Reklama

Jan Paweł II zostawił mi muzykę do „Dzienniczka”, nuty spłynęły z innego świata...

Halina Łabonarska czyta „dzienniczek”

Znana aktorka opowiada o swojej pracy nad nagraniem „Dzienniczka” Siostry Faustyny, o działaniach Złego, który przeszkadzał, i o niezwykłym śnie, którego bohaterem był św. Jan Paweł II.

Niedziela Ogólnopolska 36/2018, str. 12-14

Biały Kruk

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jolanta Sosnowska: – Pamiętasz Twoje pierwsze zetknięcie się z „Dzienniczkiem”?

Halina Łabonarska: – Pamiętam dokładnie, że było to w 1983 r.

– Czyli jeszcze w czasie trwania stanu wojennego?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Tak. Nie wiem już, gdzie go kupiłam, ale zdaje się, że było to pierwsze wydanie.

– Trzeba sobie zdawać sprawę, że Siostra Faustyna nie była wtedy jeszcze tak znana jak dzisiaj, podobnie wizerunek Jezusa Miłosiernego nie był tak popularny. Nawet jeśli widzieliśmy go w kościołach, nie znaliśmy tkwiącej w nim mocy.

– To prawda, dlatego siła tego pierwszego spotkania była wprost porażająca; pamiętam, że gdy zaczęłam czytać „Dzienniczek”, nie mogłam się od niego oderwać. Nic nie byłam w stanie robić, tylko całymi dniami, a nawet nocami czytałam i czytałam. Z jednej strony nie mogłam przestać, a z drugiej – nie mogłam pojąć, jak możliwa jest rozmowa z Panem Jezusem tak skromnej osoby. Nie byłam wtedy jeszcze tak głęboko osadzona w wierze jak teraz, choć byłam już na właściwej drodze. Lektura „Dzienniczka” była dla mnie naprawdę głębokim przeżyciem duchowym i pewnie dlatego zaważyła na całym moim późniejszym życiu, działaniu, otwieraniu się na wszystkie te sprawy, o których Pan Jezus mówił do św. Siostry Faustyny. Zupełnie nieprawdopodobne było tu dla mnie spotkanie człowieka z Bogiem. Marzyłam o tym, żeby i do mnie Pan Jezus kiedyś tak przemówił, ale jednocześnie myślałam, że nie jestem tego godna i że tak mało wiem o sobie samej, o mojej wrażliwości duchowej. Wtedy też jednak bardzo intensywnie rozpoczął się u mnie proces pogłębiania tej wrażliwości. Wiem, że Faustyna miała w tym swój udział, a przede wszystkim Pan Jezus, który do niej przemawiał. Poprzez „Dzienniczek” przemówił i do mnie.

– Powiem Ci, że to dosyć wyjątkowa postawa jak na aktorkę, bo gdy przyjrzeć się Twoim koleżankom czy kolegom po fachu, to święte teksty, nawet jeśli je wielokrotnie recytują, czy święte postaci, które odtwarzają, rzadko odciskają piętno na ich życiu. Rola jest rolą, tekst jest tekstem, a życie – życiem. Tymczasem u Ciebie prywatna lektura i fascynacja „Dzienniczkiem” prostej zakonnicy zaowocowała po latach na polu zawodowym, doprowadzając do niezwykłej spójności w Twoim życiu. Jak to się odbyło?

– Myślę, że to była Boża łaska, dar Ducha Świętego, bo potem nastąpił cały ciąg różnych zdarzeń, różnych ról w teatrze i filmie. Czasem Pan nas dotyka i trzeba usłyszeć Jego głos w swoim wnętrzu, usłyszeć i chcieć te pewne myśli i pewne wskazówki przyjąć, żeby za jakiś czas znalazło to swoją puentę, swoją realizację. Przecież w 1983 r., gdy czytałam po raz pierwszy „Dzienniczek”, nie miałam pojęcia, że za 8 lat pojawi się Radio Maryja, że za 10 lat Siostra Faustyna zostanie wyniesiona na ołtarze, że uroczyście będzie obchodzony Rok Wielkiego Jubileuszu 2000, w którym Apostołka Miłosierdzia zostanie ogłoszona świętą.

– Twój głos w wielu kręgach, szczególnie związanych ze słuchaczami Radia Maryja, właśnie od roku 2000 nieodłącznie kojarzy się z „Dzienniczkiem”.

– Przed kanonizacją św. Siostry Faustyny zwróciłam się do ojca dyrektora Tadeusza Rydzyka z propozycją nagrania wybranych z „Dzienniczka” fragmentów, w których ciężko już chora Faustyna opisywała swe duchowe uniesienia; są wśród nich wiersze o Eucharystii, Trójcy Przenajświętszej, miłości Boga. Inicjatywa ta wynikła z mojej wewnętrznej potrzeby. Nagrania tych wierszy Radio Maryja wyemitowało w dniu kanonizacji – 30 kwietnia 2000 r. – przed transmisją uroczystości z Placu św. Piotra. Odbiło się to wśród słuchaczy bardzo pozytywnym echem. Było to chyba pierwsze nagranie fragmentów „Dzienniczka”.

– I w dodatku przez tak wybitną aktorkę. Nic zatem dziwnego, że nastąpił dalszy ciąg Twej radiowej przygody z „Dzienniczkiem”.

– Tak, ale nie było to zwykłe nagranie, takie jak każde inne. To była moja forma modlitwy, duchowego uniesienia na falach eteru. Ja wówczas ani przez chwilę nie myślałam, że coś interpretuję, nie czułam się jak aktorka. Potraktowałam to jako dziękczynienie słane Panu Bogu za dar kanonizacji Siostry Faustyny. I taki też miało to wydźwięk. Później, po emisji, ojciec dyrektor zapytał: a może by teraz nagrać coś więcej? Pomyślałam – to jest myśl! Przecież zostawszy świętą, Faustyna jakby od nowa zaczęła swoją misję, która obejmowała ludzi na całym świecie. Nagle stała się kimś niezwykle mocnym duchowo.

– Dokonało się to przy ogromnym współudziale Karola Wojtyły – św. Jana Pawła II, który od momentu objęcia krakowskiej stolicy św. Stanisława dokładał wszelkich starań, by przywrócić światu kult Bożego Miłosierdzia oraz kult obrazu Jezusa Miłosiernego, a także rozpowszechnić Koronkę do Bożego Miłosierdzia i prawidłowo przetłumaczyć na język włoski „Dzienniczek”. Kiedy został papieżem, doprowadził do kanonizacji Siostry Faustyny oraz ustanowił Niedzielę Bożego Miłosierdzia. Dziś wizerunek Jezusa Miłosiernego można spotkać w kościołach na całej kuli ziemskiej, a św. Faustyna jest najbardziej poczytną na świecie polską autorką, tłumaczoną na dziesiątki języków.

Reklama

– To prawda, ostatnio słyszałam od misjonarza posługującego na Czarnym Lądzie, że Jezus Miłosierny jest czczony także w jakimś małym kościele w afrykańskim buszu. Zatem na naszych oczach ziszczają się wszystkie te dzieła, o których Pan Jezus mówił w wizjach św. Siostrze Faustynie. Chrystus zapewniał ją, że zanim ponownie przyjdzie na ziemię, Boże Miłosierdzie zapanuje nad światem i będzie dane wszystkim ludziom jako droga do przemiany ich życia.

– Powróćmy do wątku dalszego ciągu nagrań dla Radia Maryja, które spowodowały, że od tamtej pory stałaś się głosem Faustyny i Jezusa Miłosiernego.

– To trwa już 18 lat, bowiem po kanonizacji Apostołki Bożego Miłosierdzia nagrałam ok. 600 trwających 2-3 minuty odcinków – fragmentów „Dzienniczka” od zeszytu pierwszego do szóstego – które sukcesywnie wysyłałam do rozgłośni w Toruniu i które były sukcesywnie emitowane codziennie przed godz. 15 – przed Koronką do Bożego Miłosierdzia. Wybierałam wówczas szczególnie te fragmenty, które stanowiły rozmowę Siostry Faustyny z Panem Jezusem, podczas których On ją uczy, daje jej wskazówki, w których jest zachwyt Faustyny i uwielbienie przez nią Boga. Odcinki te oprawione zostały krótkim, rozpoznawalnym muzycznym dżinglem. Rzeczywiście, tak jak wspomniałaś, mój głos został przez stałych słuchaczy Radia Maryja, a także przez słuchaczy sporadycznych, włączających tę rozgłośnię właśnie na wspólne odmówienie Koronki, zaakceptowany.

– Gdy przed laty zaczęłaś przyjeżdżać na spotkania patriotyczno-religijne środowiska Białego Kruka, głównie do Auli św. Jana Pawła II przy sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, też natychmiast byłaś kojarzona z „Dzienniczkiem” i za to szczególnie oklaskiwana.

– Dziękuję Wam bardzo za te spotkania, są one naprawdę niezwykłym połączeniem ducha wiary z miłością Ojczyzny, nic dziwnego, że tyle osób chce w nich uczestniczyć. W wielu innych miejscach w Polsce, dokąd przez lata przyjeżdżałam na koncerty – zarówno w wielkich, wspaniałych katedrach, jak i w skromnych kościółkach czy salkach parafialnych – też byłam kojarzona z Siostrą Faustyną. Wszyscy ci ludzie zawsze pytali mnie, gdzie można kupić moje nagrania „Dzienniczka”. A ponieważ nagrania całości „Dzienniczka” wówczas nie było, zrodziła się we mnie myśl, by się tego podjąć. Skoro od wielu osób słyszałam tyle wyrazów wdzięczności i tyle dobrych słów... Wśród nich były również stwierdzenia, że mój głos sprawia, iż wiara staje się pełniejsza. Takie opinie to wielkie wyróżnienie dla aktora. A im większa jest ludzka wdzięczność, tym większe pociąga za sobą zobowiązanie. Podjęłam więc decyzję, że muszę nagrać „Dzienniczek” w całości. Pracę tę potraktowałam w kategoriach służby, starałam się nie wysuwać siebie, swojej interpretacji na pierwszy plan, a schować za tymi, których swym głosem prezentuję. Starałam się być w cieniu. Służąc, oddaję innym swój głos i swoje umiejętności, które otrzymałam od Boga w darze. Sama z siebie nic bym przecież nie mogła.

– Postanowiłaś jednak podjąć się tytanicznej pracy nagrania z potrzeby serca i poczucia wdzięczności całości „Dzienniczka” w studiu dźwiękowym prowadzonym przez Twojego średniego syna – 28-letniego dziś Piotra. Odbywało się to zatem w rodzinnej atmosferze.

– Piotr co prawda skończył psychologię, ale z zamiłowania jest kompozytorem i realizatorem dźwięku. Komponuje muzykę do spektakli teatralnych i telewizyjnych. Często współpracuje z moim najstarszym synem – Wawrzyńcem Kostrzewskim, który jest reżyserem. Ta współpraca moich synów, która trwa już od kilku lat, uświadomiła mi, że mam teraz możliwość spokojnego zabrania się za realizację „Dzienniczka”, korzystając przy tym z umiejętności Piotra. Syn był zdumiony i zachwycony jednocześnie, że chcę się podjąć tego wielkiego przedsięwzięcia: przeczytania 600 stron tekstu. Przystał na nie z ochotą, choć wiedział, że będzie to dla mnie wielki wysiłek. Mieliśmy świadomość, że musimy to rozłożyć w czasie, bo ja pracowałam jeszcze w teatrze, a Piotr miał swoje zobowiązania zawodowe. W jego skromnym studiu nagraniowym – które doposażone zostało wówczas w świetne mikrofony przez Joannę i Piotra Grzybowskich, za co im w tym miejscu bardzo serdecznie dziękuję – zaczęliśmy od lutego 2014 r. nagrywać stopniowo fragment po fragmencie. Praca nad „Dzienniczkiem” była wyjątkową duchową przygodą, która na dodatek musiała trwać tyle, ile trwała. Nie byłam w stanie nagrywać jednorazowo więcej niż dwie godziny z przerwami.

– Z powodu głosu, który musiałaś oszczędzać?

– Nie, z powodu ogromnego ładunku duchowego, który zawiera się w „Dzienniczku”. Nie sposób mówić tego tekstu tak po prostu – na ilość. Musiałam przerywać, żeby przemyśleć i przeżyć to wewnętrznie. To nie jest rola, nie jest to też nagrywanie powieści. Ten czytany przeze mnie „Dzienniczek”, który się teraz ukazał, to nie jest w żadnym wypadku zwyczajny audiobook. Przy „Dzienniczku” wiedziałam, że jeśli danego dnia moja głowa i moje serce są już napełnione treścią, której już więcej w sobie nie pomieszczę, to trzeba przerwać. Nieraz trzeba było czekać nawet dwa, trzy dni, zanim mogłam podejść do następnego odcinka. Wymagało to ode mnie sporej mobilizacji wewnętrznej, duchowej. Gdy nagrywałam „Dzienniczek”, działy się poza tym różne dziwne rzeczy.

– Czyżby działanie Złego, który przeszkadzał, jak ma to w zwyczaju, gdy chodzi o Boże Miłosierdzie?

– Tak, my w to wierzymy, dlatego rozumiemy się w pół słowa, choć może niektórzy popukają się w tym miejscu w czoło. Zachorowałam pierwszy raz w życiu – ni z tego, ni z owego – na zapalenie płuc. Później też kilkakrotnie dostawałam wieczorami gorączki ponad 39 stopni. Poza tym nagle w studiu nagraniowym zaczynało się coś psuć, sprzęt odmawiał posłuszeństwa, wszystko milkło. Wtedy zaczynałam się modlić o wstawiennictwo św. Faustyny – i po chwili znów można było kontynuować pracę. Także dzięki Duchowi Świętemu i wstawiennictwu św. Faustyny prace nagraniowe dobiegły do szczęśliwego końca. Potem mój syn Piotr zajął się obróbką całego materiału, co zajęło kolejne pół roku.

– Oprawa muzyczna, która towarzyszy nagraniu „Dzienniczka”, ma ponoć niezwykle ciekawą inspirację.

– Wiadomo było, że taka oprawa jest niezbędna, ale nie wiedzieliśmy, co będzie ją stanowić. Nie chcieliśmy niczego gotowego, oryginalną muzykę miał skomponować Piotr. Podczas nagrywania płyty nadszedł czas, kiedy intensywnie zajmowałam się i duchowo obcowałam ze św. Janem Pawłem II – wystąpiłam z jego „Homiliami wielkopolskimi” w poznańskiej katedrze podczas Verba Sacra, opracowałam i poprowadziłam opartą na jego rozmyślaniach Drogę Krzyżową do Krynicy i na Jasną Górę, 27 kwietnia 2014 r. była jego kanonizacja, na którą pojechałam do Rzymu. A potem, 6 maja nad ranem, przyśnił mi się niespodziewanie św. Jan Paweł II, który wyglądał tak, jak w 1999 r. na rynku w Wadowicach. Była to jakaś uroczystość w jakimś wielkim mieście, w tle zawieszony był ogromny telebim. Do Ojca Świętego zaczęli zbiegać się różni ludzie, a pośród nich ja. Bardzo uśmiechnięty Papież śpiewał właśnie swoim mocnym, męskim głosem pieśń, która brzmiała jak kanon. Miała proste słowa: „Będę śpiewał chwały pieśń. Będę śpiewał chwały pieśń”. Podbiegłam do Jana Pawła II. Spojrzał na mnie, uśmiechnął się i powiedział: „Graj!”. Rzeczywiście, w ręku trzymałam gitarę; kiedyś faktycznie uczyłam się gry, ale na skrzypcach. Powiedziałam więc: „Nie umiem grać na gitarze”, na co Ojciec Święty powtórzył: „Graj!”. No i zaczęłam grać na jednej strunie tę melodię, a głos śpiewającego do mego akompaniamentu Jana Pawła II potężniał coraz bardziej. Wszyscy się do tego śpiewu włączyli, ja także. W momencie, gdy śpiewany przez nas kanon osiągnął największą moc, obudziłam się. Muzyka nadal brzmiała w moich uszach. Zerwałam się więc na równe nogi i podbiegłam do terminarza, w którym szybko narysowałam pięciolinię, a na niej niezdarnie, w pośpiechu, zapisałam nuty tego kanonu. Ale jakoś potem o tym zapomniałam. Przypomniałam sobie dopiero wtedy, gdy Piotr pod koniec nagrań wspomniał, że skomponuje do nich muzykę. Zaczęłam zastanawiać się nad znaczeniem tego snu – dlaczego Jan Paweł II zostawił mi te nuty? Powiedziałam o tym synowi, a on oznajmił, że to zaaranżuje i wykorzysta, skoro muzyka ta spłynęła do nas z innego świata. I tak zrobił. Dodał też chóry i brzmi to bardzo pięknie. Dodatkowo zaś podkreśla związek Papieża Polaka z Faustyną i Bożym Miłosierdziem.

– Dla ludzi, którzy mają bliski kontakt w modlitwie z Panem Bogiem i ze świętymi, taka opowieść stanowi rzecz normalną i silnie do nas przemawia.

– Mało tego, ten sen to była wielka radość. A poza tym było dla mnie oczywiste, że skoro św. Jan Paweł II – osoba tak silnie związana z Bożym Miłosierdziem – odzywa się do mnie w ten sposób, to muszę to wykorzystać.

– Ta prosta muzyka uwielbienia z Twojego snu rzeczywiście bardzo dobrze współgra z tekstem „Dzienniczka”. Zresztą Czytelnicy i Słuchacze sami będą mogli się o tym przekonać.

– A na dodatek muzyka ta została tylko ten jeden raz wykorzystana – właśnie na tej płycie. Myślę, że czciciele Jezusa Miłosiernego, których jest przecież tak wielu, ucieszą się z tej wersji audio „Dzienniczka” św. Siostry Faustyny i będą wdzięczni Panu Bogu, że nam ten „Dzienniczek” dał, że nasza św. Faustyna jest wszędzie na świecie znana i że jako Apostołka Bożego Miłosierdzia przemawia do ogromnej rzeszy ludzi. Szczególnie ważne jest to w obecnych czasach ogromnego zamętu, który siany jest wszędzie z zamiarem odsunięcia ludzi od Boga. Nazywam „Dzienniczek” Bożym antybiotykiem, który leczy wszelkie ludzkie schorzenia. Pozwala odkryć, że Bóg jest miłością, a przez usta Faustyny mówi w sposób tak szczególny, że stajemy się dzieckiem, które On trzyma w objęciach. To jest cudowne i niezwykłe dać się Bogu objąć i pozwolić Mu, by nas prowadził.

Fragment „Dzienniczka” czytanego przez Halinę Łabonarską (i z muzyką jej syna Piotra) można zobaczyć tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=Ilz_AP1FLNU&t .

2018-09-04 13:40

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święty ostatniej godziny

Niedziela przemyska 15/2013, str. 8

[ TEMATY ]

święty

pl.wikipedia.org

Nawiedzając pewnego dnia przemyski kościół Ojców Franciszkanów byłem świadkiem niecodziennej sytuacji: przy jednym z bocznych ołtarzy, wśród rozłożonych książek, klęczy młoda dziewczyna. Spogląda w górę ołtarza, jednocześnie pilnie coś notując w swoim kajeciku. Pomyślałem, że to pewnie studentka jednej z artystycznych uczelni odbywa swoją praktykę w tutejszym kościele. Wszak franciszkański kościół, dzisiaj mocno już wiekowy i „nadgryziony” zębem czasu, to doskonałe miejsce dla kontemplowania piękna sztuki sakralnej; wymarzone miejsce dla przyszłych artystów, ale także i miłośników sztuki sakralnej. Kiedy podszedłem bliżej ołtarza zobaczyłem, że dziewczyna wpatruje się w jeden obraz górnej kondygnacji ołtarzowej, na którym przedstawiono rzymskiego żołnierza trzymającego w górze krucyfiks. Dziewczyna jednak, choć później dowiedziałem się, że istotnie była studentką (choć nie artystycznej uczelni) wbrew moim przypuszczeniom nie malowała tego obrazu, ona modliła się do świętego, który widniał na nim. Jednocześnie w przerwach modlitewnej kontemplacji zawzięcie wertowała kolejne stronice opasłego podręcznika. Zdziwiony nieco sytuacją spojrzałem w górę: to św. Ekspedyt - poinformowała mnie moja rozmówczyni; niewielki obraz przedstawia świętego, raczej rzadko spotykanego świętego, a dam głowę, że wśród większości młodych (i chyba nie tylko) ludzi zupełnie nieznanego... Popularność zdobywa w ostatnich stu latach wśród włoskich studentów, ale - jak widać - i w Polsce. Znany jest szczególnie w Ameryce Łacińskiej a i ponoć aktorzy wzywają jego pomocy, kiedy odczuwają tremę...

CZYTAJ DALEJ

Św. Agnieszko z Montepulciano! Czy Ty rzeczywiście jesteś taka doskonała?

Niedziela Ogólnopolska 16/2006, str. 20

wikipedia.org

Proszę o inny zestaw pytań! OK, żartowałam! Odpowiem na to pytanie, choć przyznaję, że się go nie spodziewałam. Wiesz... Gdyby tak patrzeć na mnie tylko przez pryzmat znaczenia mojego imienia, to z pewnością odpowiedziałabym twierdząco. Wszak imię to wywodzi się z greckiego przymiotnika hagné, który znaczy „czysta”, „nieskalana”, „doskonała”, „święta”.

Obiektywnie patrząc na siebie, muszę powiedzieć, że naprawdę jestem kobietą wrażliwą i odpowiedzialną. Jestem gotowa poświęcić życie ideałom. Mam w sobie spore pokłady odwagi, która daje mi poczucie pewnej niezależności w działaniu. Nie narzucam jednak swojej woli innym. Sądzę, że pomimo tego, iż całe stulecia dzielą mnie od dzisiejszych czasów, to jednak mogę być przykładem do naśladowania.
Żyłam na przełomie XIII i XIV wieku we Włoszech. Pochodzę z rodziny arystokratycznej, gdzie właśnie owa doskonałość we wszystkim była stawiana na pierwszym miejscu. Zostałam oddana na wychowanie do klasztoru Sióstr Dominikanek. Miałam wtedy 9 lat. Nie było mi łatwo pogodzić się z taką decyzją moich rodziców, choć było to rzeczą normalną w tamtych czasach. Później jednak doszłam do wniosku, że było to opatrznościowe posunięcie z ich strony. Postanowiłam bowiem zostać zakonnicą. Przykro mi tylko z tego powodu, że niestety, moi rodzice tego nie pochwalali.
Następnie moje życie potoczyło się bardzo szybko. Założyłam nowy dom zakonny. Inne zakonnice wybrały mnie w wieku 15 lat na swoją przełożoną. Starałam się więc być dla nich mądrą, pobożną i zarazem wyrozumiałą „szefową”. Pan Bóg błogosławił mi różnymi łaskami, poczynając od daru proroctwa, aż do tego, że byłam w stanie żywić się jedynie chlebem i wodą, sypiać na ziemi i zamiast poduszki używać kamienia. Wiele dziewcząt dzięki mnie wstąpiło do zakonu. Po mojej śmierci ikonografia zaczęła przedstawiać mnie najczęściej z lilią w prawej ręce. W lewej z reguły trzymam założony przez siebie klasztor.
Wracając do postawionego mi pytania, myślę, że perfekcjonizm wyniesiony z domu i niejako pogłębiony przez zakonny tryb życia można przemienić w wielki dar dla innych. Oczywiście, jest to możliwe tylko wtedy, gdy współpracujemy w pełni z Bożą łaską i nieustannie pielęgnujemy w sobie zdrowy dystans do samego siebie.
Pięknie pozdrawiam i do zobaczenia w Domu Ojca!
Z wyrazami szacunku -

CZYTAJ DALEJ

Odpowiedzialni za formację księży debatowali o kryzysach i porzucaniu stanu kapłańskiego

2024-04-19 22:02

[ TEMATY ]

kapłaństwo

Karol Porwich/Niedziela

Przyczyny kryzysów księży w Polsce i porzucania stanu kapłańskiego były tematem ogólnopolskiej sesji zorganizowanej przez Zespół ds. przygotowania wskazań dla formacji stałej i posługi prezbiterów w Polsce przy Komisji Duchowieństwa KEP, która obradowała w piątek Warszawie.

Piąta ogólnopolska sesja dotycząca formacji duchowieństwa odbyła się piątek w Centrum Apostolstwa Liturgicznego Sióstr Uczennic Boskiego Mistrza w Warszawie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję