12 listopada 2000 r. to pamiętna data w kalendarzu ważnych
uroczystości w kościele parafialnym w Sieteszy. W tym dniu abp Ignacy
Tokarczuk odsłonił i poświęcił tablicę upamiętniającą tragiczną śmierć
oficerów zawodowych w Katyniu w kwietniu 1940 r. Wszyscy oni "wyrwani
z życia" padli ofiarą bestialskiej przemocy. Wiosną 1940 r., jako
bezbronni jeńcy strzałem w tył głowy zostali pozbawieni życia przez
katów NKWD. Na tej obcej, nieludzkiej ziemi pozbawiono ich godności
człowieka, honoru oficera. Nikt z rodziny nie odprowadził swoich
najbliższych na miejsce wiecznego spoczynku, tylko Matka Boża Katyńska
tuliła ich śmiertelnie poranione głowy. Jesteśmy winni przybliżenia
ich sylwetek obecnemu pokoleniu naszej wspólnoty parafialnej, której
byli cząstką.
Ppor. rez. Michał Bandurek - był nauczycielem w Szkole
Powszechnej w Sieteszy w latach 1930-1939. Wśród społeczności wiejskiej
cieszył się ogromnym autorytetem. Powołany na wojnę we wrześniu 1939
r. dostał się do obozu jenieckiego na terenie sowieckiej Rosji. Wiosną
1940 r. został zamordowany w Katyniu. Pozostawił żonę i dwoje dzieci (
Jana i Zofię).
W związku z tym, że wśród sieteszan żyje jeszcze wielu
byłych uczniów śp. Michała Bandurka przytoczone zostają również dodatkowe
informacje oparte o osobiste wspomnienia jego córki Zofii Bandurek-Maciurzyńskiej.
"Tak jak w każdej rodzinie dotkniętej tragedią, tak i
w naszej (po śmierci ojca) unikało się tematów zbyt bolesnych i dramatycznych
- wspomina pani Zofia. - Wiem, że ojciec był nauczycielem w Szkole
Podstawowej w Sieteszy w latach 1930-1939. Wcześniej pracował w Pantalowicach.
Rodzice pobrali się w Sieteszy. Tatuś był bardzo dobrym nauczycielem,
lubianym przez młodzież. Jako oficer rezerwy pięknie prowadził ćwiczenia
fizyczne z chłopcami. Uczył ich jazdy na nartach, zaznajamiał z radiem
i jego budową, udostępniał mieszkańcom wsi słuchanie audycji radiowych
przez wystawianie radia w oknie. W tym okresie oprócz nas nikt nie
posiadał radia, później kupił je sobie dziedzic i ksiądz proboszcz
Garbacik. Ojciec ćwiczył młodzież w organizacji ´Strzelec´. Zaznajamiał
starszych chłopców z aparatem fotograficznym. Robił dużo zdjęć np.
z uroczystości I Komunii św., końca roku lub z innych ważnych wydarzeń
we wsi, rozdając je potem za darmo. Dom nasz był zawsze otwarty dla
ludzi. Zbierali się u nas nauczyciele, księża, ucząca się na studiach
młodzież przybywająca w czasie wakacji i świąt do domu. Ojciec znał
dobrze dr. W. Ciekota, przyjaźnili się ze sobą, on bywał u nas i
wspólnie zabiegali o otwarcie Ośrodka Zdrowia w Markowej. Był wrażliwy
na piękno i sztukę, więc malował olejne obrazy. Jako mąż i ojciec
był bardzo opiekuńczy dla żony i dzieci. Wrażliwy na cierpienie i
biedę, wspomagał w miarę możliwości biedne rodziny, których w tych
czasach też nie brakowało. W pracy był bardzo odpowiedzialny, wymagający
od innych, ale i od siebie, był doskonałym organizatorem i wielkim
patriotą. Taki obraz mego Ojca utrwalił mi się w pamięci na podstawie
pamiątek rodzinnych, których przez okupację zachowało się niewiele
i opowiadań mamusi".
Kpt. rez. Władysław Ciekot urodził się w 1907 r. w Czurytach,
pow. siedlecki. Ukończył wojskowe studia lekarskie w Warszawie z
tytułem doktora medycyny. Za zgodą władz wojskowych podjął pracę (
2.11.1937 r.) w nowo powstałej pierwszej w Polsce Spółdzielni Zdrowia
w Markowej. Był wspaniałym lekarzem i ofiarnym społecznikiem. Swoją
działalnością obejmował również sieteszan. Ze szczególną wdzięcznością
wspomina go starsza generacja. Powołany na wojnę został zamordowany
w Katyniu. Pomimo upływu lat pamięć o doktorze Ciekocie jest ciągle
żywa. Wspominają go między innymi ci, którzy w latach 30. byli dziećmi
i uczęszczali do "dziecińca", w którym on był opiekunem medycznym.
