Wyjeżdżamy wczesnym rankiem, kierując się na północny zachód. Prognoza pogody na 5 kwietnia br. była fatalna: deszcz, wiatr, temperatura bliska zeru. Tymczasem już na początku drogi niebo zaczyna się
przecierać. Kiedy docieramy do lasu grąblińskiego (miejsca objawienia Matki Bożej), niebo jest już błękitne, a słoneczne promienie łagodzą lodowate podmuchy wiatru. Wędrujemy wśród niebotycznych
sosen chwiejących się jak trzciny na wietrze. Na wysokich, mocnych kolumnach umieszczono kapliczki ze stacjami Męki Pańskiej. Na dole kwitnące przebiśniegi i ustawione na sztorc
wielkie, omszałe głazy, całe gromady głazów-pątników z wyrytymi nazwiskami i modlitewnymi intencjami. Drogę Krzyżową prowadzi Janina Bartoszewska. Modlitwom towarzyszy śpiew ptaków
i szum wiatru. Idziemy w skupieniu wśród drzew i świętych postaci. Piękno leśnego sanktuarium prowadzi nas ku wzgórzom Lichenia. Znad brzegów jeziora, gdzie zatrzymał
się autokar, wspinamy się do progów kościoła św. Doroty. Cisza i słońce pozostały za nami. Na niebie szare, skłębione chmury pędzone lodowatym wichrem, wokół głośne gromady młodocianych
pielgrzymów, w kościele coraz większy ścisk, na zewnątrz coraz dotkliwszy chłód. I wreszcie kulminacyjny moment pielgrzymowania - Msza św., odsłonięcie Cudownego Wizerunku. Po Eucharystii
udajemy się pod przewodnictwem s. Małgorzaty w kierunku nowej świątyni. Ta olbrzymia budowla ma być pomieszczeniem maleńkiego obrazu Matki Bożej Licheńskiej, Bolesnej Królowej Polski.
Przed nami wielka, zielona przestrzeń okolona świerkami, wśród których stoją liczne pomniki. Lśni w słońcu złota kopuła, smukła wieża, pozłacane kolumny wysokiego portyku. Wszystko jest ogromne.
Potężne kolumny dzięki swej wysokości (90m) wydają się lekkie. Marmurowa posadzka odbija światło przenikające do wewnątrz poprzez liczne okna. Przestrzeń wokół kościoła i w obrębie murów czyni
wielkie wrażenie. Tam - gdzie brakuje tej przestrzeni - ogranicza ją np. niski strop dolnego kościoła - ogrom i bogactwo przytłacza, deprymuje... Licheń zachwyca, zadziwia, a także
budzi wątpliwości... Zdumiewa wielkość dokonań ks. Makulskiego. To, co uczynił w ciągu 35 lat swego kustoszowania, wydaje się ponad ludzkie siły. Ogromna praca wielu osób wokół licheńskiego
sanktuarium przyniosła nadspodziewane rezultaty i musi budzić co najmniej szacunek.
Bardzo dobrze się stało, że następnym punktem programu naszej pielgrzymki były miejscowości związane ze św. s. Faustyną: skromny kościółek w Świnicach Warckich, gdzie była
chrzczona, i mały domek w Głogowcu, gdzie się urodziła i spędziła dzieciństwo. Uderzający kontrast z Licheniem. Tam bogactwo i wielkość, tu więcej
niż bieda i, mówiąc językiem Małej św. Teresy, maleńkość. Widzimy, że świętość na różnym gruncie może wyrastać. Rodzinne strony św. Faustyny witają nas ciszą i spokojem. Przede wszystkim ona
sama nas wita w swoim ołtarzu i swoich relikwiach. Przemawia także do nas ustami s. Mirosławy noszącej ten sam habit sióstr Matki Bożej Miłosierdzia i miłosiernej
w stosunku do pielgrzymów. W ubogiej chatce w Głogowcu zaskakuje nas burza śnieżna, dzięki której dłużej możemy przebywać w miejscu uświęconym obecnością wielkiej
mistyczki. W drodze powrotnej do Łodzi odmawiamy Koronkę do Miłosier dzia Bożego, które w różnoraki sposób objawiło nam się podczas tej pielgrzymki.
Pomóż w rozwoju naszego portalu