- Czas drugiej papieskiej pielgrzymki do Ojczyzny był bardzo specyficzny. Ciągle jeszcze trwał stan wojenny, może nie tak rygorystyczny jak zaraz po jego wprowadzeniu, ale ciągle jeszcze wielu ludzi przetrzymywano. Kiedy padła decyzja o wizycie Jana Pawła II, wielką niewiadomą było to, jak zachowa się władza. Dla nas we Wrocławiu pierwszym organizacyjnym problemem okazał się wybór miejsca na spotkanie Papieża z wiernymi. Były brane pod uwagę Pola Marsowe i Partynice. Ostatecznie wybrano Partynice, dlatego że teren był większy i lepiej zlokalizowany. Archidiecezja wrocławska, niepodzielona jeszcze w tym czasie, była ogromna. Spodziewano się zatem wielu pielgrzymów. W niedługim czasie kard. Henryk Gulbinowicz zatwierdził projekt ołtarza. Była to figura Chrystusa Zmartwychwstałego z palcami uniesionymi w kształcie litery V oznaczającej Wiktorię, czyli zwycięstwo. Byłem odpowiedzialny za budowę ołtarza, sektorów, organizację służby porządkowej, dlatego bardzo często musiałem spotykać się z władzami miejskimi i milicją. Z przygotowaniami wiązały się też częste wyjazdy do Warszawy na spotkania z władzami centralnymi. W trakcie przygotowań okazało się, że rządzący byli nam przychylni. Kiedy członkowie partii występowali razem, zachowywali się bardziej urzędowo, ale gdy rozmawiałem z każdym z nich indywidualnie, nie robili żadnych problemów. Był rok 1983, a więc dwa lata po zamachu na Ojca Świętego. Wtedy władza bardzo obawiała się tego, że gdyby Papieżowi stało się coś w Ojczyźnie, to właśnie ona odpowiadałaby za to. W świat poszłoby, że polscy komuniści zabili Papieża. Nie mogli na to pozwolić. Oczywiście nie była to pełna współpraca i pomoc. Zdarzały się też takie sytuacje, że „ktoś” rozpuszczał informację, o tym, że jeśli pielgrzym nie ma biletu, wjazdówki, nie zostanie wpuszczony do Wrocławia. Ludzie bali się sytuacji, że zostaną zatrzymani i nie zobaczą Papieża ani na żywo, ani w telewizji. Wtedy na antenie telewizyjnej poprosiłem, by puścić dodatkowo informację, że na rogatkach miasta będzie można nabyć jeszcze bilety parkingowe. Wielu księży dziękowało mi później, mówiąc, że to rozwiało ich wątpliwości. Do końca bowiem nie wiedzieli, czy wyruszyć.
Aby wizyta przebiegła sprawnie, trzeba było wydrukować bilety i zorganizować parkingi (głównie na autostradzie). W tym czasie nie było żadnych wolontariuszy czy komputerów. Kurialne siostry same rozprowadziły ponad milion biletów. Dzień przed pielgrzymką, 20 czerwca, otworzyliśmy sektory, żeby ludzie mogli się w nich gromadzić. Baliśmy się tego, jak zachowa się milicja przy wpuszczaniu wiernych. Na Partynicach utworzono pięć bram wyjściowych. Mogło się tak zdarzyć, że służby rozpoczną bardzo rygorystyczną kontrolę, przez co ludzie nie zdążyliby uczestniczyć w spotkaniu z Papieżem. Bojąc się tego czarnego scenariusza, tuż przed pielgrzymką poleciłem wszystkim proboszczom, by wraz ze swoimi grupami wyruszyli dwie godziny wcześniej niż to było zaplanowane. W efekcie przed przyjazdem Papieża Partynice były napełnione. Ciekawostką jest to, że służby jednej z uczelni badały wcześniej przepustowość ludzi przy pomocy wojska i powiedziały, że opuszczanie tego terenu zajmie co najmniej 5 godzin. Okazało się, że pielgrzymom wystarczyły dwie godziny. Nikogo nie stratowano i nic złego się nie stało. Kilka dni przed przyjazdem Papieża nastąpiło oberwanie chmury i to akurat w części południowej Wrocławia. Baliśmy się niesprzyjających warunków atmosferycznych, tego, że ludzie ugrzęzną w błocie. Na szczęście w dzień pielgrzymki zaświeciło słońce i była piękna pogoda. Wszystko wyparowało. Atmosfera była wspaniała, a ludzie życzliwi. To była bardzo udana pielgrzymka.
Pomóż w rozwoju naszego portalu