Wielu ludzi ze wzruszeniem sięga do pamiątkowych fotografii z tego
okresu. W zbiorowym opracowaniu Ludowej Spółdzielni Wydawniczej w
Warszawie z 1960 r. znajdujemy o doktorze Ciekocie następującą wzmiankę: "
...spełniał oczekiwania kierownictwa Spółdzielni zdrowia, jak też
jej członków. Był synem działacza chłopskiego z siedlecczyzny. Wspaniały,
zdolny i dobry lekarz z ludowego ideowego gniazda".
Wnosił do domów chłopskich nie tylko wiedzę lekarską,
ale też radość, otuchę, serdeczną troskę o każdego człowieka... przychodził
nawet nie wzywany - wszędzie gdzie ktoś zachorował. Był człowiekiem
prostym, serdecznym, bezpośrednim. Jako lekarz oprócz przyjmowania
pacjentów w gabinecie lekarskim, oprócz wizyt przywiązywał dużą wagę
do akcji profilaktycznych. Głównym ukierunkowaniem działania były
choroby zakaźne, głównie gruźlica. Jego staraniem było sprowadzenie
z Kliniki Jana Kazimierza we Lwowie ruchomej kolumny przeciwgruźliczej,
która wykrywała chorych bądź zagrożonych tą chorobą, zarówno osoby
dorosłe jak i dzieci. Pamiętający doktora Ciekota sieteszanie po
latach wspominali organizowane przez niego zebrania, prelekcje poświęcone
sprawom zdrowotności urozmaicane planszami i ulotkami. Niemało wrażeń
w tamtym czasie wywoływał pokaz świata drobnoustrojów w obrazie mikroskopowym.
Powyższe informacje zostały zaczerpnięte z książki Sietesz
od czasów dawnych do współczesności - autorstwa naszego rodaka, lekarza
medycyny Jana Rudnickiego.
Warta zanotowania jest wypowiedź Zofii Szylar z Markowej,
byłej siostry - pielęgniarki - położnej, pracującej przy doktorze
Ciekocie, która również była gościem zaproszonym na uroczystość w
Sieteszy: "...był taki ludzki, swój, bezpośredni, na wzór ´ekstra´
człowieka. Cokolwiek mam w sobie dobrego, to od niego" - wspomina
pani Zofia ocierając łzy. Gdy nadeszła chwila odjazdu doktora na
wezwanie władz wojskowych, żegnał ją słowami: "Wyjeżdżam chwilowo"
. Nikt wówczas nie był w stanie przewidzieć, że ten jego wyjazd nie
będzie miał nigdy powrotu.
Ppor. rez. Augustyn Jawniak (syn Antoniego i Ludwiki),
urodzony się 16 października 1908 r. w Chodakówce, pow. Przeworsk.
Ukończył Gimnazjum w Łańcucie. W 1931 r. wstąpił na Uniwersytet Jagielloński
w Krakowie, który ukończył z dyplomem inżyniera - rolnika. Został
powołany do wojska do "53 Pułku Strzelców Kaniowskich w Złoczowie,
woj. Tarnopol. Po upadku kampanii wrześniowej dostał się do obozu
jenieckiego w Starobielsku. Jedyne wiadomości, które dotarły do rodziny
to były karty pocztowe "otkrytki" obydwie ze Starobielska (pierwsza
z 29 listopada 1939 r., druga z 23 marca 1940 r.). Został rozstrzelany
w lasach pod Charkowem w kwietniu 1940 r. Pozostawił żonę, osierocił
syna Janusza.
Ppor. rez. Józef Kamycki urodzony 1909 r. w Sieteszy.
Dyplom magistra prawa uzyskał w 1935 r. na Wydziale Prawa i Administracji
Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Pracował jako kontroler
Wojewódzkiego Banku Krakowskiego. Po kampanii wrześniowej znalazł
się w Starobielsku. Świadkami pobytu w obozie byli żołnierze z Sieteszy
- Stanisław Bącal i Władysław Wiglusz, którym udało się szczęśliwie
wrócić do domu. Ze Starobielska napisał do rodziców 2 kartki. Według
najnowszych danych miejscem kaźni jeńców ze Starobielska był las
niedaleko Charkowa.
Tak zakończył swoją ziemską wędrówkę kwiat sieteskiej
inteligencji. Zginęli ludzie szczególnie zdolni, wykształceni, wartościowi,
gorliwi patrioci - tej straty nie udało się zapełnić.
W naszych sercach i w naszej pamięci pozostaną Oni na
zawsze.
Niech prawda tych dramatycznych, narodowych wydarzeń
pozostanie dla nas ostrzeżeniem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu