W Środę Popielcową odbędzie się światowa premiera „Pasji”, wielce oczekiwanego filmu w reżyserii Mela Gibsona. Z pewnością duża część amerykańskich katolików, oprócz
uczestnictwa w Eucharystii, nietypowo rozpocznie Wielki Post, gdyż uda się również do kina. W Polsce dzieło opowiadające o ostatnich dwunastu godzinach życia Chrystusa
wejdzie na ekrany 80 kin 5 marca, a uroczystą premierę zaplanowano cztery dni wcześniej w Teatrze Narodowym w Warszawie.
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że „Pasja” to obraz wyjątkowy. Mariusz Łukomski, prezes firmy Monolith Films, która jest polskim dystrybutorem filmu, ocenia, że dzieło Gibsona w sposób
„zdecydowanie najmocniejszy w historii kina ukazuje mękę Pańską”. Zarzuty o dużej dawce okrucieństwa i brutalności, formułowane w USA przez niektóre
środowiska żydowskie, odpiera w następujący sposób: „Ideą było to, by ten obraz nami wstrząsnął i coś nam uświadomił, nakłonił do refleksji, a nie szokował”.
O tym, że „Pasja” najprawdopodobniej stanowić będzie wielką szansę na duchowe przeżycie, wymownie świadczą słowa Marcina Przeciszewskiego, redaktora naczelnego Katolickiej Agencji Informacyjnej:
„Widz ma wrażenie, że jest w samym centrum wydarzeń, i że jest świadkiem tej potwornej zbrodni, jaka się wówczas dokonała. Nie sposób zachować dystansu, a jedyną
właściwą reakcją wydaje się modlitwa”.
Dziś, na kilka dni przed wprowadzeniem tytułu na ekrany, wydaje się, że po raz pierwszy od czasów „Ben Hura” Williama Wylera film czerpiący inspirację z Biblii przyciągnie wielomilionową
publiczność. Tylko że o ile przed laty obcowaliśmy z dziełem w iście hollywoodzkim stylu, to produkcja Mela Gibsona ma - według zapewnień - dostarczyć nie
dobrą rozrywkę, a sprowokować do osobistego rachunku sumienia. „To mój najważniejszy film w życiu. To film o miłości, wierze, nadziei i przebaczeniu”
- odważnie zwierzył się reżyser, współscenarzysta i producent w jednej osobie.
Jedna z krążących anegdot głosi, że dłoń przybijająca gwóźdź do ręki Chrystusa, widoczna w filmowym zwiastunie, należy właśnie do Gibsona. Miałby to być wyraz własnej odpowiedzialności
autora za ukrzyżowanie Zbawiciela. Warto więc samemu, niezależnie od tego, czy dotrzemy do kina, czy też pozostaniemy w domach, w ciszy i prawdzie zweryfikować
własną, dotychczasową postawę. Wszak: „Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem” (Łk 14, 27).
Pomóż w rozwoju naszego portalu