Jak co roku, w uroczystość Bożego Ciała ulice naszych miast i małych miejscowości wypełniły tłumy ludzi idących w procesji. Piękny zwyczaj. Polacy pamiętają o świętowaniu.
- Tak można by zacząć, ale niestety, prawda jest trochę inna. Nie można ukrywać, że coraz częściej zapominamy, "aby dzień święty święcić". Jeszcze kilka lub kilkanaście lat temu było nie do pomyślenia,
żeby w niedzielę strzyc trawniki, malować płoty czy kosić siano. Dzisiaj prawie na nikim ten widok nie robi większego wrażenia.
Dlaczego? Jakie są tego przyczyny? Jest ich wiele. Pracujemy w święta z pazerności - chcemy więcej zarobić, z głupoty - zapominamy o Bożym przykazaniu lub
też nie chcemy być "dziwakami" i jak nasz sąsiad - kosimy trawnik lub strzyżemy żywopłot, bo "w inne dni nie ma czasu".
Brakuje nam czasu - to fakt. Brakuje nam czasu na rodzinne spotkania, na rozmowy z dziećmi, na odwiedzenie starszych rodziców - na wszystko. Kto nam kradnie ten czas?
Otóż - my sami, przez nieumiejętne jego wykorzystywanie. Czas przelatuje nam między palcami i ucieka bezpowrotnie, a potem chcemy wszystko nadrobić, lecz tydzień ma tylko 7 dni.
Za moich czasów tego nie było. Życie toczyło się wolniej, ludzie się nie śpieszyli i żyli innym rytmem. Nie do pomyślenia było, żeby w niedzielę na pola wyjechały kombajny, chyba,
że były to kombajny Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej "Postęp" albo "Zwycięstwo". Prezesi owych "firm" nie liczyli się z nikim i z niczym - ich głównym celem był zysk. Ile im z tego
zysku zostało? Dziś te firmy powinny mieć milionowe zyski, rozwijać się, przyjmować nowych pracowników... A tymczasem zakłady zamknięto, pieniądze zostały roztrwonione, maszyny rozgrabione,
a ziemia leży odłogiem.
Pracując w niedzielę, szukamy usprawiedliwienia - a to, że będzie deszcz i trzeba zmłócić zboże, a to, że remont domu musimy przeprowadzić jak najszybciej,
itp.
Pamiętam, jak kilka lat temu w jednej świętokrzyskiej miejscowości, w niedzielę młócono zboże. Prognozy przewidywały, że będą ulewy, więc ludzie się skrzyknęli i zamówili
kilka kombajnów. Ksiądz proboszcz podczas Mszy św. mówił o tym, aby dzień święty święcić, lecz w świątyni były tylko dzieci i starcy - reszta była w polu.
Dzień był słoneczny, kombajnów dużo. Ludzie sobie pomagali, pożyczali ciągniki z przyczepami, więc do wieczora zboże było sprzątnięte i wymłócone. Plony tak obfite, że trzeba
było zbijać dodatkowe skrzynie. Zmęczeni ludzie poszli spać. W nocy, tak jak przepowiadano w telewizji, spadła duża ulewa; lało jak z cebra. Ludzie się cieszyli, że byli
mądrzejsi od proboszcza, który ich napominał, "aby dzień święty święcić". Ale deszcz nie ustawał. Woda spłynęła z górek i pagórków, a mały potoczek, który płynął przez
tę miejscowość, szerokim korytem wlał się do wsi. Woda zalała stajnie, stodoły, domy. Zgromadzone zboże popłynęło z nurtem, bydło i drób tonęły. Zalało również telewizory, które
przepowiadały ulewę.
Następnego dnia, gdy woda opadła, ludzie oglądali zniszczenia. I zaczęło się: kłótnie, żale, pomówienia, przekleństwa. A gdy do wsi dotarła pomoc, okazało się, że wszystkim się
należy i każdy wykazywał, jakie poniósł straty...
Przypominam sobie to wydarzenie, ilekroć widzę pracujących w niedzielę, bo jestem przekonany, że w niedzielę człowiek się nie dorobi i ta praca szczęścia nie przyniesie.
Zacząłem swoje rozważania o uroczystości Bożego Ciała i zakończę na niej. Pojechałem w tym dniu do kieleckich supermarketów, by zobaczyć czy będą czynne. Wszystkie
były otwarte, ale kierownik jednego z nich zdecydował, że sklep nie będzie czynny od rana - bo ludzie są na procesji - tylko od 14.00.
Szkoda mi tych biznesmenów, którzy myślą, że oni i ich firmy wzbogacą się handlując w niedzielę. Ale szkoda mi też klientów, którzy mają cały długi weekend na to, by robić zakupy,
ale idą właśnie w Boże Ciało. Dlaczego? Na to pytanie każdy z nas powinien sam sobie odpowiedzieć.
Pomóż w rozwoju naszego portalu