Reklama

I Nagroda - Moje spotkania z Janem Pawłem II

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dla mojego brata, aby zrozumiał i wybaczył

Lata obłędu

Nigdy nie byłam grzeczną dziewczynką, z tych co, idą do nieba. Moje 45- letnie życie było staczaniem się po równi pochyłej w dół. Proza życia uśpiła moją czujność. Zabiła pytania o zło, o sens, o Boga. Nie docierały do mnie sygnały, że wszystko za czym gonię, lada chwila runie.
Mówili o mnie „pijaczka”, ja myślałam o sobie „śmieć”. Pytałam sama siebie, dlaczego ze mnie takie bydlę. Było już jednak za późno. Czułam, że świat się mnie brzydzi, zamykając przede mną wszystkie drzwi. Jedyne, co mogłam zrobić, to wracać ciągle w to samo szambo i pić dalej.
Przestałam walczyć. Wola oporu gdzieś się ulotniła. Zostałam tylko ja i butelka. Z przyjaciela stała się najgorszym wrogiem, który zabrał mi wszystko. Straciłam godność, uczucia, rodzinę, pracę, zdrowie i to, co było dla mnie ważne-straciłam swoją wiarę. Bez niej byłam słaba. Nie miałam siły wyrwać się z otchłani piekła. Straciłam nadzieję, że moje życie może się zmienić.
Jest taki moment rozpaczy, że albo zleci się głową w dół, w obłęd, w totalne odrzucenie albo uczepisz się choćby najmniejszej nitki nadziei, która wywinduję Cię w górę. Ja tej nadziei już nie miałam. Byłam na dnie.
Pewnej nocy postanowiłam skończyć ze swoim bezsensownym życiem. Przecież byłam nikomu niepotrzebna, a Bóg nie potrzebował kogoś takiego jak ja. Uciekłam w nocy do lasu. Po drodze kupiłam butelkę wódki.
Samobójstwo było decyzją unicestwienia samej siebie. Chciałam umrzeć z tęsknoty za normalnym życiem, z rozpaczy, że mi się nie udało, ze zmęczenia… Bałam się siebie, bałam się swojego szaleństwa, wolałam to zakończyć. Długo wybierałam drzewo, na którym chciałam się powiesić. Piłam, płakałam, krzyczałam, a właściwie wyłam z bólu. Nie wiem, jakim cudem przeżyłam. Źle przymocowany pasek zerwał się z drzewa.
Żyłam, ale czy stan w, którym byłam można nazwać życiem. Nie pracowałam, nie wychodziłam z domu, nie jadłam, nie myłam się. Leżałam w stanie zupełnego odrętwienia. Alkohol, który w siebie wlewałam litrami, doprowadził do śmierci duchowej. A więc w jakimś sensie umarłam.

Pierwsze spotkanie z Janem Pawłem II

Aby zagłuszyć ciszę, która była wokół mnie, w pewnej chwili włączyłam telewizor. Był rok 1999. Nawet nie wiedziałam, że Jan Paweł II przyleciał do Polski z kolejną pielgrzymką. Słuchałam Jego słów, patrzyłam na Niego. Nie rozumiałam tego, co mówił. Słowa Ojca Świętego przelatywały przez mnie, ale po raz pierwszy ktoś mówił do mnie. Nie wrzeszczał, nie warczał, nie przeklinał, nie zaciskał mi pięści przed twarzą.
Mówił, że jestem dzieckiem Boga, nawet z tym pokaleczonym ciałem i duszą. Ojciec Święty był daleko, ale w tamtej chwili wydawało mi się, że mówi tylko do mnie. Był przy mnie w moim cierpieniu. Nie odrzucał i nie oceniał, po prostu był.
Musiało upłynąć jednak wiele lat, abym zrozumiała sens słów wypowiedzianych przez Papieża tamtego dnia.

Obłęd wraca

Przez kolejne lata toczyłam wewnętrzną walkę dobra ze złem. Wychodzenie z wieloletniego nałogu nie było proste. Wielokrotnie przegrywałam, wpadając w kolejne ciągi alkoholowe. Piłam wszystko, co wpadło mi w ręce. Agresja, która się we mnie budziła, gdy byłam pijana, przerażała mnie. Diabeł, który we mnie siedział, był jednak silniejszy.
Nigdy nie zapomnę chwili, w której podniosłam rękę na swoją matkę. Wszelkie bariery człowieczeństwa w tamtej chwili zostały przekroczone.
Zamknięta w Izbie Wytrzeźwień po kolejnej awanturze w domu, rozwalałam drzwi, waliłam głową w ścianę. Czułam się jak wściekłe zwierzę zamknięte w klatce.
Gdy było mi bardzo źle, uciekałam na cmentarz. Zmarli nie osądzali, nie krytykowali, pozwalali mi spokojnie pić. Nigdy nie zapomnę spojrzenia staruszki, która zobaczyła mnie czołgającą się po alejkach cmentarza.
Czy można upaść jeszcze niżej?

Moje rozmowy z Janem Pawłem II

W tamtym czasie zapomniałam o Ojcu Świętym. Żyłam tak, jakby Boga nie było. Czułam się zresztą niegodna wejścia do kościoła. Zresztą, czy „diabły” chodzą się modlić?
Postanowiłam zapić się na śmierć. Codziennie zwiększałam ilość wypitego alkoholu, ale mijały kolejne dni, a ja żyłam.
Pewnego dnia, ktoś mi powiedział, że Jan Paweł II jest bardzo chory. Było mi wstyd. Ja alkoholiczka nic o tym nie wiedziałam. Wróciłam do domu włączyłam telewizor i zobaczyłam tłumy ludzi na Placu św. Piotra. Wierni modlili się i czuwali przy umierającym Papieżu.
Usiadłam i zaczęłam sobie przypominać słowa Ojca Świętego, Jego wszystkie błogosławieństwa, Jego uśmiechniętą twarz. Płakałam patrząc na cierpienie Papieża, płakałam również nad swoim losem. Tyle razy chciałam umrzeć, a Bóg zabiera, nie mnie, tylko Jego, człowieka, który tyle dobrego zrobił dla świata.
Śmierć Jana Pawła II była dla mnie wstrząsem. Straciłam nie tylko ukochanego Papieża, straciłam najbliższego przyjaciela. Ale chyba wtedy coś we mnie pękło. Wtedy pierwszy raz w mojej głowie zakiełkowała myśl uporządkowania swojego życia. Złożyłam obietnicę w dniu pogrzebu Ojca Świętego, że dla Niego nie będę piła. Nie dotrzymałam jej jednak. Szybko wróciłam do nałogu. Wódka wygrała, ale piłam już inaczej. Skończyły się imprezy, towarzystwo. Piłam w czterech ścianach swojego pokoju. Piłam w ukryciu, wstydząc się sama przed sobą.
Patrzyłam na zdjęcia Jana Pawła II, płakałam. Mówiłam: wiem nie dotrzymałam danego Ci słowa, wybacz mi, jestem słaba.

Spotkanie w Rzymie

Pewnego dnia rodzice powiedzieli, że jadą do Rzymu. Upłynął rok od śmierci Ojca Świętego. Bardzo chciałam z nimi jechać, ale bałam się, czy wytrzymam bez alkoholu. Przecież piłam codziennie, a warunkiem wyjazdu był zakaz picia. Pamiętam, jak spakowałam do torby pół litra wódki, tak na czarną godzinę.
Coś się jednak ze mną stało. Już w czasie podróży przestałam myśleć o ukrytej butelce, nawet o niej zapomniałam. Byłam bardzo podekscytowana wyjazdem, przeżywałam na trzeźwo każdą sekundę pobytu w Rzymie.
Gdy stałam w kolejce do grobu Jana Pawła II, czułam w sobie dziwną moc, takie wewnętrzne oczyszczenie. Ostatniego dnia pobytu w Rzymie wybrałam się jeszcze raz sama na Plac św. Piotra. Plac był prawie pusty. Tylko ja i Watykan. Usiadłam na kamieniu obok fontanny i wylałam wódkę, którą przywiozłam z Polski. Pierwszy raz w życiu niszczyłam to, co przez wiele lat miało dla mnie największą wartość. Wiedziałam, że to ostatnie chwile pobytu w Rzymie. W myślach żegnałam się z każdym fragmentem Watykanu. Patrzyłam na miejsca, uliczki, w których Jan Paweł II zostawił swój ślad.
To było jak przebudzenie z koszmarnego snu. Poczułam, jakby na moje dawne życie spadła zasłona, a z mojego serca spadł ogromny głaz, który je przygniatał. To Jan Paweł II wziął na siebie moje grzechy, łzy, zwątpienia, mój cały ból.
W tamtej chwili byłam tylko ja i mój ukochany Papież. Widziałam, jak stoi w oknie papieskim, błogosławi mnie i uśmiecha się. Było mi tak dobrze, tak spokojnie. Tak bardzo chciałam ten stan zatrzymać na zawsze. Jednak pielgrzymka skończyła się.
Po powrocie do Polski koszmar wrócił. Pomimo iż bardzo chciałam przestać pić, to wódka znowu była silniejsza. Pamiętam taki dzień. Po kilku dniach zachowania trzeźwości znów stałam obok regału z alkoholem. W głowie przeskakiwały mi kadry jak w nagranym filmie wszystkich moich pijackich upadków. Modliłam się. W ręku trzymałam monetę z wizerunkiem Ojca Świętego. Prosiłam o pomoc. W tamtej chwili przegrałam. Może moja modlitwa była nieszczera, a może Bóg miał mi pozwolić, abym znów siebie ukarała i upadła po raz kolejny.
Na trzeźwo budziłam się rano z lękiem, przerażona nowym dniem, nową pracą, nowo poznanymi ludźmi. Znowu zapijałam swój strach. Tak bardzo bałam się życia na trzeźwo. Piłam i płakałam, wódka paliła mój przełyk jak trucizna. Był to mój ostatni ciąg alkoholowy, który nazwałam ciągiem rozpaczy i pożegnania.

Spotkanie pod pomnikiem

Pewnego wieczoru, nie wiedząc co ze sobą zrobić, uciekłam z domu. Była ciemna noc, a ja chodziłam, szukałam miejsc, w których przez te wszystkie lata upijałam się do nieprzytomności. Widziałam siebie brudną, obrzyganą i zataczającą się. Nie chciałam taka być. W pewnej chwili zobaczyłam kościół. Przechodziłam obok setki razy, ale właśnie w tamtej chwili poczułam coś dziwnego, poczułam, że ktoś na mnie czeka, ktoś chce mi o czymś przypomnieć.
To Ojciec Święty wołał mnie. Co mogłam mu w tamtej chwili powiedzieć. Podchodząc do pomnika, mogłam tylko płakać i znów prosić o pomoc. Czas się zatrzymał. Stałam w bezruchu, modliłam się, opierając głowę o figurę postaci Papieża. Moja modlitwa była rozmową. Powiedz, jak przerwać ten koszmar.
Wróciłam do domu, zamknęłam się na kilka dni w swoim pokoju, zostałam tylko ja i moje chore myśli.
Cierpiałam. Dzień i noc zlewały mi się w jedno. Nigdy nie zapomnę smrodu wydobywającego się z mojego ciała.
Po kilku dniach poczułam się lepiej. Moje myśli były czyste i jasne. Sama zadzwoniłam do lekarza, aby umówić się na wszycie esperalu. Szukałam ratunku, a to wyjście wydało mi się ostatecznością. Wcześniej uważałam, że wszycie esperalu to słabość, a okazało się to aktem ogromnej odwagi.
Odwagą było bowiem przyznanie się do słabości.

Spotkanie w parku

Jadąc do przychodni, wysiadłam z autobusu kilka przystanków wcześniej. Chciałam się jeszcze raz zastanowić, a może sprawdzić, czy wytrzymam, czy swoich kroków nie skieruję do sklepu.
Poszłam jednak do kościoła, zatrzymując się obok pomnika Jana Pawła II. Wśród kwiatów i zniczy poukładane były karteczki z modlitwami, z prośbami o łaskę, szczególnie jedna przykuła moją uwagę.
Na zamazanej kartce czytałam słowa Ojca Świętego:
„Mówię wiec do każdego i do każdej: nie niszcz siebie!
Nie wolno Ci niszczyć siebie, bo nie żyjesz tylko dla siebie.
Kiedy więc degradujesz siebie przez nałóg, to równocześnie niszczysz drugich…
Maryjo, Królowo Polski, będziesz nadal natchnieniem tych wszystkich,
którzy walczą o trzeźwość swych bliskich, o trzeźwość siebie samych…”
Obok widniał dopisek: „Ojcze, módl się za alkoholików”.

Jan Paweł II znowu mówił do mnie. Popatrzyłam zapłakanymi oczami na Papieża i bez chwili wahania skierowałam swoje kroki do przychodni.
Przekroczyłam Rubikon, co mi pozostało: zebrać wszystkie kości, jednym zdecydowanym ruchem. Nie było już odwrotu. Idąc przepraszałam Ojca Świętego, przecież tyle razy go zawiodłam, a On we mnie wierzył.
Czekając przed drzwiami gabinetu, zaczęłam analizować wszystkie spotkania z Janem Pawłem II, całe moje życie, które mnie doprowadziło do tego miejsca. Złożyło mi się to w jakąś całość. I to właśnie tam powiedziałam sobie: trzeba uwierzyć i walczyć. Musi mi się udać.
Wchodząc do gabinetu, zobaczyłam miłą twarz chirurga. Widziała moją rozterkę, czuł mój lęk. Powiedział: „szanuję ludzi, którzy walczą”. Jego słowa potwierdziły moją decyzję, już się nie wahałam.
Pierwsze wrażenie po wszyciu esperalu było bardzo nieprzyjemne, ale w środku mojego serca budziło się coś bardzo ważnego. Po tylu latach życia w letargu, poczułam radość, ulgę, ukojenie i nadzieję, że może być tyko lepiej.
Tego samego dnia wróciłam jeszcze raz pod pomnik Ojca Świętego, aby na kolanach powiedzieć: Ojcze, dziękuję, że mnie nie zostawiłeś, że czuwałeś przez te wszystkie lata.

Nowe życie

Dziś minęło 40 miesięcy mojej trzeźwości. Esperal już dawno przestał działać. Zresztą dziś nie jest już mi potrzebny.
Musiałam przejść przez wiele etapów trzeźwienia. Toczyłam codzienną walkę z samą sobą. Walkę dobra ze złem. Czułam, że noszę w sobie cierń, który będzie ranił moje serce do ostatnich dni mojego życia.
Gdy tylko nachodziła mnie chęć wypicia, przypominałam sobie wszystkie najtragiczniejsze wydarzenia mojego życia, mówiąc: Marzena, nie warto wracać do piekła.
Jestem silniejsza, bo mój Anioł Stróż, mój Ojciec Święty jest cały czas ze mną, a może dziś to ja chcę z Nim być.
Trzeźwa, rozpoczęłam swoje życie od nowa. Ciężko było mi zbudować coś z niczego, przecież przez ostatnie lata moim całym życiem była wódka. To był mój bóg.
I tu pomógł mi znów Jan Paweł II. Jego słowa, których latami słuchałam, gdzieś głęboko w moim sercu zostały zapisane.
Dziś stały się moim drogowskazem.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Jaworzyna Śląska. Ostatnie pożegnanie Tadeusza Papierza, taty ks. Krzysztofa

2024-04-27 15:48

[ TEMATY ]

bp Marek Mendyk

Jaworzyna Śląska

ks. Krzysztof Papierz

pogrzeb taty kapłana

ks. Mirosław Benedyk/Niedziela

Mszy świętej pogrzebowej przewodniczył bp Marek Mendyk

Mszy świętej pogrzebowej przewodniczył bp Marek Mendyk

Proboszcz parafii św. Jakuba Apostoła w Ścinawce Dolnej wraz z najbliższą rodziną i zaprzyjaźnionymi kapłanami odprowadził swojego ojca Tadeusza na miejsce spoczynku.

Uroczystości pogrzebowe odbyły się w sobotę 27 kwietnia w kościele św. Józefa Oblubieńca NMP w Jaworzynie Śląskiej. Mszy świętej przewodniczył bp Marek Mendyk. W modlitwie i żałobie ks. Krzysztofowi towarzyszyła nie tylko rodzina i kapłani, ale także siostry zakonne oraz wierni, którzy przybyli z parafii, gdzie posługiwał syn zmarłego: ze Świebodzic, Strzegomia i Ścinawki Dolnej.

CZYTAJ DALEJ

Była sumieniem pielęgniarek

Niedziela rzeszowska 19/2018, str. IV

[ TEMATY ]

bp Kaziemierz Górny

Hanna Chrzanowska

Jerzy Rumun

Hanna Chrzanowska z chorymi w Trzebini, obok po prawej stronie, s. Serafina Paluszek, felicjanka, i Alina Rumun

Hanna Chrzanowska z chorymi w Trzebini, obok po prawej stronie,
s. Serafina Paluszek, felicjanka, i Alina Rumun

Katarzyna Czerniawska: – Ksiądz Biskup był świadkiem życia bł. Hanny Chrzanowskiej. W jakich okolicznościach miał Ksiądz Biskup okazję poznać Hannę Chrzanowską?

CZYTAJ DALEJ

Bp Oder: Jan Paweł II powiedziałby dziś Polakom - "Trzymajcie się mocno Chrystusa!"

2024-04-27 20:22

[ TEMATY ]

św. Jan Paweł II

Ks. bp Sławomir Oder

Adam Bujak, Arturo Mari/Rok 2.Biały Kruk

- Jan Paweł II, gdyby żył i widział, co się dzieje dziś w Polsce, powiedziałby nam: "Trzymajcie się mocno Chrystusa!" - mówi w rozmowie z KAI bp Sławomir Oder, wcześniej postulator procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego Karola Wojtyły. Kapłan wyjaśnia, że współczesny Kościół i świat zawdzięcza papieżowi z Polski bardzo bogate dziedzictwo, którego centralnym elementem jest personalistyczne rozumienie tajemnicy człowieka, jego praw i niezbywalnej godności.

Marcin Przeciszewski, KAI: Mija 10-lat od kanonizacji Jana Pawła II. Jak z perspektywy tych lat patrzy Ksiądz Biskup na recepcję dziedzictwa św. Jana Pawła II? Co z tego dziedzictwa, z dzisiejszego punktu widzenia jest najważniejsze?

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję