Br. Andrzej Pastuła OP był dominikańskim jałmużnikiem, powszechnie lubianym zakrystianem i infirmariuszem zakonnym. Zmarł w sobotę po krótkiej chorobie w wieku 55 lat.
W dominikańskiej bazylice św. Trójcy żegnała go rodzina, przyjaciele, bracia z różnych zgromadzeń, siostry zakonne, dominikanie z kraju i zagranicy oraz tłumy krakowian. „Gromadzimy się pełni wdzięczności za życie Andrzeja, za jego wierną pracę i za te wszystkie rzeczy, o których wy najlepiej wiecie: rzeczy wielkie i rzeczy małe, a wszystkie ważne” – mówił przeor krakowskiego klasztoru o. Piotr Ciuba OP.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Homilię wygłosił o. Paweł Kozacki OP. Nawiązując do ewangelicznej przypowieści o talentach mówił, że chce dziękować Bogu za pięć talentów, którymi szczególnie obdarował zmarłego zakonnika: za służbę, miłość, pokorę, trzeźwość myślenia i apostolską gorliwość.
„On był nie tylko zawsze gotowy do służby, ale wychodził z inicjatywą i nie bał się, że ktoś go o coś poprosi” – wspominał przełożony polskich dominikanów. Dodał, że zmarły zakonnik nie celebrował siebie i nie oczekiwał wdzięczności. „W służbie był solidny. Kiedy coś powierzyło się Andrzejowi, nie trzeba było tego sprawdzać. Służył na miarę wszystkich swoich sił” – mówił ojciec Kozacki.
Reklama
Według niego, przestrzenią służby była dla br. Pastuły zakrystia, a także posługa chorym, umierającym, słabym, ubogim, w której ujawnił się drugi z talentów zmarłego: miłość. „To nie była służba za coś, ale służba z całego serca” – podkreślał, zauważając, że służył on przede wszystkim tym, którzy nie mogli mu się odwdzięczyć: ubogim, zapominającym. „Kochał ludzi i ludzie go kochali. Nie na afiszu, nie w deklaracjach, ale w konkretach, w czynach, w dawaniu siebie” – dodał.
Kaznodzieja mówił ponadto o wielkiej pokorze dominikańskiego jałmużnika, który zawsze schodził na ostatnie miejsce. „Miał dystans do siebie i potrafił się z siebie śmiać. Nie było w nim zaciętości ani chęci górowania” – opisywał. Stwierdził też, że br. Pastuła nie był jednak człowiekiem naiwnym. Jego trzeźwość myślenia okazała się cenną cechą w posłudze jałmużnika.
Jak wspominał dominikański prowincjał, zmarły zakonnik cieszył się, gdy widział, że dzieją się dobre rzeczy, a bracia, którzy angażowali się w różne dzieła, mogli być pewni, że mają go po swojej stronie.
Wspomniał także o tym, że brat Andrzej był kibicem Wisły Kraków, który jemu, kibicowi Lecha Poznań, potrafił pogratulować wygranego meczu. Nawiązał do tego przed zakończeniem Mszy św. bp Damian Muskus. „Bracie Andrzeju, w poniedziałek idę na mecz Wisły Kraków i obiecuję, że zabiorę cię tam w swoim sercu” – zadeklarował, dodając żartobliwie, że „z tymi gratulacjami dla Lecha to trochę przesada”.
Reklama
Na koniec bp Muskus zauważył, że brat Andrzej na pewno sobie zasłużył na wszystkie dobre słowa, ale za życia słuchałby ich ze skrępowaniem. „Teraz jest już w innej rzeczywistości i ma duży dystans do tego, co ziemskie, choć jego związki z tym, co ziemskie, się nie kończą, bo przecież żyć będzie w naszych modlitwach i pamięci tych, którzy szukali u niego pomocy i wsparcia” – dodał.
Andrzej Pastuła urodził się 16 września 1963 r. w Kolbuszowej na Rzeszowszczyźnie. Wychowywał się i dorastał w Tarnobrzegu. Tam związał się z dominikańską parafią i klasztorem. Do zakonu wstąpił w Poznaniu, w 1982 r. Tam też złożył śluby wieczyste 18 lutego 1989 r.
W latach 1989-1993 pracował w klasztorze krakowskim. Kolejne dwa spędził w Jarosławiu, gdzie też został wybrany radnym konwentu. W 1995 r. ponownie został skierowany do Krakowa, gdzie pełnił posługę zakrystiana i radnego konwentu. Następnie przez rok przebywał we Wrocławiu, skąd w 1998 r. powrócił do Krakowa. Tutaj zmarł po krótkiej chorobie.
We wspólnocie zakonnej z wielką troskliwością i bardzo ofiarnie zajmował się chorymi i starszymi współbraćmi. Krakowianie znali go jako serdecznego i wrażliwego jałmużnika, który pomagał biednym, słabym i starszym.
Brat Andrzej Pastuła OP spoczął w dominikańskim grobowcu zakonnym na cmentarzu Rakowickim.