Reklama

Polska

Niezwykły i skromny

20 października 2017 r. zmarł ks. inf. Stanisław Bogdanowicz, wieloletni proboszcz Bazyliki Mariackiej w Gdańsku. Kapelan Solidarności. W III RP kapelan Stowarzyszenia „Godność” skupiającego więźniów politycznych PRL. Publicysta, pisarz. Honorowy obywatel Gdańska. W 2008 roku odznaczony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.

[ TEMATY ]

odszedł do Pana

Mateusz Wyrwich

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

– Rzutki. Z pomysłami. Otwarty. Patriota. Bardzo wspomagający w czasach opozycji przedsierpniowej i w stanie wojennym. Człowiek dużego formatu. Słowem: autorytet - mówił przed laty dzisiejszy wicemarszałek senatu Bogdan Borusewicz o księdzu Stanisławie Bogdanowiczu.

– U niego w stanie wojennym odbywały się spotkania z ambasadorami wielu państw zachodnich. Również całego grona ludzi związanych z opozycją. Mimo to uniknął pułapki bezpośredniego angażowania się w działania jakiejś partii. Jeśli wchodził w spory, to tylko o zabytki zagrabione z bazyliki - wspominał inny działacz podziemia, dziś już nieżyjący Arkadiusz Rybicki

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Czytywałem wiersze podczas Mszy św. za ojczyznę w Bazylice Bazyliki Mariackiej. I wówczas to poznałem człowieka ogromnej kultury i erudycji. Nieprawdopodobnie skromnego. Był tak znany i ceniony, że mógłby sobie pozwolić na pewną dozę nieskromności. On jednak stronił od niej. Przy tym, kiedy się z nim rozmawiało całą swoją życzliwość oddawał tobie. Dobry człowiek przez duże litery – wspominał przed laty działacz podziemia niepodległościowego, aktor Szymon Pawlicki.

Dzieciaki pilnujące drzwi

Pedagog, psycholog, publicysta, pisarz. Badacz Biblii. Autor rozpraw filozoficznych, prac historycznych, a także bajek. W tym również pisanych w języku… kaszubskim. Historyk sztuki ściągający przez lata, mimo ogromnego oporu komunistów, do „swojej” bazyliki NMP zagrabione stamtąd przez „władzę” i muzea dzieła mistrzów sztuki sakralnej. Ksiądz infułat Stanisław Bogdanowicz, pełniący szereg funkcji w Kościele, zimą zakładał narty biegówki i szusował po leśnej ciszy. W lecie dużo jeździł na rowerze. Potrafił w czasie sezonu przejechać kilka tysięcy kilometrów. Lubił usiąść w cieniu czytając kolejnego zapomnianego pisarza, bądź poetę sprzed kilkuset lat, którego talent przykrył czas. Albo sam skrywał się z laptopem, nad jeziorem, aby pisać kolejną książkę. Pozostawił ich po sobie ponad pięćdziesiąt i kilkaset tekstów publicystycznych.

Reklama

Droga księdza infułata Stanisława Bogdanowicza do bazyliki prowadziła ze Żwiryni na Wileńszczyźnie, gdzie się urodził dwa miesiące po wybuchu II wojny światowej. Po zawierusze i wygnaniu z Wileńszczyzny trafił z rodzicami do Gdańska w 1945 roku. Przyszły kapłan szkołę powszechną skończył na początku lat pięćdziesiątych, w środku szalejącego w Polsce stalinizmu. Kiedy to komuniści usiłowali Boga zastąpić lokalnym bożkiem : sowieckim imperatorem Stalinem. A prawda zamykana była przez cenzurę.

– Z lat pięćdziesiątych najbardziej utkwił mi obrazek ojca słuchającego Radia Wolna Europa i BBC. – Wspominał przed laty ksiądz Stanisław Bogdanowicz. – I nas, dzieciaków pilnujących przy drzwiach, by nikt nie podsłuchiwał. Bo zdarzało się często, że ubecy chodzili po klatkach schodowych i nasłuchiwali. Czuło się wtedy ten dreszcz emocji, strachu. Już wiedzieliśmy, że Polska nie była wolna. Wolną znaliśmy tylko z opowiadań rodziców. I tak zaczynał kształtować się we mnie antykomunizm.

Ksiądz Bogdanowicz szkołę średnią skończył w 1957. Ale też czas nie zapisał mu się w pamięci niczym szczególnym. Może poza jednym wydarzeniem.

- Dyrektorka naszej szkoły była partyjna. Wchodziła w skład KW PZPR w Gdańsku – wspominał. - Pewnego dnia, a było to kilka miesięcy przed maturą, stwierdziła, że wszyscy muszą być „upartyjnieni”. To znaczy mieliśmy wstąpić do ZMS. Do tej organizacji w naszej klasie nie należały tylko trzy osoby. Ja, przyszły ksiądz, koleżanka Żydówka, i kolega prawosławny. Pewnego dnia przychodzimy, a na ławkach leżą legitymacje ZMP z naszymi nazwiskami. Tylko bez zdjęć. Kazano nam się podpisać i wstąpić do tej organizacji. Powiedzieliśmy jakoś jednogłośnie, że nas to nie interesuje. I wówczas zaczęło „mówić się” we władzach szkoły, że z maturą możemy się pożegnać. Ale właśnie w 1957 roku na trójmiejskich uczelniach wybuchły rozruchy studenckie. I myślę, że one nas uratowały przed zemstą partyjnych i wyrzuceniu nas ze szkoły.

Reklama

Mimo tych wydarzeń władze szkoły zaproponowały Bogdanowiczowi, że dostanie indeks bez zdawania egzaminu… byleby zrezygnował z seminarium. Odmówił.

Władza na ziemi

Czas oliwskiego Seminarium Duchownego nazywał czasem wielkiego przeżywania duchowości. Odkrywania siebie na nowo. Mnogości pytań o relacje z Bogiem. Izolowanie od powszechności, która mimo wszystko co i raz wkraczała brutalnie do budynków seminarium duchownego. Ale i te wydarzenia ksiądz sprowadzał do kilku anegdotycznych wydarzeń.

- Przeżyłem coś takiego, jak wizytacja komunistycznych urzędników w seminarium. Wdarli się kiedyś do nas na wykłady. Zaaresztowali wiele nieprawomyślnych książek z biblioteki. Wykład tego dnia prowadził późniejszy biskup, ksiądz Tadeusz Gocłowski. Powiedział im, że właśnie głosi referat o karach kościelnych nakładanych na osoby, które naruszają niezależność i wolność Kościoła. Ale się tym nie przejęli. Siedzieli na naszych zajęciach potwornie się nudząc. Czasem tylko coś notowali. Pamiętam jeden zabawny incydent. Zauważyli, że na jednej z ławek, a trzeba wiedzieć, że zostały nam w spadku po jakiejś przedwojennej szkole niemieckiej, jest wyrzeźbiona swastyka. Wielki szum z tego zrobili. Że jesteśmy zwolennikami faszyzmu. Ale sprawa się wyciszyła, kiedy okazało się po kim te ławki odziedziczyliśmy. Nie mniej jednak Wydział d.s. Wyznań przysłał do seminarium rachunek za zniszczenie ławki.

Po święceniach, w 1962 roku, młody wikary skierowany został do kościoła w Pruszczu Gdańskim. Ledwie w rok później został poproszony o wygłoszenie kazania dla młodzieży w diecezjalnym sanktuarium pod wezwaniem św. Wojciecha. Wówczas okazało się, że „władza ludowa” nie zapominała o maturzyście, który nie chciał na żadną inną uczelnię, tylko do seminarium. Niebawem wytoczono wikaremu proces administracyjny o „szkodliwą działalność przeciwko państwu”. Oskarżono go o stwierdzenie, iż I Sekretarz PZPR nie ma władzy.

Reklama

- Poprosił mnie wtedy biskup i zapytał, czy rzeczywiście coś takiego powiedziałem ? Zapewniłem, że nie przypominam sobie takiego zdarzenia. – wspominał ksiądz infułat. - Byłem absolutnie przekonany, że czegoś takiego nie mówiłem. Zachodziłem więc w głowę, cóż ja mogłem powiedzieć takiego nieprawomyślnego. Tego, że nie wspominałem żadnego sekretarza, byłem absolutnie pewien. Kiedy ta sprawa została zamknięta, musieli ujawnić akta. Okazało się wówczas, że wypowiedziałem znane zdanie Pana Jezusa: „Dana Mi jest wszelka władza na niebie i na ziemi”. No i stąd to oskarżenie. Okazało się, tak mi powiedziano w Urzędzie d.s. Wyznań, że : „Gdyby ksiądz oznajmił, że tylko dana Mu jest wszelka władza na niebie, to by było wszystko w porządku. Ale, kiedy ksiądz powiedział, że i na ziemi, to znaczy, że sekretarz nie ma władzy, tylko jakiś tam pan Jezus”. Moim zdaniem była to kompromitacja. Tym niemniej, w oparciu o ustawę o obsadzeniu stanowisk kościelnych, zażądano by przeniesiono mnie na inne stanowisko kościelne. Dodatkowo zostałem ukarany przez komunistów zakazem wyjazdu za granicę. A miałem wyjechać na studia w Rzymie. Nie dostałem jednak paszportu. Dopiero w 1971 roku mogłem po raz pierwszy wyjechać do Watykanu, na beatyfikację Ojca Maksymiliana Kolbe. Ale na tak zwany paszport zbiorowy.

Zamiast więc rzymskich studiów, ksiądz Bogdanowicz rozpoczął zajęcia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Zdobył też uprawnienia przewodnika turystyki pieszej i od czasu do czasu organizował dla studentów wyprawy po okolicy. Wkrótce okazało się jednak, że Służba Bezpieczeństwa jest nadzwyczaj wierna młodemu księdzu. Jedna z wycieczek - do Wojciechowa, w okolice Puław, skończyła się jego aresztowaniem. Wcześniej, w pobliżu tej wioski, milicja bowiem zaaresztowała peregrynujący obraz Matki Bożej. A była to peregrynacja milenijna.

Reklama

– Przeszliśmy już kawał drogi i kiedy tak sobie w polu odpoczywaliśmy, wyskoczyła z zarośli masa ubowców i milicjantów. Całą naszą grupę zatrzymali na 48 godzin – opowiadał ksiądz infułat. - Wszystkich po tym czasie wypuścili, ale mnie aresztowali pod zarzutem „rozpowszechniania fałszywych wiadomości, mogących wyrządzić istotną szkodę państwu”. Cztery miesiące siedziałem w więziniu. Za to, że rzekomo rozpowszechniałem fałszywe wiadomości o aresztowaniu tego obrazu. Co było nieprawdą. Siedziałem na Rakowickiej i w Lublinie. Bronił mnie adwokat Cholewa. Wówczas ciekawe było działanie wymiaru sprawiedliwości. Adwokat od razu wiedział, jaki będzie wyrok. Zanim się sąd zebrał. Powiedział mi : „Proszę księdza, prokurator ma wyraźne dyrektywy. Jeżeli ksiądz nie będzie się upierał, że został bezpodstawnie aresztowany, to dostanie ksiądz wyrok dziesięć miesięcy więzienia z zawieszeniem. Ale jeśli ksiądz powie coś przeciwko władzy, to dostanie ksiądz tyle samo, ale bez zawieszenia. No, więc na rozprawie wcale się nie odzywałem. Dostałem wyrok taki, o jakim mi mówił mecenas. Z zawieszeniem. Ale radził mi jeszcze zrobić odwołanie. Powiedział : „Proszę księdza, umówiłem się w sądzie wojewódzkim w Lublinie z sekretarką, która dostała czekoladę i koniak, że ostatniego dnia przed zakończeniem apelacji pójdzie ksiądz z dwojgiem studentów świeckich. Z dziewczyną i chłopakiem na dziesięć minut przed zamknięciem sądu. Trzeba poprosić sekretarkę, żeby zobaczyła czy wpłynęła apelacja prokuratorska. Jak znam życie, to jej nie będzie. I napiszecie oświadczenie, że dnia tego a tego, w czasie zamykania kancelarii apelacji nie było. No, jeśli się zdarzy, że będzie, no to napiszcie, że była. I niech to sekretarka podstempluje”. Okazało się, że nie było apelacji. Tymczasem, kiedy doszło do rozprawy w sądzie w Lublinie okazało się, że apelacja prokuratorska jest i że prokurator żąda dla mnie więzienia bez zawieszenia. Cholewa wziął to moje pismo i mówi, że towarzysz prokurator kpi sobie z władzy ludowej. Bo oto jest urzędowo potwierdzone pismo, że apelacji ostatniego dnia nie było. Wysoki sąd się mocno zdenerwował na takie postawienie sprawy, ale apelację prokuratora oddalił.

Reklama

Lata sześćdziesiąte... Lata siedemdziesiąte...

Lata „gomułkowskie” to czas znikomych represji, w porównaniu ze stalinowskimi. Ale i też czas widocznej pacyfikacji społeczeństwa. Starsze pokolenie już przestawało wierzyć, że doczeka wolnej Polski. Umierali w niewoli, jak ich przodkowie w czasie rosyjskich zaborów. Blisko dziesięć procent społeczeństwa poszło na współpracę z komunistami, zapisując się do PZPR. Większość narodu przycupnęła w trwaniu. Aż do 1970 roku, kiedy to po raz drugi po wojnie zaprotestowali przeciwko komunistycznemu reżimowi. Pretekstem stała się podwyżka cen na podstawowe artykuły spożywcze. Niewspółmiernie duża w porównaniu z przeciętnymi zarobkami.

– Posługiwałem wówczas w Kurii. Pamiętam, rozpowszechniano informację, że w momencie podpalenia KW w Gdańsku wśród podpalaczy znaleźli się księża i grali wiodącą rolę – mówił Stanisław Bogdanowicz. - Było to oczywiste kłamstwo. Wówczas w całym Trójmieście wyłączone były telefony, ale biskupowi specjalnie włączono, żeby wojewoda mógł mu powiedzieć tę bzdurę. Biskup zrobił wtedy naradę kurialistów. Powiedział, że musimy przeciwko temu oszustwu zaprotestować. Napisał list protestacyjny i wysłał z nim kanclerza kurii, księdza prałata Minowskiego i mnie.

W latach siedemdziesiątych ksiądz Bogdanowicz obejmował kolejne parafie. Pisał książki. W żaden jawny sposób nie angażując się w działalność opozycyjną. Jednak zarówno kazania, jak i postawa księdza nie pozostawiały wątpliwości, co do jego poglądów. Prowadził m.in. otwarte rekolekcje dla młodzieży w seminarium duchownym w Gdańsku Oliwie. Mówił spokojnie i otwarcie na tematy współczesne. Już wtedy był otoczony nimbem człowieka odważnego, który siedział w więzieniu za działalność antykomunistyczną. I otwarcie o tym mówił. Dla wielu ludzi, szczególnie rodzącej się w Trójmieście opozycji, stanowiło to bardzo ważną rekomendację. W drugiej połowie lat siedemdziesiątych działacze Wolnych Związków Zawodowych nawiązali z księdzem kontakt. Jako jeden z nielicznych kapłanów w Trójmieście odprawiał Msze święte za zamordowanych przez komunistów w 1970 roku. Nie pod jakimś pretekstem, ale wprost z tą intencją. Uczestniczyły w nich rodziny pomordowanych. Znajomi. Koledzy. Odprawiał je zarówno jako rektor kościoła pw. św. Andrzeja Boboli w Sopocie, jak i później jako proboszcz parafii Niepokalanego Poczęcia NMP w Gdańsku. Z inicjatywy WZZ ksiądz Bogdanowicz poprowadził w bazylice modlitwy różańcowe w intencji uwolnienia więzionych za działalność polityczną. Stopniowo wokół księdza zaczęło tworzyć się opozycyjne środowisko. Przychodzili ludzie z Ruchu Młodej Polski inicjujący m.in. Msze święte i wymarsz na manifestacje 3-Majowe, czy na 11- Listopada pod pomnik Jana III Sobieskiego.

Reklama

- Na początku gromadziło się od 50 do 500 osób jednorazowo. Przychodziło też mnóstwo turystów, bo SB siebie przechytrzyła. Nakazano przewodnikom, aby podczas tych modlitw nie wprowadzali do Bazyliki zwiedzających. Lecz aby przed nią kończyli oprowadzanie po starówce. Wówczas przewodnicy mówili turystom: „A teraz proszę państwa robimy przerwę, kto chce, nich idzie do Bazyliki, a kto nie, to nie”. Turyści szli więc do kościoła i modlili się z nami. W czasie tych modlitw rozdawano ulotki. Studenci i opozycja śpiewała pieśń Konfederatów Barskich, który stał się hymnem Ruchu Młodej Polski.

Reklama

Msze święte odprawiane przez księdza Bogdanowicza zawsze miały bardzo uroczysty charakter. W mszach rocznicowych uczestniczyło wielu kombatantów z AK i innych formacji z czasów wojny nastawionych antykomunistycznie. W sumie w kościele i wokół gromadziło się około dwudziestu pięciu tysięcy wiernych. Opozycyjna młodzież ustawiała się na końcu kościoła i po Mszy św. jako pierwsi wychodzili śpiewając „Boże coś Polskę...”. Rozwijali sztandary i prowadzili tłum na ulice, pod pomnik Jana III Sobieskiego.

- Każdego dnia nachodzili mnie oficerowie SB. Na rożne sposoby namawiali, by przerwać te modlitwy. Żeby wyrzucić tych ludzi z kościoła - wspominał ksiądz Bogdanowicz. - Używali bardzo różnych argumentów. Straszyli mnie. Ale i ja nie byłem dłużny. Mówiłem na przykład : „Panowie, nie podskakujcie, bo ja coś czuję, że ci ludzie modlący się mogą być kiedyś waszymi pracodawcami. Któryś z nich zostanie prezydentem, albo premierem i będziecie mu służyć.” Bardzo ich to denerwowało.

Solidarność i stan wojenny

Szesnaście miesięcy od sierpnia 1980 do grudnia 1981 ksiądz Bogdanowicz określa jako jedne z najważniejszych miesięcy w Polsce po drugiej wojnie światowej. One bowiem rozbudziły świadomość narodową Polaków.

- Ludzie w komunizmie byli bierni – wspominał ksiądz Bogdanowicz - Podczas szesnastu miesięcy zauważyli, że mogą być pełni inwencji. Mogą wiele zrobić. Uważam, że były to jedne z najbardziej aktywnych polskich miesięcy. Solidarność wyzwoliła kreatywność człowieka. Postawiła istotny krok w obalaniu moskiewskiego imperium. Jednak gdyby nie było wcześniej Jana Pawła II i Reagana, to nie wiem czy Solidarność byłaby możliwa. Papież wyzwolił silną wiarę w ludziach. A poza tym upewnił ich w sobie. Kiedyś napisałem do kanclerza Kohla, że ludzie dzięki papieżowi powstali z kolan.

Reklama

- Wczesnym rankiem dowiedziałem się o stanie wojennym od parafianina, który był klawiszem w gdańskim areszcie. Przywiózł mi też dokładny wykaz wszystkich aresztowanych z naszego miasta, którzy tam siedzieli - wspominał przed laty infułat. - Nie wiem już o której poszedłem do stoczni, ale nie od razu rano, ponieważ miałem w parafii wizytację kanoniczną, którą odbywał śp. ksiądz bp Kazimierz Kluz. Później poszedłem do stoczni gdańskiej i remontowej. Odmówiliśmy modlitwę. Zaapelowałem do zomowców obstawiających stocznię o spokój. Skutek był taki, że jeszcze nie zdążyłem wrócić, a trzech mundurowych drani na mnie napadło i kazało natychmiast mi się stawić do komendy wojewódzkiej milicji. Pojechałem tam. Długo mnie namawiali na podpisanie lojalki. Nie podpisałem.

W stanie wojennym księdza Bogdanowicza poddawano wszelkim naciskom ze strony SB. Był jednak człowiekiem nieugiętym. Na plebanii u księdza Bogdanowicza odbyło się kilkadziesiąt kluczowych, ważnych politycznie spotkań przybliżających Polskę do wolności. Tu powstawały najważniejsze dokumenty dotyczące przyszłości kraju. Działacze opozycji bowiem mieli zapewnioną dyskrecję na najwyższym poziomie. Wiadomo było, że nie będzie z plebanii „przecieku” - bo jej gospodarz nie był człowiekiem, który lubił chwalić się, że kogoś poznał. Z kimś rozmawiał o ważnych dla podziemia sprawach. Bazylika NMP stała się też schronieniem dla ludzi kultury. U księdza Bogdanowicza pojawiały się największe nazwiska gwiazd polskiego kina i teatru, estrady, które bojkotowały komunistyczne media. Kościół dawał im niezbędną dla sztuki przestrzeń wolności. Przede wszystkim niemal wszyscy ludzie. którzy tworzyli i tworzą trzecią RP po 1989 roku.

- Ksiądz Bogdanowicz przez cały stan wojenny bardzo dyskretnie nas wspomagał. A robił to tak niezauważalnie, że ktoś, kto nie był wprowadzony w jego działalność, mógłby powiedzieć, że niewiele robił dla niepodległości kraju. A należał do bardziej aktywnych kapłanów w stanie wojennym. Również później – wspominał księdza przed laty Bogdan Borusewicz.

2017-10-24 19:53

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zmarł ks. Wilhelm Schätzler – były wieloletni sekretarz episkopatu Niemiec

[ TEMATY ]

odszedł do Pana

adymyabya/pixabay.com

Po ciężkiej chorobie zmarł w wieku 89 lat ks. prałat Wilhelm Schätzler, w latach 1983-1996 sekretarz generalny Konferencji Biskupów Niemieckich. Pełniąc tę funkcję utrzymywał dobre kontakty z Kościołem katolickim w Polsce. W 1996 roku papież Jan Paweł II nadał mu godność „protonotariusza apostolskiego”.

Schätzler studiował w Monachium teologię, filozofię oraz teatrologię. W 1957 roku otrzymał święcenia kapłańskie. Od 1969 roku był duszpasterzem w kościelnym ośrodku filmowym w Kolonii, a w siedem lat później został szefem nowo utworzonego biura prasowego Konferencji Biskupów Niemieckich, a następnie sekretarzem episkopatu.

CZYTAJ DALEJ

„Napełnił naczynie wodą i zaczął umywać uczniom nogi” (J 13, 5)

Niedziela warszawska 15/2004

[ TEMATY ]

Wielki Tydzień

pl.wikipedia.org

Mistrz Księgi Domowej, "Chrystus myjący nogi apostołom", 1475

Mistrz Księgi Domowej,

1. Wszelkie „umywanie”, „obmywanie się” lub kogoś albo czegoś kojarzy się ściśle z faktem istnienia jakiegoś brudu. Umywanie to akcja mająca na celu właśnie uwolnienie się od tego brudu. I jak o brudzie można mówić w znaczeniu dosłownym i przenośnym, taki też sens posiada czynność obmywania; jest to oczyszczanie się z fizycznego brudu albo akcja symboliczna powodująca uwolnienie się od moralnego zbrukania. To ten ostatni rodzaj obmycia ma na myśli Psalmista, kiedy woła: „Obmyj mnie całego z nieprawości moich i oczyść ze wszystkich moich grzechów …obmyj mnie a stanę się bielszy od śniegu” (Ps 51, 4-9). Wszelkie „bycie brudnym” sprowadza na nas złe, nieprzyjemne samopoczucie, uwolnienie się zaś od owego brudu przez obmycie przynosi wyraźną ulgę.
Biblia mówi wiele razy o obydwu rodzajach zarówno brudu jak i obmycia, czyli oczyszczenia. W rozważaniach niniejszych zajmiemy się obmyciami z brudu w znaczeniu moralnym.

CZYTAJ DALEJ

W Wielki Czwartek pamiętają o pacjentach

2024-03-28 21:21

[ TEMATY ]

szpital

Zielona Góra

drezdenko

kanonicy regularni

ks. Paweł Greń

Ks. Jerzy i ks. Paweł oraz lektor Paweł odwiedzili ze świątecznymi życzeniami i prezentami pacjentów szpitala w Drezdenku.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję