Jestem jednym z tych, któremu 8,5 roku temu transplantacja serca uratowała życie. Do czasu nagłej i niespodziewanej choroby moje życie szło pełną parą. Mnóstwo obowiązków, pełna zaangażowania praca zawodowa powodowały, że nie miałem czasu nawet chorować. Grypy, przeziębienia po prostu przechodziłem. To wszystko spowodowało u mnie silny zawał ściany przednio-bocznej serca. Lekarze walczyli o moje życie. Ordynator oddziału powiedział mojej żonie, że mogę żyć najwyżej 3 miesiące. Mój stan zdrowia pogarszał się, występowały silne ataki duszności.
Znalazłem się wreszcie w Instytucie Kardiologii w Aninie. Stwierdzono, że jedynym ratunkiem jest dla mnie transplantacja. Zgodziłem się, ale wszystko widziałem w czarnych kolorach. Pocieszenia szukałem w kaplicy szpitalnej. Codziennie modliłem się przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej szukając wytchnienia. Odchodziłem spokojniejszy.
Po pewnym czasie wróciłem do domu. Każdy dzwonek telefonu był pytaniem - czy to z Zabrza? Na serce czekałem 10 miesięcy. Pierwsze wezwanie - rezerwa, drugie - po 3 dniach wróciłem z Zabrza, serce nie nadawało się do przeszczepu. Wreszcie za trzecim razem było nowe serce dla mnie. Po siedmiu godzinach operacji miałem już swoje nowe serce. Obecnie prowadzę normalny tryb życia. Wiem, że nigdy nie zdołam choćby w części odwdzięczyć się za to wszystko, co dla mnie zrobiono.
Swoje życie zawdzięczam rodzinie dawcy, która zdecydowała o możliwości pobrania organów do transplantacji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu