uchodźcy z okolicznych
zburzonych domów, przebywali ranni. Mieszkańców wciąż przybywało
- pod koniec ich liczba sięgała tysiąca. Przychodzili także ludzie
po wodę, po chleb. Było rojnie jak w ulu, co wymagało doskonałej
organizacji.
Wobec nieustannego ostrzału życie przeniosło się z ulic
do podziemi. Kilometrami piwnic i łączących je przekopywanych korytarzy,
ciągnących się od uniwersytetu, kursowali łącznicy i łączniczki,
patrole, uchodźcy próbujący ocalić coś ze zburzonych domów. Po przebiciu
ostatniej ściany dom nie był już bezpiecznym schronem, lecz ruchliwym
węzłem komunikacyjnym, do którego drzwi były dzień i noc otwarte.
Było to niebezpieczne; zdarzali się i szabrownicy. Musiał trwać nieustanny
dyżur przy wejściu. Wzajemna pomoc i czuwanie umacniały więź między
mieszkańcami.
W przyziemiu domu powstała kantyna dla oddziałów z Powiśla
i przechodzących. Mogli się tu posilić. Dla małych kolporterów prasy
walczącej Warszawy dzień zaczynał się właśnie tutaj - od śniadania. "
W ten sposób byłyśmy zaopatrzone w prasę powstańczą wszelkiej maści"
- pisze we wspomnieniach m. Leśniewska.
W pobliżu, przy Dobrej, znajdowało się wyjście z kanałów
- droga odwrotu powstańców z Żoliborza. Przychodzili oni do sióstr
skrajnie wyczerpani, głodni, brudni. Ważne było wypranie ich ubrań,
zdradzających przeprawę przez kanał. Siostry miały pralko-suszarkę.
Powstańcy dostawali posiłek, odpoczywali i po kilku godzinach byli
już gotowi, by pójść dalej, do powstania albo, już później, do cywila.
- Woleli iść pod ostrzał, niż znów zejść do kanałów - opowiada s.
Andrzeja Górska.
Wielu ludzi przychodziło także na Mszę św. do kaplicy
sióstr. Pierwszego dnia powstania odbył się jeszcze ślub powstańczej
pary. Jakże przejmująco brzmiały słowa: "oraz że cię nie opuszczę
aż do śmierci"...
Szpitalik s. Wojno
Reklama
Planowany punkt opatrunkowy w Szarym Domu szybko przekształcił
się w szpitalik. Kierowała nim s. Edwarda Wojno, okulistka, dyrektor
Instytutu Oftalmicznego na Smolnej. W powstaniu zdarzało się bardzo
dużo urazów oka, więc poszkodowani ciągnęli do siostry doktor nawet
z odległych miejsc. Ale i innych pacjentów nie brakowało. Opatrywały
ich siostry i harcerki.
S. Franciszka Popiel we wspomnieniach przytacza historię
jednej rannej, sanitariuszki "Baśki", przyniesionej przez koleżanki
z ciężką raną głowy. "Siostra doktor zabiera się do roboty. Operacja
trwała 20 minut. Szycie na żywego, i to jakie szycie! Oko wyrwane,
szczęka naruszona, długi szew ciągnie się od czoła przez oko aż do
policzka. ´Baśka´ leży nieruchoma, ale całkowicie przytomna. Ani
jednego jęku (...). Ale coś ją niepokoi.
- Siostro doktor, czy ja będę miała oko?
Siostra patrzy z takim bólem. Przecież tam z oka ani
śladu! (...)
- Niech siostra doktor powie wyraźnie, ja nie będę płakać,
na pewno.
Ona nie będzie płakać, ale siostra doktor ma łzy w oczach.
- Moje kochanie drogie, tego oka już nie uratujemy.
- To nic. Trudno. Wola Boża. Przed północą "Baśka" wyspowiadała
się. "Tylko cząstkę Hostii mogła przyjąć, bo w ustach rany straszne,
połykać trudno. Modli się po cichu, a potem leży bez ruchu. Wtem
zwraca się do mnie, mówiąc:
- Siostro, jaki Bóg dobry. Mógł mi zabrać nogę albo rękę,
a on mi zabrał tylko oko... I zresztą, to też dla mojego dobra. Może
mając dwoje oczu miałabym więcej pokus, byłabym gorsza, a tak odjął
mi Pan Jezus te trudności. Jaki On dobry!
Taka była nasza ´Baśka´".
Dom Chleba
Przez całe powstanie siostry kontynuowały wypiekanie chleba.
Zapotrzebowanie było tak duże, że praca szła na trzy zmiany. Po chleb
przychodzili ludzie z całego Powiśla, a nawet i z dalszych okolic.
Zapasów mąki nie mogło wystarczyć dla wszystkich, trzeba było wprowadzić
system kartkowy. Czasami siostry rozdawały własny przydział.
Z białej mąki siostry piekły bułki, zwane powszechnie "
urszulankami". W podziemnych korytarzach drogę wskazywały sporządzone
anonimową ręką napisy: "Do urszulanek po chleb". Po tych właśnie
kierunkowskazach powróciła do domu matka generalna.
W mroczny czas powstania Szary Dom zaskarbił sobie sympatię
i wdzięczność Powiślan, którzy nazwali go "Domem Chleba" - tzn. Betlejem. "
I tym chciałybyśmy już na zawsze pozostać..." - zapisała s. Górska.
"Stał się nam dom nasz pusty"
W miarę upływu dni mieszkańcy domu opuszczali ostrzeliwane
piętra, aż wreszcie życie skupiło się na parterze i w piwnicach.
Wreszcie 3 września Niemcy zdecydowali się na ostateczne złamanie
oporu tej części Powiśla. Najpierw zablokowali kanały burzowe. Dla
Szarego Domu z kilkuset mieszkańcami brak kanalizacji oznaczał klęskę!
Zanim siostry ogarnęły nową trudność, rozpoczęło się nieustanne bombardowanie
domu granatami. W południe trzeba było przenieść Najświętszy Sakrament
do piwnicy. Pojawiły się pożary w dwóch miejscach, naprędce gaszone.
Już po południu dowódca terenu "Kazik" zawiadomił, że
ma rozkaz ewakuowania oddziału. Radził, aby domownicy udali się wraz
z nim w głąb miasta. Część mieszkańców poszła. Jednak siostry wspólnie
zadecydowały, że pozostaną. Było ich sto kilkadziesiąt - uznały,
że nie mają prawa obciążać miasta pozbawionego wody i żywności. Ponadto
nie chciały opuszczać swoich rannych i staruszków. Po wyjściu mieszkańców
siostry czekały już tylko na pewną śmierć - były bowiem przekonane,
że podzielą los redemptorystów z Woli, zamordowanych w klasztorze
przez Niemców.
Niemcy pojawili się 4 września. Wyprowadzili siostry
z domu, do pl. Saskiego i dalej, wraz z rzeszą warszawiaków, przez
zburzoną Wolę do dworca, na Pruszków i Milanówek. Ostatnia wyszła
s. Wojno, po założeniu ostatniego opatrunku. "Za nami pozostało powstanie,
sen o wolności" - zapisała m. Leśniewska.
Urszulanki powróciły do Warszawy 19 stycznia 1945 r.,
by własnymi rękami odbudować wypalony doszczętnie Szary Dom. Ale
to już zupełnie inna historia.
Korzystałam z: Szary Dom w Warszawie, seria: Ocalić od zapomnienia, Zgromadzenie Sióstr Urszulanek SJK, Warszawa 1998; oraz: Pia Leśniewska USJK, Walczyłyśmy na Powiślu, Tygodnik Powszechny 1967 nr 32.