Reklama

Rys historyczny powstawania kościoła filialnego w Woli Jasienickiej

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wola Jasienicka, to wieś w powiecie brzozowskim. Malownicza podgórska okolica oddalona o 5-8 km na zachód od Jasienicy Rosielnej. Położona jest w dolinie krętego potoku, wpadającego do Stobnicy. Od zachodu dolina ta zamknięta jest masywem wzgórza porosłego starym lasem. Nad nią wznosi się Góra Połom (445 m n. p. m.).
Wola Jasienicka należała, i do tej pory należy, do parafii w Jasienicy Rosielnej. Mieszkańcy jej najdalszej części mieli do kościoła parafialnego nawet 8 km. Już przed II wojną światową myślano o budowie własnego kościoła, jednak niezamożność mieszkańców oraz trudności ze strony władz utrudniały te plany.
W latach 70. XX w. na nowo powrócono do idei budowy kościoła w Woli Jasienickiej. Kościoła, który nosi miano pierwszego, zbudowanego od początku do końca w trudnym okresie powojennym na terenie powiatu brzozowskiego. historia jego budowy jest bardzo długa. Rozpoczyna się ona od powziętej przez ówczesnego proboszcza Jasienicy Rosielnej - śp. ks. Henryka Osikę decyzji. A było to tak...
29 listopada 1970 r. spłonęła zabytkowa, XVIII-wieczna kaplica cmentarna w Jasienicy. Sprawca podpalenia został ujęty, lecz motywów i okoliczności jego postępku nie wyjaśniono. Warto dodać, że nie był to w tym okresie odosobniony przypadek podpalenia obiektu sakralnego. Wtedy właśnie u Księdza Proboszcza zrodziła się myśl, aby podobny kościółek wybudować w Woli Jasienickiej. Inicjatywie sprzyjało polecenie bp. Ignacego Tokarczuka, aby Msze św. odprawiać w Woli w domach prywatnych lub pod gołym niebem. Wymienione okoliczności przyspieszyły decyzję o rozpoczęciu budowy. Nowe przedsięwzięcie uzyskało poparcie ordynariusza przemyskiego bp. Ignacego Tokarczuka, Rady Parafialnej oraz mieszkańców wsi, którzy szybko przejęli inicjatywę w swoje ręce. Wszystkie działania musiały być przemyślane, czynione w tajemnicy i skrytości przed władzami państwowymi, które w owym czasie nie wydawały zezwoleń na budowę obiektów sakralnych.
Pierwszą wpłatą na rzecz powstającego kościoła było odszkodowanie z PZU za spaloną kaplicę w wysokości 49.106 złotych oraz ok. 80 tys. złotych (jako pozostałość ze sprzedanego gruntu plebańskiego) przekazane przez ks. prob. Osikę.
Zgodnie z obmyślonym wcześniej planem działania, Maria Glazer z Woli Jasienickiej wystarała się o zezwolenie na postawienie budynku gospodarczego na swojej 10-arowej działce. Został on wzniesiony w stanie surowym przez Józefa Mateję, Eugeniusza Szewczyka i Mieczysława Masłyka między kwietniem a listopadem 1971 r. - w czasie, gdy ks. Osika przebywał u swojej rodziny w Stanach Zjednoczonych. Budynek miał 12 metrów długości, 9 metrów szerokości i 7 metrów wysokości oraz przybudówkę o wymiarach 4/4 metry. Pieniądze przeznaczone na budowę przekazywała Adela Mrozek - gospodyni na plebanii, która miała do dyspozycji książeczkę PKO. Pani Maria Glazer, oprócz wspomnianej działki, na której budowano kościół, darowała również 50 dolarów na cement i drzewo.
Wszyscy zadania swoje wypełniali wspaniale. Zaangażowanie ludzi było dalekie od bohaterstwa na siłę, pełne rozwagi, rozsądku i modlitwy.
Mimo że ks. Osika przebywał poza granicami Polski w czasie wznoszenia kościoła, po swoim powrocie do kraju był dwukrotnie wzywany przed władze komunistyczne w celu wyjaśnienia całej sprawy. Grożono mu karami, jeśli w budynku będą odprawiane nabożeństwa. W tej sytuacji, po porozumieniu z Ordynariuszem Przemyskim, zdeydowano poświęcić jeszcze nie ukończony kościół (miał dach, ściany z desek i filary z cegły). 14 listopada 1971 r. ks. Tadeusz Ozga, wikariusz jasienicki, poświęcił kaplicę i odprawił tam pierwszą w historii wsi Mszę św., w obecności około 1500 osób. Mieszkańcy byli bardzo wzruszeni, wspominają, że tej chwili nie zapomną do końca życia.
Po poświeceniu kaplicy prace przy jej budowie postępowały. Na początku grudnia, w ciągu czterech dni, wybudowano ściany z cegły. Budynek od razu zmienił wygląd. Coraz trudniejsze jednak były dalsze działania, gdyż patrole milicyjne ustawicznie przyjeżdżały na plac budowy. Straszono ludzi i usiłowano zahamować prace.
Mimo tych trudności i szykan, w noc przed Wigilią Bożego Narodzenia 1971 r. 17- osobowa grupa mężczyzn wprawiła do kościoła okna i drzwi wykonane przez Józefa Korabia z Woli Jasienickiej. W późniejszym czasie otynkowano ściany i założono instalację elektryczną i radiofonizacyjną.
Reakcją władz administracyjnych na dokonane fakty, było ukaranie w styczniu 1972 r. ks. Ozgi przez kolegium ds. wykroczeń w Brzozowie grzywną w wysokości 2.200 zł, za zorganizowanie nielegalnego zgromadzenia, jakim było ich zdaniem odprawianie Mszy św. Kolejnym ich posunięciem było cofnięcie w kwietniu pozwolenia na podłączenie budynku (świątyni) do sieci elektrycznej, tłumacząc to tym, że zostały wprowadzone w błąd. Prąd przydzielono dla budynku gospodarczego, a on służy za kaplicę. Wobec tego korzystano z instalacji sąsiadki - Marii Glazer. W sierpniu tegoż roku również ona została ukarana za odstąpienie budynku na cele kultowe grzywną w wysokości 4.000 zł, kosztami sądowymi i skazana na rok więzienia z zawieszeniem na 5 lat. W tym samym czasie został skazany Józef Mateja - murarz z Woli Jasienickiej - na rok więzienia z zawieszeniem na 5 lat, na 5 lat pozbawienia praw zawodowych, a także ukarany 8.000 zł grzywny za niezgodne z planem wykonanie budynku. Były to wyroki bardzo krzywdzące dla nich. Mimo odwołania do sądu wojewódzkiego, zostały zatwierdzone. Koszty ich pokryła cała parafia ze specjalnej składki.
Felicja Mateja, żona śp. Józefa, wspomina, jak bardzo mocno mąż to przeżywał. Pamięta dokładnie dzień, gdy mąż wracał z rozprawy i został skazany - szedł powoli, ze spuszczoną głową, był bardzo smutny i rozgoryczony.
Mimo różnorodnych przeszkód, kościół jednak stanął, choć jeszcze nie w zaplanowanym kształcie. 12 listopada 1972 r. - w dniu odpustu św. Stanisława Kostki, odprawiona została uroczysta Msza św. z udziałem bp. Ignacego Tokarczuka i ponad 20 kapłanów, podczas której prawie wszyscy mieszkańcy wsi przystąpili do sakramentów świętych.
W 1973 r. dla kościoła w Woli sprawiono monstrancję - dar Ojców Jezuitów ze Starej Wsi, puszkę, kielich i kadzielnicę. Wyłożono posadzkę terakotą. W tymże roku przygotowano fundamenty pod dalszą część kościoła, gdyż okazał się za mały. Wielu mieszkańców Jasienicy i Woli Komborskiej uczęszczało tam na Mszę św. Aby nie wzbudzać podejrzeń, fundamenty zasypano ziemią i piaskiem. Rozbudowa miała nastąpić w roku następnym. Należało wcześniej zaplanować wszelkie działania, oczywiście w jak największej tajemnicy przed władzami, zgromadzić potrzebny materiał.
Znając wcześniejsze doświadczenia, ks. Osika wtajemniczył w swój plan tylko jedną osobę - Józefa Szmyda z Woli Jasienickiej. Zdecydował się na to ze względów bezpieczeństwa - im mniej osób wiedziało, tym lepiej. Z nim omówił całą akcję. Zaczęto gromadzić materiał. Zakupiono 12 tys. sztuk cegły na nazwisko Edwarda Długosza i złożono przy domu Józefa Walczaka, 16 m trawersy, 4 tony wapna, które złożono w stodole u Marii Glazer. Nabyto również 1200 sztuk pustaków i złożono je przy domu Stanisława Lenarta. Materiał był dlatego tak rozmieszczany, aby nie wzbudzać podejrzeń. Patrole milicyjne obserwowały każdy ruch na placu przykościelnym, domyślając się, co ma nastąpić. Tym bardziej konieczna była ostrożność.
A to, co miało nastąpić, wydarzyło się z 27 na 28 kwietnia 1974 r. Była sobota, około 18.00 wieczorem, kiedy ruszyła praca przy budowie przedsionka i wieży. (kopułę zmontowali wcześniej w stodole plebanijnej cieśle: Józef i Stanisław Śnieżek z Woli Jasienickiej i Edmund Pająk z Jasienicy). Brało w tym udział kilku murarzy z Woli Jasienickiej: Szmyd Józef, Płonka Zbigniew, Koza Stanisław, Kwolek Jan, Preisnar Jan, Szewczyk Eugeniusz i z Jasienicy: Mateja Stanisław, Leśniak Wincenty, Owoc Józef i Gosztyła Marian. Do pomocy przyszło około 200 parafian z Woli Jasienickiej, a nawet kilku z Woli Komborskiej i Jasienicy.
Praca była bardzo ciężka i trudna. Była noc, więc budowano przy świetle elektrycznym, z nałożonymi na twarz maskami, aby nie być rozpoznanym przez pojawiające się coraz częściej patrole milicyjne. Wydawało się, że byli informowani przez kogoś z wioski o planowanych pracach przy kościele.
Milicja obserwowała bacznie poczynania na placu budowy. Od godziny 20.00 zaczęły kursować wozy milicyjne. Fakt ten pobudzał ludzi do szybkiej i ofiarnej pracy. Ks. Osika, obserwując z balkonu wikarówki w Jasienicy drogę do Woli Jasienickiej i pojawiające się coraz częściej wozy milicyjne, posłał tam swoją gospodynię Adelę Mrozek. Chciał, by jak najwięcej mieszkańców Woli zgromadziło się na placu budowy. Przed godziną 24.00 zebrało się około 300 osób. Kobiety miały za zadanie stawiać przeszkody z pustaków i cegieł, aby uniemożliwić wjazd patroli.
Godzinę później, odrzucając bariery na drodze, wjechało na plac budowy kilka wozów milicyjnych. Murarze natychmiast wyłączyli światło, a zgromadzeni ludzie zaczęli śpiewać pieśń „My chcemy Boga”. Śpiew ten było słychać aż do kościoła w Jasienicy, oddalonego od Woli o 5 km.
Między milicjantami, którzy chcieli przerwać budowę, a zgromadzonymi mieszkańcami zaczęła się dość ostra wymiana zdań. Kobiety płacząc, otoczyły milicjantów i prosiły, aby nie przerywali prac. Niektórzy mieli nawet przygotowane pod ręką cegły, aby „mieć czym atakować”, jedna z kobiet przyniosła nawet sól, aby w razie potrzeby sypnąć nią w oczy milicjantom. Ktoś zaintonował pieśń „Serdeczna Matko” - wtedy, o dziwo, milicjanci zaczęli wsiadać do wozów i odjeżdżać. Była godzina 2.00 po północy. Kościół uratowany! Wszyscy pracowali dalej. Do godziny 15.00 dnia następnego 8-metrowa wieża i dach były gotowe. Ludzie byli już bardzo zmęczeni, ale szczęśliwi.
Władze jednak nie dały za wygraną. We wtorek, 2 maja, siedmiu mieszkańców Woli otrzymało wezwania stawienia się na posterunek milicji w Jasienicy. Tam byli przesłuchiwani przez członków prokuratury z Rzeszowa. Śledztwo skierowane było przeciw ks. prob. Osice. On sam otrzymał wezwanie stawienia się do powiatu na przesłuchanie. Umiejętnie odpierał wszelkie zarzuty.
W ciągu maja i czerwca 26 osób przesłuchiwanych było w Jasienicy, Brzozowie i Rzeszowie. Mimo gróźb karami pieniężnymi, prace przy kościele nie ustawały. We wrześniu 1974 r. przebudowano małą wieżę i zawieszono dwa małe dzwony. Wykonano strop, instalację elektryczną, radiofoniczną (zrobił ją Stanisław Pająk z Jasienicy), otynkowano wewnętrzne ściany. Prace wykończeniowe w świątyni trwały nadal. Wykonano sklepienie, okna, schody na chórek, otynkowano wnętrze wieży, położona posadzkę dolną z płyt terakotowych oraz posadzkę górną - parkietową. Wnętrze upiększono kładąc kasetonowe stropy oraz boazerię na wszystkich ścianach. W 1975 r. zmieniono dach na małej wieży, na czterospadowy, wszystkie dachy pokryto blacha ocynkowaną. Ponadto zostały otynkowane ściany zewnętrzne świątyni. Kościół został pomalowany przez artystkę - malarkę Marię Tabisz z Koszalina, która wykonała też stacje drogi krzyżowej. Wyposażenie kościoła wzbogaciło się o nowe modrzewiowe ławki. Koszty związane z budową świątyni zostały pokryte ze składek parafian Woli Jasienickiej oraz częściowo Woli Komborskiej, jak również ze składek parafii Jasienica Rosielna.
Tak oto zamyka się historia budowy kościoła filialnego w Woli Jasienickiej: od budynku gospodarczego po piękny obiekt sakralny.
Obecnie mieszkańcy wioski mają w pobliżu swoich domów upragniony kościół, który służy im i ich dzieciom po dzień dzisiejszy. Zdobyli to dzięki wspólnej ofiarności, dużemu zaangażowaniu Księdza Proboszcza i zdecydowanej postawie Księdza Biskupa.
Doświadczenie Woli Jasienickiej jest modelowe dla sposobu budowania kościołów w diecezji przemyskiej w latach 70. Większość z nich powstało jako budynki gospodarcze, domy lub z domów mieszkalnych. Podobnie wyglądała też historia stawianych im przeszkód przez państwową administrację terenową. Wszyscy mogli się przekonać, ile jest szczerości w publicznych oświadczeniach i deklaracjach ówczesnych polityków, mówiących, że w Polsce nie ma żadnego prześladowania ludzi wierzących.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Ocena: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Bp Artur Ważny o swojej nominacji: Idę służyć Bogu i ludziom. Pokój Tobie, diecezjo sosnowiecka!

2024-04-23 15:17

[ TEMATY ]

bp Artur Ważny

BP KEP

Bp Artur Ważny

Bp Artur Ważny

Ojciec Święty Franciszek mianował biskupem sosnowieckim dotychczasowego biskupa pomocniczego diecezji tarnowskiej Artura Ważnego. Decyzję papieża ogłosiła w południe Nuncjatura Apostolska w Polsce. W diecezji tarnowskiej nominację ogłoszono w Wyższym Seminarium Duchownym w Tarnowie. Ingres planowany jest 22 czerwca.

- Idę służyć Bogu i ludziom - powiedział bp Artur Ważny. - Tak mówi dziś Ewangelia, żebyśmy szli służyć, tam gdzie jest Jezus i tam gdzie są ci, którzy szukają Boga cały czas. To dzisiejsze posłanie z Ewangelii bardzo mnie umacnia. Bez tego po ludzku nie byłoby prosto. Kiedy tak na to patrzę, że to jest zaproszenie przez Niego do tego, żeby za Nim kroczyć, wędrować tam gdzie On chce iść, to jest to wielka radość, nadzieja i takie umocnienie, że niczego nie trzeba się obawiać - wyznał hierarcha.

CZYTAJ DALEJ

Obfity owoc

2024-04-24 10:00

Mateusz Góra

    W kościele św. Wojciecha na Rynku w Krakowie obchodzono uroczystości odpustowe ku czci patrona.

Świętego Wojciecha, który patronuje kościołowi na rynku, a także jest Głównym Patronem Polski, Kościół Katolicki wspomina 23 kwietnia. Sumie odpustowej przewodniczył i homilię wygłosił kard. Stanisław Dziwisz. Podczas Mszy św. uczestnicy modlili się w sposób szczególny za Kraków i Polskę. W homilii kard. Dziwisz przybliżył postać św. Wojciecha i jego rolę w życiu Polski i Krakowa. – Wydawać się mogło, że młody biskup przegrał, że nic mu się w życiu nie udało. Młodo zmarł, został wygnany z krajów, w których chciał ewangelizować. Tymczasem jego przedwczesna śmierć przyniosła niezwykły owoc. Już w 2 lata po swoim męczeństwie został ogłoszony świętym. Relikwie świętego męczennika spoczęły w Gnieźnie i stały się podwalinami budowania i umacniania wspólnoty i ładu w naszej ojczyźnie – mówił kardynał.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję