Setki fotografii i nie kończące się opowieści zrodziły w moim sercu głębokie pragnienie wyjazdu do Afryki. Za każdym razem, kiedy wujek (oblat Maryi Niepokalanej) przyjeżdżał na urlop, zastanawiałam się, co zobaczę na kolejnych zdjęciach, co usłyszę. Tak bardzo pragnęłam tam pojechać. I nadszedł ten wytęskniony wielki dzień. Nie mogłam uwierzyć we własne szczęście. W głowie kołatały się tylko dwa słowa: Afryka, Kamerun. Chciałabym opowiedzieć o wyprawie do Afryki, gdzie wraz z moją babcią (mamą mojego wujka) spędziłyśmy ponad miesiąc czasu.
* * *
Przylatujemy do Douala, gdzie czeka już wujek. To radosne powitanie
na ziemi, gdzie spędził 25 lat swego życia. Opuszczając pokład samolotu
jeszcze nie wierzę, że jestem w Afryce, niestety czuję - temperatura
nie pozostawia złudzeń.
Pierwszą noc w Afryce spędzamy wygodnie w klimatyzowanym
hotelu. Rano jedziemy na lotnisko, by ruszyć w dalszą podróż. Lecąc
samolotem z Douala na południu do Maroua na północy obserwujemy połacie
ziemi pokryte bezkresną zielenią lasów, tu i ówdzie poprzecinanych
wstęgami dróg. Gdzieniegdzie spośród zieleni wyłania się polana z
kilkoma chatkami - maleńka murzyńska wioska. Po kilkunastu minutach
lotu za stolicą Yaounde lasy stają się coraz rzadsze, widzimy już
tylko pojedyncze zielone palmy. Kierując się dalej na północ widać
tylko busz ciągnący się aż do Sahary.
Lądujemy w Garoua. Tu kończy się podróż samolotem, dalej
pojedziemy jeepem. Czeka nas jeszcze 75 km jazdy autem do Bibemi,
gdzie mój wujek aktualnie jest na misji. Będzie to nasz stały punkt
ponadmiesięcznego pobytu w Kamerunie. Po załadowaniu bagaży ruszamy
w drogę. Wydawałoby się, że 75 km to tak niewiele, jednak na tych
drogach to koszmar. Droga prowadzi prawie cały czas przez busz, który
akurat teraz jest wyschnięty z powodu pory suchej. Mijamy wiele rzek
zupełnie wyschniętych. Od czasu do czasu z okien samochodu widzimy
zbiorowiska chat - małych wiosek odciętych od świata. Wujek skraca
drogę jak tylko to możliwe, byśmy już na początku nie straciły ochoty
do zobaczenia całego piękna afrykańskiej ziemi. Dojeżdżamy wreszcie
na misję. Nie ma tam zbyt wielu wygód. Łóżko, stolik, krzesło, umywalka
- oto luksus misyjnego życia. Niektóre placówki nie mają wody i światła.
Na szczęście w Bibemi jest i woda, i światło. Przyrzekam sobie jednak
nie narzekać na brak czegokolwiek. Przychodzą coraz większe upały.
Temperatury w południe dochodzą do +55 C, wieczorem spadają jedynie
do 35 oC i tak przez całą noc. Babcia bohatersko znosi upały. To
z pewnością moc Boża jej pomaga. Punktem kulminacyjnym naszego przyjazdu
jest 24 lutego. Tego dnia misja w Bibemi świętuje 30-lecie chrześcijaństwa.
Ludzie w Afryce są bardzo oddani misjom i uwielbiają świętować. Po
uroczystym rozpoczęciu podziwiamy występy chórów parafialnych. Jest
ich aż siedem, każdy z innej wioski. Niektórzy szli ponad 50 km,
by razem z parafią uczcić ten wspaniały dzień. W rytm tam-tamów bawimy
się do 2.30. Następnego dnia o 9.00 zaczyna się Msza św. trwająca
ponad dwie godziny, z mnóstwem tańców i śpiewów.
Wreszcie ruszamy na zwiedzanie. Przejeżdżamy setki kilometrów
drogami rozciągniętymi wśród buszu, wijącymi się między ogromnymi
baobabami. Mijamy wioski, a ludzie z ogromną radością pozdrawiają
nas, każdy chce dotknąć, podać nam rękę. Białe kobiety rzadko trafiają
w te strony.
Aparat fotograficzny nieustannie rejestruje przelotne
i pełne wymowy obrazki. Zdjęcie za zdjęciem ukazuje problemy i piękno
tej ziemi, która mimo swej biedy nie wyciąga do świata pustych rąk.
Miłość do życia, szacunek dla drugiego człowieka, sens wzajemnej
pomocy, otwartość, spontaniczność to nie są wartości, które można
wymierzyć wagą handlową. To najszlachetniejsze dary ofiarowywane
nam w geście pełnym prostoty przez ziemię użyźnioną potem i wysuszoną
skwarem i pyłem piaskowym.
* * *
Pytałam sama siebie, co to znaczy tęsknić za Afryką? Może za
brzmieniem tam-tamów, których rytm porywa do tańca ciała starców,
młodych i malutkich? Może za słodkimi zawsze pachnącymi i dojrzałymi
owocami? Za targowiskami rojącymi się od dziwacznie poubieranych
ludzi? Może za ich serdecznym, pełnym wdzięczności uśmiechem, za
wyciągniętymi dłońmi w geście powitania? A może po prostu za innym
życiem?
Wiedziałam, że po powrocie będzie mnóstwo pytań: jaka
jest Afryka? Więc jaka jest? Odpowiem: piękna - daleko nam do takiego
życia. To po prosu trzeba zobaczyć, przeżyć i dotknąć!
Pomóż w rozwoju naszego portalu