Z zazdrością czytam doniesienia prasowe, że gdzieś w Białym Dunajcu dwóch właścicieli domu rozpusty postanowiło dla uczczenia Jana Pawła II zamknąć swój przybytek, pójść do spowiedzi i rozpocząć uczciwe życie. Śmierć Ojca Świętego dała im wiele do myślenia. Zrozumieli, że dalej nie można żyć z cudzego grzechu i na owoce ich nawrócenia nie trzeba było długo czekać. Taka to bowiem góralska natura, że nie znosi połowiczności. Jak piją, to do nieprzytomności, a jak się modlą i śpiewają, to aż drżą ściany kościoła. A jak się nawracają, to naprawdę.
U nas pewnie też były w ostatnich tygodniach jakieś nawrócenia. Ale nie aż tak widoczne i pomnikowe. Ponoć wielu spowiadało się po kilkudziesięciu latach. Niektórzy pierwszy raz uwierzyli w Boga i postanowili przyjąć chrzest. Ale to żadni publiczni grzesznicy. Ci ostatni zrobili tylko krótki unik, żeby nie zrazić do siebie klientów.
Na kilka dni pozasłaniano ciemną folią wystawy i napisy w sex shopach przy alei Jana Pawła II, gdzie co wieczór rozbłyskały setki tysięcy zniczy. Anonse domów publicznych przestały się ukazywać nawet w Życiu Warszawy. Hipermarkety zamknęły swoje podwoje w dniu pogrzebu Papieża i wcale nie spowodowało to kryzysu gospodarczego ani masowych zwolnień wśród personelu. I nikt nie chodził przez to głodny, ani niedomyty. Stacje telewizyjne przestały emitować nachalne reklamy, jakby zapomniały o swoim komercyjnych charakterze i o zarabianiu pieniędzy.
Kierowcy ustępowali sobie pierwszeństwa na drogach, panie na poczcie uśmiechały się do klientów, zwaśnieni politycy podawali sobie ręce. Atmosfera mesjańskiego wręcz pokoju udzieliła się również stadionowym chuliganom, którzy wiązali ze sobą szaliki i skandowali po mieście na cześć Papieża.
Wielu z nas zastanawiało się jak długo to potrwa. Niestety, potrwało niedługo. Bo tutaj nie Podhale, żeby podejmować jakieś radykalne decyzje. Jeszcze nie dopaliły się znicze w alei Jana Pawła II, a już z sex shopów, wyjątkowo licznych na tej właśnie ulicy, zdjęto maskujące folie. W Życiu Warszawy reklamowały się „agencje towarzyskie”, zaledwie kilka stron dalej za relacjami z Watykanu. Kibice potłukli się podczas meczu i wszystko wróciło do „normy”.
No, może prawie wszystko. Bo coś pewnie w nas zostało, choć to ciągle za mało. Mam wrażenie, że aby się coś nas zmieniło na stałe, to Papież musiałby umierać co tydzień. Chociaż? Większość z nas co tydzień uczestniczy przecież w misterium Męki Śmierci i Zmartwychwstania samego Chrystusa. A mimo to, wewnętrzne nawrócenie następuje w nas strasznie powoli.
Pomóż w rozwoju naszego portalu