Reklama

Niedziela Sandomierska

Wspomnienia brata Andrzeja

Niedziela sandomierska 16/2018, str. VI-VII

[ TEMATY ]

wywiad

Ks. Adam Stachowicz

Bp Krzysztof Nitkiewicz towarzyszy pielgrzymom na wyjściu z Sandomierza

Bp Krzysztof Nitkiewicz towarzyszy pielgrzymom na wyjściu z Sandomierza

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Adam Stachowicz: – Może na początek kilka słów o sobie…

Andrzej Gach: – Pochodzę z rodziny robotniczej. Moje życie zawodowe związane było z Hutą Szkła Okiennego w Sandomierzu. W latach 70. podjąłem tam pracę jako wieńczarz szkła. Po kilku latach jako konserwator i operator pieca szklarskiego.
Mam wspaniałą żonę, trzech synów i doczekałem się piątki wnucząt. Należę do sandomierskiego stowarzyszenia Pamięć i Solidarność oraz do Wspólnoty Misjonarzy Księdza Jerzego Popiełuszki. Od 3 lat jestem na zasłużonej emeryturze. Po raz 35. wyruszę na pielgrzymi szlak do Matki Bożej Częstochowskiej i po raz 15. do Sulisławic.

– Towarzyszy Pan pieszemu pielgrzymowaniu na Jasną Górę od początku istnienia pielgrzymowania pieszego z Sandomierza. Zmieniają się kierownicy kolumny i przewodnicy grup. Po raz kolejny inne osoby podejmują poszczególne służby podczas drogi. Idą coraz to nowi pielgrzymi, a Pan trwa. W czym tkwi fenomen tej wierności? Skąd siła i samozaparcie do corocznego ruszania w drogę?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram


– Moje pielgrzymowanie zaczęło się w 1984 r., czyli na początku pielgrzymki sandomierskiej. Muszę śmiało powiedzieć, że pielgrzymowanie wyssałem z mlekiem matki. Jeszcze jako młoda dziewczyna chodziła ona na pielgrzymki w latach 50. Właśnie z Sandomierza do Sulisławic. Mama dużo mi opowiadała o pielgrzymkach i to ona zainteresowała mnie pielgrzymowaniem do sanktuariów maryjnych w Częstochowie i Sulisławicach.
W 1983 r. zakończył się stan wojenny, sytuacja polityczna była bardzo ciężka. Braki zaopatrzenia w sklepach, szykany ówczesnych władz, a z drugiej strony pielgrzymki w tamtych latach odgrywały rolę patriotycznych manifestacji przeciwko władzy komunistycznej. I właśnie w tym roku – w 1983 – zebrała się stuosobowa grupa z Sandomierza zwana „zerówką”, która dwoma autokarami pojechała do Starachowic, a stamtąd już pieszo na Jasną Górę. Natomiast od 1984 r. wyruszyła pierwsza Piesza Pielgrzymka z Sandomierza do Częstochowy. Głównym inicjatorem naszego pielgrzymowania był śp. bp Stanisław Sygnet, który włożył wiele serca, by to dzieło było kontynuowane. Nie mogę nie wspomnieć śp. ks. Zygmunta Niewadziego, niejako „ojca chrzestnego” pielgrzymek, który w pierwszych latach z nami chodził i wszechstronnie nas wspierał.
Ja, gdy dowiedziałem się o pieszej pielgrzymce, byłem jednym z pierwszych, który się zapisał. Miałem iść tylko raz, ale naprawdę nie wiem jak to się stało, że to już trwa 35 lat. Zawsze na ten czas brałem urlop. Nie ukrywam, że w czasach komunistycznych szczególnie modliłem się, by nic i nikt nie stanął mi na przeszkodzie, bym mógł pielgrzymować. Czasy pielgrzymowania w latach 80. dla pielgrzymów były bardzo ciężkie; to był okres największej inwigilacji komunistycznych służb bezpieczeństwa, a słynna czarna wołga z Sandomierza i biały fiat z Włoszczowy były symbolem „opieki” ze strony służb. Rejestrowali nasze konferencje, podsłuchiwali, fotografowali, nękali nas, próbowali nawet wmieszać się w naszą pielgrzymkę, by zakłócić jej religijny charakter.
Pamiętam też, gdy chciano mi w 1987 r. uniemożliwić pójście na Jasną Górę, powołując mnie na szkolenie rezerwistów Wojska Polskiego. Jednak moje modlitwy w kościele Świętego Ducha w Sandomierzu przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej zostały wysłuchane i mogłem z radością pielgrzymować do Pani Jasnogórskiej.

– Na czym polega posługa lidera podczas pielgrzymki? Co należy do Pana zadań podczas drogi oraz w czasie przygotowań pielgrzymki?


– Jeśli chodzi o struktury pielgrzymki i jej organizację, odpowiedzialnym jest ksiądz dyrektor i – jak to księża mówią – „prawa ręka” dyrektora, czyli lider główny, którzy idą zawsze na czele kolumny i czuwają nad jej bezpieczeństwem. Do nas należy przeszkolenie porządkowych, by bezpiecznie prowadzić pielgrzymkę. Dziś porządkowi są szkoleni przez policjantów drogówki i otrzymują pozwolenie do kierowania ruchem.
Lider czuwa, by wszystko było zgodne z harmonogramem, który wcześniej układa, czyli godzina wyjścia czy przyjścia na postój, zapewnienie obiadu, jeśli jest to możliwe i oczywiście noclegów. Pielgrzymka dla lidera nie kończy się 12 sierpnia, ja żyję nią cały rok, czując wsparcie Tej, do której pielgrzymuję. Do mnie należy prowadzenie kronik tych tradycyjnych czy internetowych oraz przegląd i objazd coroczny trasy wraz z dyrektorem.

Reklama

– Jest Pan również autorem książek o pielgrzymowaniu. Co zawierają te albumy? Wiem też, że podczas drogi prowadzi Pan swoją „małą kronikę”, aby później wszystko zostało uwiecznione na fotografii i spisane.


– Jak Ksiądz Redaktor słusznie zauważył, napisałem książkę, a właściwie 3, tzw. trylogię. Wszystko zawarte w książkach opiera się na mojej osobistej kronice. Pierwsza książka wydana była na 25-lecie pielgrzymowania. Wielki wkład w wydanie tego albumu miał ks. Sylwester Dul, ówczesny dyrektor pielgrzymki.
Duga książka to 10 lat pielgrzymowania sulisławskiego, a zatytułowana została „Sandomierzanie u Matki Bożej Sulisławskiej Pani Ziemi sandomierskiej od 2004 r.” Tu wielkie uznanie za wydanie tego albumu dyrektorowi pielgrzymki ks. Krzysztofowi Rusieckiemu.
Natomiast trzeci album to wydany na moje 31-lecie pielgrzymowania zatytułowany „Niestrudzony pielgrzym. Wspomnienia brata Andrzeja”, w którym opisuję wszystko, co przeżyłem przez te 31 lat pielgrzymowania na Jasną Górę i do Sulisławic.

– Chodzi Pan i organizuje inne pielgrzymki. Może kilka zdań o tym?

– W 2003 r., gdy ks. Krzysztof Rusiecki został proboszczem na świętopowaleskim wzgórzu, poprosił mnie, bym pomógł w organizowaniu pieszej pielgrzymki do Sulisławic. Miałem dużo wątpliwości czy znajdą się chętni, ale ksiądz dziekan był tak nieustępliwy, że zgodziłem się. Wspólnie ustaliliśmy przebieg trasy i zrobiliśmy jej objazd. W 2004 r. ruszyła pierwsza, a właściwie reaktywowana pielgrzymka do Sulisławic. Przez te 35 lat pielgrzymowania na Jasną Górę i 15 lat do Sulisławic przeszedłem ponad 9 tys. km.

– Co Pan by powiedział do tych, którzy jeszcze ani razu nie spróbowali pieszego pielgrzymowania. Może do tych, co czują pewne obawy?


– Niejedno już widziałem i słyszałem, bo przez tyle lat były pielgrzymki wspaniałe, ale też pełne bólu oraz cierpienia. Jak np. podczas 8. pielgrzymki doznałem poważnego urazu nogi i kwalifikowałem się do powrotu. Zadecydowałem jednak, że idę dalej, a ból mój ukrywałem, bo – będąc głównym liderem – nie chciałem, by ktoś zawiódł się z mojego powodu. Doszedłem do Jasnej Góry, choć konsekwencje były trudne i bolesne.
10. pielgrzymka też zaczyna się dla mnie pechowo, bo – gdy wszystko było przygotowane – na 4 dni przed wyruszeniem doznałem poważnego urazu stopy, ale na pielgrzymkę poszedłem. Rok 2008 zaczyna się dla mnie pechowo. Jestem po koronografii i plastyce, zdrowie nie pozwala mi pielgrzymować, ale ja z uporem maniaka idę, wierząc, że Maryja pozwoli mi dojść przed swoje oblicze. W 2010 r. powtarza się następna koronografia, a na dodatek operacja usunięcia nerki. Ze spokojem wszystkie te cierpienia znoszę i na pielgrzymi szlak znowu się wybrałem. Wiem, że trzeba być roztropnym, bo roztropność to cnota. Nie można coś kosztem czegoś. Wspominam to wszystko, aby pielgrzymi zauważyli, że nawet w takich sytuacjach można pielgrzymować. I żeby młodzi uwierzyli, że nie ma niewysłuchanych modlitw i nie ma próżnego wysiłku pielgrzymowania.
A już tak całkiem na koniec powiem – 35 lat to szmat czasu. Nie ma już nikogo, który by tyle lat w pielgrzymce ze mną podążał. I przyznam szczerze, że jeszcze nad tym, co będzie, dalej się nie zastanawiałem. Robię co roku to, co do mnie należy. Ale jest takie łacińskie przysłowie: „Głos ludu – głosem Pana Boga” i jeżeli będzie taka potrzeba, wyrażona przez ludzi, będę pielgrzymował i przewodził na chwałę Bożą.

2018-04-18 12:13

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Chrześcijaństwo przetrwało trudniejsze czasy niż obecne

[ TEMATY ]

wywiad

zjazd gnieźnieński

Paweł Kęska/facebook.com

Z prof. Januszem Karwatem, kierownikiem Zakładu Studiów Gnieźnieńskich Instytutu Kultury Europejskiej Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, rozmawia Andrzej Tarwid

Andrzej Tarwid - Pański wykład o początkach chrześcijaństwa na ziemiach polskich otworzył inauguracyjną sesję plenarną X Zjazdu Gnieźnieńskiego. Zapytam przewrotnie: co byłoby, gdyby Mieszko I nie przyjął chrztu?

- Gdyby tak potoczyły się nasze dzieje, to można powiedzieć, że nie było by Polski. A w konsekwencji my nie bylibyśmy tymi samymi ludźmi, którymi dzisiaj jesteśmy.

- Czyli gdyby nie chrzest, to państwo Mieszka I nie przetrwałoby?

- Tak uważam. Dziadek i ojciec Mieszka I zbudowali potężne państwo, ale na jego granicach rywalizowali już ze znacznie mocniejszymi związkami plemiennymi. Słowianie połabscy byli tak silni, że zagrażali nawet cesarstwu. Mieszko I też z nimi przegrywał. Konwersja na chrześcijaństwo była więc jego świadomym wyborem motywowanym głównie tym, aby ocali państwo i zamieszkującą na jego terytorium ludność.

- A jakie jeszcze inne cele brał on pod uwagę?

- Mieszko I wiedział, że wraz z nową wiarą przyjdą inne dobrodziejstwa, takie jak np. kultura pisana, nowe budownictwo, zamki, a z czasem hierarchia kościelna. Na tym właśnie polegał jego geniusz, że doskonale zdawał on sobie sprawę także z tych innych, szerszych konsekwencji przyjęcia chrześcijaństwa.

- Co wiemy o tym, jak odbywało się nawracanie poddanych na nową wiarę?

- Warto podkreślić, że Mieszko I nie nawracał mieczem. To był proces, który trwał latami. Uznaje się, że chrześcijaństwo tak w pełni rozwinęło się dopiero w XII wieku.

- To zasługa kapłanów. Co o nich wiemy?

- Ci pierwsi - a zwłaszcza Jordan, który przyprowadził ze sobą kapłanów z otoczenia Dobrawy - znali język starosłowiański. To było bardzo ważne, bo dzięki temu umieli porozumieć się z miejscową ludnością, które również mówiła po starosłowiańsku.

- Podczas swojego wykładu zaskoczył Pan wielu słuchaczy stwierdzeniem, że w najbliższym czasie możemy dowiedzieć się zupełnie nowych rzeczy o początkach Polski Piastów dzięki odkryciom genetyków. Dyscypliny te nie kojarzą się z historią…

- (uśmiech) A jednak właśnie dzięki badaniom genetycznym mamy szansę poznać genom Piastów, którzy zostali pochowani w Poznaniu. To może prowadzić do dalszych odkryć. Niewykluczone bowiem, w Gnieźnie zostali złożeni przodkowie Mieszka. Gdyby nie badania genetyczne, to potwierdzenie takiego odkrycia - oczywiście, jeśliby do niego doszło - nie byłoby w ogóle możliwe.

- Nauka pozwala nam lepiej poznać nasze „korzenie”. Pojęcie to jest bardzo często przywoływane w trakcie zjazdowych wystąpień, ale głównie w pesymistycznym kontekście. Najczęściej mówi się o tym, że to Europa odcina się od chrześcijańskich „korzeni”. Już kilku lat temu niektórzy publicyście pisali nawet, że na Starym Kontynencie nie będzie chrześcijan...

- Uważam, że osoby te mylą się w swoich opiniach. Oczywiście, świat cały czas się zmienia, lecz jako historyk mogę powiedzieć, że chrześcijaństwo przetrwało trudniejsze czasy niż obecne. Przetrwa więc i obecny kryzys, tego możemy być pewni. Inny wniosek jaki płynie z uprawianej przeze mnie dyscypliny mówi natomiast o tym, że najtrudniejsze kryzysy biorą się zawsze z tych rzeczy, które są nie do końca rozpoznane.

- „Kryzys” to koleje słowo często przywoływane na Zjeździe. Ma Pan Profesor jakąś swoją receptę na kryzysy, ale nie te państwowe czy cywilizacyjne, lecz te, które dopadają zwykłych ludzi w ich codziennym życiu?

- Nie powinniśmy zapominać, że najważniejsze rzeczy dzieją się wokół nas, a więc w domu rodzinnym i w pracy. A na przezwyciężenie wszelkich takich kryzysów sposób jest tylko jeden - zachowujmy się zgodnie z Dekalogiem. I nie łudźmy się, że dzięki naszej mądrości, inteligencji czy sprytowi wymyślimy coś lepszego od Bożych przykazań.

CZYTAJ DALEJ

Święty ostatniej godziny

Niedziela przemyska 15/2013, str. 8

[ TEMATY ]

święty

pl.wikipedia.org

Nawiedzając pewnego dnia przemyski kościół Ojców Franciszkanów byłem świadkiem niecodziennej sytuacji: przy jednym z bocznych ołtarzy, wśród rozłożonych książek, klęczy młoda dziewczyna. Spogląda w górę ołtarza, jednocześnie pilnie coś notując w swoim kajeciku. Pomyślałem, że to pewnie studentka jednej z artystycznych uczelni odbywa swoją praktykę w tutejszym kościele. Wszak franciszkański kościół, dzisiaj mocno już wiekowy i „nadgryziony” zębem czasu, to doskonałe miejsce dla kontemplowania piękna sztuki sakralnej; wymarzone miejsce dla przyszłych artystów, ale także i miłośników sztuki sakralnej. Kiedy podszedłem bliżej ołtarza zobaczyłem, że dziewczyna wpatruje się w jeden obraz górnej kondygnacji ołtarzowej, na którym przedstawiono rzymskiego żołnierza trzymającego w górze krucyfiks. Dziewczyna jednak, choć później dowiedziałem się, że istotnie była studentką (choć nie artystycznej uczelni) wbrew moim przypuszczeniom nie malowała tego obrazu, ona modliła się do świętego, który widniał na nim. Jednocześnie w przerwach modlitewnej kontemplacji zawzięcie wertowała kolejne stronice opasłego podręcznika. Zdziwiony nieco sytuacją spojrzałem w górę: to św. Ekspedyt - poinformowała mnie moja rozmówczyni; niewielki obraz przedstawia świętego, raczej rzadko spotykanego świętego, a dam głowę, że wśród większości młodych (i chyba nie tylko) ludzi zupełnie nieznanego... Popularność zdobywa w ostatnich stu latach wśród włoskich studentów, ale - jak widać - i w Polsce. Znany jest szczególnie w Ameryce Łacińskiej a i ponoć aktorzy wzywają jego pomocy, kiedy odczuwają tremę...

CZYTAJ DALEJ

Bp Andrzej Przybylski: Jezus jest Pasterzem, nie najemnikiem!

2024-04-19 22:12

[ TEMATY ]

rozważania

bp Andrzej Przybylski

Archiwum bp Andrzeja Przybylskiego

Każda niedziela, każda niedzielna Eucharystia niesie ze sobą przygotowany przez Kościół do rozważań fragment Pisma Świętego – odpowiednio dobrane czytania ze Starego i Nowego Testamentu. Teksty czytań na kolejne niedziele w rozmowie z Aleksandrą Mieczyńską rozważa bp Andrzej Przybylski.

21 Kwietnia 2024 r., czwarta niedziela wielkanocna, rok B

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję