- Kryzys, którego doświadczają Wenezuelczycy jest tak poważny, że teraz pojawia się problem zewnętrzny: groźba opcji militarnej ze strony prezydenta Donalda Trumpa - zauważył 75-letni hierarcha na zakończenie Mszy św., jaką odprawił 13 sierpnia w 150. rocznicę konsekracji stołecznej katedry. - Ja, a jestem pewien, że także wszyscy wenezuelscy biskupi, odrzucam wszelką zagraniczną ingerencję wojskową - zadeklarował kardynał.
Jednocześnie wskazał on, że kryzys społeczny, polityczny i gospodarczy coraz bardziej się wzmaga, co „niektórym nasuwa myśli o opcji militarnej”. Jednak to „do samych Wenezuelczyków” należy rozwiązanie obecnego kryzysu, „a szczególnie do rządu, który go stworzył”, zauważył arcybiskup Caracas.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Od kwietnia br. trwają w Wenezueli gwałtowne protesty społeczne spowodowane ogłoszeniem przez prezydenta Nicolasa Maduro wyborów do Narodowego Zgromadzenia Konstytucyjnego. Ma ono przyjąć nową ustawę zasadniczą, umacniającą jego władzę i znacząco ograniczające demokratyczne prawa obywateli. Protesty tłumione są krwawo przez wojsko i inne zbrojne oddziały prorządowe - dotychczas zginęło już ponad 120 osób.
Zanim odbyły się te wybory, zdominowane przez opozycję Zgromadzenie Narodowe rozpisało na 16 lipca referendum, w którym 98 proc. Wenezuelczyków opowiedziało się przeciw zwołaniu Konstytuanty.
Mimo to wybory do Konstytuanty odbyły się 30 lipca. Według Krajowej Rady Wyborczej, w głosowaniu wzięło udział tylko 41,53 proc. uprawnionych. Tymczasem opozycja twierdzi, że było ich zaledwie 13 proc., gdyż do urn nie poszło aż 87 proc. wyborców. Wyborów do Konstytuanty nie uznała prokurator generalna Wenezueli Luisa Ortega Díaz. Nazwała je „kpiną z narodu i jego suwerenności”. Dodała, że są one wyrazem „dyktatorskich ambicji” prezydenta.
Także biskupi katoliccy odrzucili samą ideę Konstytuanty, uznając ją za bezużyteczną i szkodliwą dla narodu, gdyż w jej skład mają wejść jedynie przedstawiciele oficjalnie działających partii. Będzie ona „narzędziem stronniczym”, które „nie rozwiąże, a tylko pogorszy poważne problemy”, które Wenezuela przeżywa.
Reklama
Do dyktatorskich rządów prezydenta Maduro dochodzi bowiem jeszcze kryzys gospodarczy. Problemy zaostrzyły się z powodu spadków cen ropy i gazu na światowych rynkach. Galopującej inflacji towarzyszą dotkliwe braki towarów, korupcja oraz przestępczość. W lipcu Caritas Wenezuela ujawniła, że z powodu braku leków w 2016 r. śmierć poniosło 11 tys. dzieci. Szacuje się, że o 70 proc. wzrosła również śmiertelność matek. Bieda dotyczy już 82 proc. mieszkańców kraju.
Na początku lipca kard. Urosa Savino stwierdził, że obecny rząd prowadzi „wojnę przeciwko narodowi”, a w wydanym z okazji święta państwowego 5 lipca liście biskupi napisali, że w kraju panuje sytuacja notorycznego „łamania praw człowieka i wartości demokratycznych”.
Z „osłupieniem i uczuciem sprzeciwu” arcybiskup Caracas przyjął też ostatnie posunięcia prezydenta. Chodzi o przejęcie przez wojsko budynku parlamentu Wenezueli. Doszło do tego 8 sierpnia w nocy. Ponadto tamtejszy sąd najwyższy zdjął z urzędu kilkunastu burmistrzów wybranych z ramienia opozycji, niektórych wsadzając do więzienia. Z kolei Konstytuanta usunęła z urzędu prokurator generalną.