Reklama

Z dawnych lat

Wesele Władzi

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Zaczynał się czerwiec. Słońce złociło się każdego dnia coraz bardziej. Czysty lazur nieba śmiał się radośnie. Ciężkie kłosy zbóż wygrzewały się w promieniach letnich dni. Falowała pszenica, muskana wiatrem. Pośród niej - chabry patrzyły długo w błękit. Czerwieniły się polne maki. Nadchodziło lato z całym swoim pięknem, swobodą i śmiechem.
Świtało. Noc odchodziła w niepamięć dnia, kryjąc się za wzgórzami. Niebo zapełniać poczęła bladoróżowa poświata. Rozległ się śpiew ptaków. Od wschodu rozjaśniało się coraz bardziej. Nowy dzień melodyjnie wchodził na widnokrąg. Ponad lasem ukazały się pierwsze promienie słońca.
Władzia cicho otworzyła drzwi. Odetchnęła głęboko świeżym powietrzem ranka. Spojrzała w dal, zapytując, jaki będzie ten dzisiejszy dzień. Odpowiedziała jej cisza, przepojona szeptami natury. Dziewczyna pochyliła się i dotknęła dłońmi chłodnej, orzeźwiającej rosy. Powoli wstała i schodzić zaczęła ze wzgórza. Popatrzyła na ostróżki, które ukazywały już fioletowo-niebieskie kwiatki.
Las szumiał cichutko. Rozpierała go tajemna siła. Drzewa szeptały jakąś nieznaną opowieść. Przy dróżce rosły krzewinki macierzanki. Władzia przystanęła, by nasycić się ich delikatnym, cudownym zapachem. Wolno wchodziła do tajemniczego lasu, który miał jeszcze sen na liściach. Jej też zdawało się, że wszystko jest snem. Przypominała sobie wczorajszy wieczór - ostatni dziewiczy. Słyszała śmiech dziewcząt i piosenki śpiewane w czasie wicia panieńskiego wianka. Żegnała się z towarzyszkami lat dziecinnych. A wcześniej były zrękowiny. Niedawno przecie, a czuła, jakby skrywała je jakaś mgła odległa. Przelotny uśmiech rozjaśnił jej twarz na wspomnienie długich oracji swatów. "To dla mnie ten dzień dzisiejszy? To ja mam życie nowe zaczynać?" - pytała Władzia z niedowierzaniem. A drzewa powtarzały tylko: "Dziś. Dziś. Dziś..." Dziewczyna wpatrywała się w krople, drżące na liściach, próbując odczytać z nich przyszłość. Kryształy wody nie pokazywały jednak niczego i ginęły w promieniach wdzierającego się słońca. Małą polankę skrytą pośród boru otaczała leciutka mgiełka. Rosły tutaj leśne niezapominajki, poziomki i farbowniki o fioletowych, różowych i niebieskich kwiatach tworzących korony. Władzia lubiła to miejsce, przepełnione ciszą, spokojem i zapachem lata.
Dzień rozgościł się na dobre. Zaspany świat przecierał jeszcze powieki, lecz noc dawno już zabrała gwieździstą chustę. W chałupie krzątano się, jak tylko dzionek wstał. Felka, kosztująca już przez lat kilka małżeńskiego żywota, uśmiechała się na myśl o młodszej siostrze. Mimo iż dzieliła je różnica wieku, rozumiały się bardzo dobrze. Felicja kochała tę spokojną, trochę romantyczną dziewczynkę, której dzisiaj przyjdzie stanąć na ślubnym kobiercu. Czas zbyt szybko mija. Gdyby dało się zatrzymać chwilę dzieciństwa...
Mała Lila wyrwała mamę z zadumy, pytając, czy może spróbować pączka. Felka pogłaskała dziecko po główce i zaniepokojona rozejrzała się po izbie. "Gdzie Władzia?" - spytała wchodzącego Wacka. "Pewnikiem gdzieś wzdycha" - beztrosko odpowiedział młodzieniec. Mijał mu już 20. rok, lecz nie zatracił wewnętrznej pogody i jakiejś chłopięcej chęci przygód.
- Milu, dołóż drew pod fajerki - matka zdawała się być najspokojniejszą ze wszystkich, ale to jedynie pozorne opanowanie. W głębi duszy frasowała się o córkę. - Gdzie się podziewałaś? - mama zapytała Władzię trochę szorstko, by ukryć wzruszenie.
- Żegnałam panieńskie lata...
- Och, nie będzie tak straszno - Felka jako obeznana ze sprawą pocieszała siostrę.
- Nie wiem, czy to strach - mówiła - czy... - urwała powstrzymując łzy.
- Władziuchna, nie widałaś płakać - ciepło powiedziała mama. - Niekiem się obejrzysz, trza do kościoła. Musowo ci zbirać się zaraz.
Słońce wolno toczyło się po niebie. Czerwieniły się poziomki. Między pachnącymi przysmakami lata stała kobiałka. Na horyzoncie raz wznosiły się, to znów opadały wzgórza. Płynęły ku miękkim kotlinom, zdradzieckim debrom i tajemniczym wąwozom porośniętym lasami, a później wspinały się ku obłokom. Falowały pola i łąki.
W izbie stały druhny. Następowały rozpleciny. Były one symbolem tego, że panna przestaje należeć do grona dziewcząt. Rozplatano długie, grube kosy Władzi. A ona patrzyła tak dziwnie na ślubny bukiet z białych róż. Na jasnych włosach spoczął wianek upleciony z wiecznie zielonego rozmarynu. Biała suknia jaśniała blaskiem...
Weszli goście, drużbowie i pan młody. Władzia stała ze spuszczonymi oczami, lecz z wolna podnosić poczęła powieki. Spojrzała na przybyłych. Tam stał jej Stach. Teraz już zawsze będzie jej. Wzięła gałązkę rozmarynu i przypięła mu do boku, a jemu zdało się, że serce z piersi wyskoczy z tego szczęścia niezmiernego. Swaszka przystrajała gości bukiecikami, za które każdy dawał datek. Jeszcze błogosławieństwo rodziców i czas ruszać do kościoła.
Młodzi usiedli na ukwieconym wozie, a na następnych usiadła drużyna. Raźno ruszyły konie, parskając na szczęście. Koło kantara, na szlejce zaczepione miały barwne bukiety z bibuły. Starościna rzucała dzieciom cukierki. Dudniły końskie podkowy. Słońce oświetlało widoczne z oddali wieże.
Zatrzymał się weselny korowód. Kościół trwał w całym swym majestacie. Pełno przepychu złota i powagi wysokich sklepień. Półmrok dostojeństwa rozświetlały woskowe świece. Strzelały w górę płomienie. Święci patrzyli z wysoka. Na obrazie Maryja w niebo wzięta. Duch witał ją w obłoku. Niby blisko, a jednak tak daleko. Kolumny w kolorze dojrzałej pszenicy podtrzymywały firmament. Grały organy. Echo niosło się wśród wzgórz...
Nastała uroczysta cisza. Zatrzymała się wieczność. Przez chwilę stanęły wskazówki zegara. Kapłan wiązał stułą dłonie, przyszłe losy, życie. Przez witraż wdarł się promień światła. Tam Matka rozpościerała ręce.
Młodzi stanęli pod figurą, obleczoną w płaszcz błękitny. Władzia położyła bukiet z najpiękniejszych polskich kwiatów - bławatków, rumianków i maków. Na dworze wiatr kołysał lipowymi liśćmi.
Orszak weselny ruszył ku domostwu. Jechał ze śpiewem pośród "pól malowanych zbożem rozmaitem". Gwarno było. Wreszcie stanęły wozy. Ojciec obsypał owsem młodą parę, której podano chleb i sól. Władzia i Stach przestąpili próg, a za nimi weszli wszyscy.
Wniesiono wielkie drożdżowe ciasto, upieczone w krągłej blasze. To korowaj. Na rosochatym kiju (który wcześniej oblepiony ciastem upiekł się w piecu) kolorowe kwiaty z bibuły, wstążki - cały był on przystrojony. Stoły uginały się pod ciężarem pysznych bab, rozmaitych pierogów, pączków, ciastek i innej wszelkiej strawy. Pachniało bardzo ładnie. Przygrywała kapela. Zaczęły się szybkie, skoczne tany, że ledwo tchu złapać można, a muzykanci cały czas grali.
Północ przyszła. Starsze kobiety zdjęły Władzi z głowy panieński wianek i nałożyły czepek żony. Przez chwilę zielone, pełne ciepła oczy panny młodej zasnuły się łzami. "Oj ty chmielu, oj niebożę..."
Noc rozgwieździła się na niebie. Bawiono się hucznie w weselnej izbie, a na dworze świerszcze cykały. Bieliły się w blasku księżyca drobne marunowe kwiatuszki. Pachniało macierzanką...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Pojechała pożegnać się z Matką Bożą... wróciła uzdrowiona

[ TEMATY ]

Matka Boża

świadectwo

Magdalena Pijewska/Niedziela

Sierpień 1951 roku na Podlasiu był szczególnie upalny. Kobieta pracująca w polu co i raz prostowała grzbiet i ocierała pot z czoła. A tu jeszcze tyle do zrobienia! Jak tu ze wszystkim zdążyć? W domu troje małych dzieci, czekają na matkę, na obiad! Nagle chwyciła ją niemożliwa słabość, przed oczami zrobiło się ciemno. Upadła zemdlona. Obudziła się w szpitalu w Białymstoku. Lekarz miał posępną minę. „Gruźlica. Płuca jak sito. Kobieto! Dlaczegoś się wcześniej nie leczyła?! Tu już nie ma ratunku!” Młoda matka pogodzona z diagnozą poprosiła męża i swoją mamę, aby zawieźli ją na Jasną Górę. Jeśli taka wola Boża, trzeba się pożegnać z Jasnogórską Panią.

To była środa, 15 sierpnia 1951 roku. Wielka uroczystość – Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Tam, dziękując za wszystkie łaski, żegnając się z Matką Bożą i własnym życiem, kobieta, nie prosząc o nic, otrzymała uzdrowienie. Do domu wróciła jak nowo narodzona. Gdy zgłosiła się do kliniki, lekarze oniemieli. „Kto cię leczył, gdzie ty byłaś?” „Na Jasnej Górze, u Matki Bożej”. Lekarze do karty leczenia wpisali: „Pacjentka ozdrowiała w niewytłumaczalny sposób”.

CZYTAJ DALEJ

Jezu, ufam Twemu miłosierdziu. Jezu, ufam Tobie!

2024-04-15 13:58

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii J 16, 5-11.

Wtorek, 7 maja

CZYTAJ DALEJ

Miejsce Słowa - Ewangelia w VR w każdym zakątku Polski!

2024-05-07 09:46

Mat.prasowy

Nie musisz przyjeżdżać do Poznania, aby doświadczyć Ostatniej Wieczerzy w VR. Miejsce Słowa przyjedzie do Ciebie!

Miejsce Słowa - Ewangelia w VR w każdym zakątku Polski!

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję