Obchodzony 14 października po raz pierwszy Dzień Papieski, przypadł
w szczególnej sytuacji. Mam na myśli nie tylko sytuację międzynarodową,
a więc zamachy terrorystyczne w Nowym Jorku i Waszyngtonie, które
uruchomiły militarną akcję odwetową Amerykanów i ich sojuszników
z NATO przeciw reżimowi talibów w Afganistanie i przeciw grupom terrorystycznym
tam stacjonującym. W gruncie rzeczy, my - Polacy nie odczuwamy grozy
toczącej się wojny "nowej generacji", bo cóż, Amerykanie radzą sobie
znakomicie, a Afganistan daleko... Jednak dla Ojca Świętego Jana
Pawła II - wielkiego orędownika pokoju, ta wojna to z pewnością bolesne
wydarzenie o niewiadomych jeszcze dla świata skutkach. Nie dziwi
więc szczególnie gorąca modlitwa Papieża o pokój i prośba, by nikt
z ludzi wierzących takiej modlitwy nie zaniechał - zanoszonej do
Maryi, Królowej Pokoju i przez Jej pośrednictwo do Jezusa. W październiku,
miesiącu Różańca św., jest ku temu dodatkowa okazja.
Pisząc o szczególnej sytuacji "Dnia Papieskiego" mam na
myśli także to, co wydarzyło się w Polsce 23 września. Oto po 12
latach transformacji ustrojowej państwa, głosami wyborców w demokratycznych
wyborach, niemal pełnia władzy trafiła w ręce postkomunistów (po
stanowisku prezydenta, wcześniej objętym przez Aleksandra Kwaśniewskiego,
spadkobiercy PRL zdobyli większość w Sejmie i w Senacie RP). Utworzą
rząd, w którym na pewno będą odgrywali dominującą rolę. Klęska wyborcza
ugrupowań wywodzących się w prostej linii z wielkiego ruchu społecznego,
jakim była "Solidarność", kończy pewną epokę. Po
23 września to już jest inna Polska.
Czy o takiej Polsce myślał Ojciec Święty, gdy w 1979 r.,
podczas pamiętnej pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny wołał na ówczesnym
Placu Zwycięstwa w Warszawie: "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze
ziemi. Tej ziemi!". Czy w tym sensie nie zawiedliśmy naszego Rodaka,
któremu sprawy "tej ziemi" ciągle są tak bliskie. Często mówimy: "
Ojciec Święty to nasz największy autorytet", więc dlaczego go nie
słuchamy? Jan Paweł II jako Głowa Kościoła Powszechnego konsekwentnie
opowiada się za ochroną życia od poczęcia, aż do naturalnej śmierci,
a my składamy władzę w ręce ugrupowania, które jawnie deklaruje wolę
liberalizacji prawa do aborcji, w przyszłości może także legalizację
eutanazji. Jako społeczeństwo w 95 % deklarujemy nasze chrześcijaństwo,
a na naszych przedstawicieli w państwie wybieramy - po raz kolejny
- ludzi niewierzących. Prezydent - podobno "poszukujący" ateista,
premier - sugerujący, że społeczeństwu żaden ksiądz, nawet prymas,
nie powinien mówić, jak ma żyć...
Dziwne te nasze wybory, dziwne to nasze chrześcijaństwo,
dziwny szacunek do Ojca Świętego... Czy nie myślimy o nim jako o
kimś jednak odległym, świętym, tam daleko, w Watykanie - prawie jak
w niebie. A niebo przecież nie przystaje do naszej brutalnej, ziemskiej
rzeczywistości.
Kościół też jest nam potrzebny - trochę jako instytucja
pewnej tradycyjnej obrzędowości, trochę jako "zakład ubezpieczeń
na wieczność", ale nie w codziennym życiu.
Piszę o tym wszystkim w pierwszej osobie liczby mnogiej,
bo wszyscy w jakimś sensie jesteśmy odpowiedzialni za powstałą sytuację.
I my, wyborcy dokonujący takich czy innych wyborów i ci, którzy w
latach 1997-2001 sprawowali władzę państwową, a zapomnieli czym jest
służba dla "dobra wspólnego".
I w takiej atmosferze przyszło nam przeżywać Dzień Papieski.
Czy w nawiązaniu do niedawno minionej 23. rocznicy wyboru kard. Karola
Wojtyły na Ojca Świętego ten dzień był okazją do szczególnej modlitwy
w jego intencji, wielu akcji charytatywnych, okolicznościowych spotkań
i występów artystycznych, ale także do refleksji nad tym, jak w indywidualnym
i społecznym życiu wypełniamy nauczanie i przesłanie "naszego" Papieża?
Mija jedna koalicja, przeminie i kolejna, a spuścizna tego Wielkiego
Pontyfikatu pozostanie na wieki.
Pomóż w rozwoju naszego portalu