Reklama

Zapiski z życia

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Zjawiła się niesamowita wiosna tego roku. Wyjątkowa. Wstrząsająca. Piękna i dramatyczna. Losy świata splatają się z cyklem pór roku. Jedno przez drugie daje się odczytywać. Jedno i drugie zdaje się być zakotwiczone w metafizycznej tajemnicy Stwórcy.

*

W tym roku inaczej układają się różne, proste doznania, inaczej we mnie. Przenika je przynajmniej chwilowo duch ożywienia. Jest mi znane poczucie, że człowiek nie jest sam. Tak to dziwnie jakoś poukładane, pozaplatane. Trudne. Dostrzegam tylko cząstkę małą zakrytego przed zmysłami sensu. Obok rośliny niemal jednocześnie postanowiły niecierpliwie, ale prawidłowo, bezbłędnie, zareagować na dość spóźniony przypływ ciepłych, słonecznych dni. Mojemu koledze z Wrocławia, Jankowi Stolarczykowi, przyśnił się nad ranem wiersz, z którego zapamiętał po obudzeniu tylko jedną linijkę: „Śpiew słowika ostrzył moje ucho”. Jakby Przyboś sam napisał, ale przyśniło się. Też pięknie. Zaś Elżbieta powiadomiła mnie, że pąki platanów w Wersalu już mocno się rozwinęły. Widziałem te piękne, wiekowe drzewa przy szerokiej alei, wiodącej do królewskiego pałacu. U nas, w Polsce, w Zawadzie, zwyczajnie, cicho budzi się, objawia swoją delikatność każda grudka ziemi, każdy pąk, kwiat. Rozwijają swój śpiew ptaki. Gdzieś na dalszy plan odsunęły się różnorakie niepokoje. Na miejskich klombach pojawili się pracownicy zieleni i sadzą bratki, moje kwiaty. Teraz już intensywnie kwitną forsycje, śliwki, czereśnie, tulipany, magnolie. Jeszcze będzie czas jaśminu. I zaraz się skończy. Wpatruję się w punkciki seledynowego chlorofilu. Słońce wschodzi wśród lipowych gałązek, wieczorem ucisza się zimny, wschodni wiatr, księżyc wschodzi czysty, coraz bardziej wyraźny, wysoko na niebieskim niebie. Pracuję i modlę się. Mam spracowane, popękane ręce.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

*

Ciągle wracam (długo, wielokrotnie, będziemy wracać) do ostatnich wielkanocnych tygodni, do Rzymu, a raczej Watykanu. Do tego wszystkiego, co się stało.
Tam biło i nadal bije serce świata. Wszyscy doznaliśmy smutku i bólu pożegnania, wszyscy łączyliśmy się w jednym uczuciu, kiedy nasz Papież był chory i umierał. To był Wielki Tydzień dla świata. Tydzień rzeczywistego zamyślenia. Na naszych oczach śmierć łączyła się z życiem. Jakby na potwierdzenie śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Otrzymaliśmy taką samą nadzieję. W tych wielkanocnych tygodniach, czyż to nie był znak dawany przez Boga? Czyż nie widzieliśmy, nie byliśmy świadkami bólu Ukrzyżowania, w którym ten, który cierpiał, jeszcze do nas mówił, milcząco już mówił: Nie smućcie się, jestem radosny. I wy też takimi bądźcie. I przyszła otucha, radość odnowienia świata przez śmierć. Okupiona, zapłacona życiem. Nie da się nie myśleć o metafizycznej tajemnicy śmierci. Nie przywoływać obrazu ziarna pszenicy, które jeśli nie obumrze, nie wyda życia, nie będzie owocować.

Reklama

*

Śmierć Jana Pawła II, nazywanego już Wielkim, zaakcentowała jeszcze raz, całościowo, rangę całego jego pontyfikatu. Nawet magię jego charakterystycznego, niepowtarzalnego głosu. Bardzo lubiłem, lubię tę melodię i rytm. W owych dniach wiele dowiedzieliśmy się o nim samym, jakby w filmowym skrócie. Z niezliczonymi ujęciami zdjęciowymi w mediach łączyła się duchowa nadmaterialność. Były wyglądy, ich rejestracje, ale i coś jeszcze. Coś więcej. Rozproszone w tysiącach fotografii i faktów. Była w tym wszystkim prawda i dziwność. To jest moje istotne doświadczenie życiowe. Już to wiem. Wiele spraw i rzeczy się wyjaśniło, wyszło jakby z mgły, rozproszenia, niedokształtu, niezauważenia czy lekceważenia. Stanąłem przez to pewniej, jaśniej. Doceniam sens straty, która może być zyskiem czegoś o wiele ważniejszego. Do tego trzeba jednak dojść w samym sobie. Otworzyć oczy i uszy, a zwłaszcza otworzyć sumienie. Wiem, objęło mnie doświadczenie o fundamentalnej wadze. Oczywiście, zmagam się z nim, próbuję je objąć i pozwalam się obejmować. Weryfikuję, jeszcze raz oglądam swoje życiowe koleje. Dokładniej rysuje mi się mój niegdysiejszy błąd lub racja. Jeszcze raz coś boli, a inne wzmacnia, potwierdza się. I tak ma być. Nie inaczej.

Reklama

*

I rodzi się takie retoryczne pytanie. Wobec dotykającego świat zamętu, wojen, pesymizmu, zagubienia, w jakim miejscu na świecie podnosi się wezwanie naprawdę odpowiedzialne, by świat uczynić lepszym? Może wreszcie dostrzegą to ci, którzy już prawie nie chcieliby dostrzegać potrzeby istnienia Kościoła. Nikt tego, co ważne tak, choćby jak obecnie Benedykt XVI, nie ujmuje. Papież, a wraz z nim cały Kościół, ma zadanie być sumieniem ludzkości. Słuchajmy tego Głosu na pustyni, wielorakiej obecnie pustyni, bo przywraca (Głos) mocno już zachwiane hierarchie. Kościół proponuje człowiekowi wiosenne odnowienie. Pojawienie się kwiatów w jego życiu. Oczywiście, mylnie pojmujemy sprawy, jeśli myślimy, że tam, w Watykanie, wszystko słusznie, pięknie i bez większego trudu uda się załatwić. I będzie OK. Nie będzie nic załatwione, jeśli każdy z osobna się nie zmieni. W taką możliwość trzeba wierzyć. Tej przemiany trzeba chcieć, wymagać jej od siebie i innych. W tych dniach zobaczyliśmy, mówiąc językiem matematycznym, wzór Chrystusa. Nie w słownych deklaracjach, ale w tchnieniu ducha czasu, który bardzo widocznie obejmował ludzkość. Płynie stąd jednak nadzieja.

*

Kiedy 19 kwietnia na konklawe, w czwartym głosowaniu, na nowego papieża wybrano wielkiego teologa, intelektualistę, niemieckiego kard. Josepha Ratzingera, ogarnęła mnie radość, która przezwyciężała niedawny jeszcze smutek. Ogłoszono białym dymem i biciem w dzwony: Habemus Papam. Świat pilnie interesuje się i zastanawia nad każdym słowem, które nowy Papież teraz wypowiada. Dostrzega jego metamorfozę czy serdeczne przywoływanie swego wielkiego Przyjaciela. Czuje się w nim promieniowanie ducha. Piękne to. Jest oczywiście inny, ale ma w sobie pokorę i dobroć, a poza tym intelekt. Trzeba to cenić. Najważniejsza wydaje mi się jego wola, by dać odpór duchowemu relatywizmowi - źródłu dowolności w wartościowaniu, które jak trucizna ogołaca zwłaszcza Europę z sakralności życia. I jest jeszcze nie bez znaczenia to, że Benedykt XVI wyszedł z narodu niemieckiego, jakby na przekreślenie strasznego odium przestępstwa wojennego, ciążącego na ciągle smutnej duszy niemieckiej. Zresztą brak większego entuzjazmu w Niemczech po wyborze na Stolicę Piotrową ich rodaka zdaje się ten fakt uwypuklać. Ale... teraz mamy nową sytuację, bo chociaż wiadomo, że z tego narodu wyszedł największy dziejowy złoczyńca, to dzisiaj jednak słyszymy głos Papieża - Niemca. Jest dobro. Musimy zweryfikować swoje schematyczne myślenie. Bóg tego chce. Otwiera nową kartę i zapewne perspektywę do wypełnienia w swoim planie Bożym. Ten wybór dla Polski też nie będzie obojętny. Nam wszystkim potrzebne jest przewartościowanie spraw w nowym duchu.

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nowy rektor rzymskiego Centrum Duchowości Miłosierdzia Bożego

2024-04-17 10:00

[ TEMATY ]

Boże Miłosierdzie

Włodzimierz Rędzioch

18 kwietnia 1993 r., podczas uroczystej Mszy św. w Bazylice św. Piotra, Jan Paweł II ogłosił błogosławioną siostrę Faustynę. W następnym roku, na polecenie ówczesnego wikariusza Rzymu kard. Kamila Ruiniego, położony niedaleko Watykanu kościół Świętego Ducha in Sassia (Santo Spirito in Sassia), stał się oficjalnym Centrum Duchowości Miłosierdzia Bożego, którego celem jest promowanie kultu Bożego Miłosierdzia, przekazanego przez św. Faustynę Kowalską, wśród wiernych diecezji rzymskiej i pielgrzymów przyjeżdżających do Wiecznego Miasta.

Świątynia ta stała się miejscem pielgrzymowania wiernych żyjących duchowością św. Faustyny, a każdego dnia o godz. 15 jest tu odmawiana Koronka do Bożego Miłosierdzia.

CZYTAJ DALEJ

Czy przylgnąłem sercem do Jezusa dość mocno?

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Grażyna Kołek

Rozważania do Ewangelii J 6, 44-51.

Czwartek, 18 kwietnia

CZYTAJ DALEJ

S. Faustyna Kowalska - największa mistyczka XX wieku i orędowniczka Bożego Miłosierdzia

2024-04-18 06:42

[ TEMATY ]

św. Faustyna Kowalska

Graziako

Zgromadzenie Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia – sanktuarium w Krakowie-Łagiewnikach

Zgromadzenie Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia –
sanktuarium w
Krakowie-Łagiewnikach

Jan Paweł II beatyfikował siostrę Faustynę Kowalską 18 kwietnia 1993 roku w Rzymie.

Św. Faustyna urodziła się 25 sierpnia 1905 r. jako trzecie z dziesięciorga dzieci w ubogiej wiejskiej rodzinie. Rodzice Heleny, bo takie imię święta otrzymał na chrzcie, mieszkali we wsi Głogowiec. I z trudem utrzymywali rodzinę z 3 hektarów posiadanej ziemi. Dzieci musiały ciężko pracować, by pomóc w gospodarstwie. Dopiero w wieku 12 lat Helena poszła do szkoły, w której mogła, z powodu biedy, uczyć się tylko trzy lata. W wieku 16 lat rozpoczęła pracę w mieście jako służąca. Jak ważne było dla niej życie duchowe pokazuje fakt, że w umowie zastrzegła sobie prawo odprawiania dorocznych rekolekcji, codzienne uczestnictwo we Mszy św. oraz możliwość odwiedzania chorych i potrzebujących pomocy.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję