W dzisiejszym świecie prawie wszystko jest „mega” lub chociaż „hiper”. Prawie wszystko można kupić i sprzedać. Również złudzenia i całą masę substytutów. Dzisiejszy świat przypomina olbrzymi supermarket zorientowany na megakonsumpcję, w którym codziennie waży się na szali: i „mieć” i „być”. Klientami „hipermarketu” są również chrześcijanie, nieustannie wystawiani na pokusę posiadania, gromadzenia, pokusę życia pod dyktando wszechobecnej i wszechwładnej reklamy. Telewizyjne spoty preferują młodość, piękno, szczęście. W kolorowej do bólu rzeczywistości świata reklam bytują hiperistoty w wyidealizowanych megawnętrzach. Iluzoryczność i baśniowość wirtualnej rzeczywistości, napędzając popyt i podaż, prowokuje, by gromadzić ziemskie skarby – mieć ich wciąż więcej i więcej.
Kiedy zakupy stają się obsesją...
Czy megakonsumpcja, w wydaniu niekontrolowanym, potęgując apetyt na świat, pozwala jeszcze po chrześcijańsku „być”? Zanurzać się co dnia w płynącym Jordanie chwil i czerpać z łaski chrztu, by rodzić się w nim na nowo do życia wypełnionego po brzegi dobrem?
Chęć posiadania wszystkiego, za wszelką cenę, to odmiana współczesnego hedonizmu. Takie sprawianie sobie chwilowych przyjemności, poprawianie humoru przez nabywanie, które staje się nałogiem – zakupoholizmem. Obsesyjne kupowanie to najczęściej substytut tego, czego w życiu brakuje. A zatem bluzka zamiast miłości, piętnasta para butów zamiast dobroci, trzeci samochód zamiast wierności… Nadmiar przedmiotów nabywanych dla samego nabywania staje się formą terapii, współczesnym orężem do walki z depresją. Podnosi chwilowo samoocenę i nastrój. Potrzeba stawania się lepszym, bardziej wartościowym przez posiadanie jest tak silna, że ulegają jej nawet ludzie niezamożni, kiedy w zderzeniu z oczekiwaniami sprzedawców i możliwością posądzenia o bycie kimś gorszym wysupłują ostatnie grosze. Niepohamowana chęć czynienia zakupów to współczesny rytuał biednych i bogatych, mężczyzn i kobiet i coraz częściej dzieci.
„Człowiek nie może zrezygnować z siebie, ze swojego właściwego miejsca w świecie widzialnym, nie może stać się niewolnikiem rzeczy, samych stosunków ekonomicznych, niewolnikiem produkcji, niewolnikiem swoich własnych wytworów” – tak Jan Paweł II nauczał nie tak dawno w „Redemptor hominis” (n. 16). Słowa te kierował do wszystkich, a szczególnie do chrześcijan.
Konsumpcjonizm „zjada” świat...
Chrześcijanie w „hipermarkecie świata”... Jacy są? A może z punktu widzenia dzisiejszej, niekontrolowanej konsumpcji przechodzącej w konsumpcjonizm, istotniejsze jest pytanie: jacy będą? Czy otrzymane przez chrzest dary Ducha Świętego, pomogą im uchronić siebie i darowany przez Stwórcę świat od samozagłady? Czy wystarczy im sił, by oprzeć się kuszącym podszeptom mediów domagających się robienia nieustannych zakupów? Zakupów, przez które pośrednio umierają lasy deszczowe, giną liczne gatunki zwierząt i morskich stworzeń, zmienia się klimat. Czy po to Bóg Ojciec przygotował świat na nadejście człowieka, aby ten, odwracając teraz kolejność, zniweczył wszystko, co otrzymał, a tym samym unicestwił siebie i swoje potomstwo? Aby dokonał na sobie, mniej lub bardziej świadomej, eutanazji?
(...)
Cały artykuł można przeczytać w „Niedzieli” nr 33/2007
Pomóż w rozwoju naszego portalu