Reklama

Niedziela Wrocławska

Zwyczajny dzień w hospicjum

– Nigdy w życiu nie byłem tak radosny, tak wolny, jak tutaj – zapewnia ojciec Piotr Kwoczała, kapelan wrocławskiego hospicjum bonifratrów – Nigdzie się tyle nie naśpiewałem i nie byłem świadkiem tylu cudów. Bo tu naprawdę cuda się zdarzają

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ojciec Piotr jest franciszkaninem. Po kilkunastu latach pracy we Włoszech decyzją przełożonych wrócił do Polski i jest kapelanem w hospicjum. Z takimi decyzjami się nie dyskutuje, ale – jak przyznaje – pomyślał wówczas: „No, staruszku, będziesz teraz finiszował swoje życie, szare korytarze, szara atmosfera...”. Posługę zaczął nieco przestraszony. A dziś?

– W ciągu 4,5 roku swojej posługi w hospicjum przywitałem i pożegnałem blisko 2 tysiące osób. Cierpiących, samotnych, przygniecionych chorobą. Nie było wśród ani jednej, która by powiedziała lub choćby zasugerowała, że nie chce już żyć. Jeśli człowiek ma dobrą opiekę, to będzie chciał żyć, nawet w ciężkiej chorobie – mówi ojciec Piotr Kwoczała.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wrocławskie hospicjum znajduje się w pobliżu szpitala rehabilitacyjnego. Czasem ktoś z odwiedzających pomyli drogę w rozległym parku. Zasłyszana rozmowa przypadkowych przechodniów: „Wracajmy, tutaj jest ta umieralnia”. Odwrócić się i uciekać, jakby to pozwalało uciec od śmierci…

* * *

Tadeusz wskazuje na puste łóżko w swojej dwuosobowej sali. Sąsiad odszedł przedwczoraj. – Czekam już na dziewiątego sąsiada – uśmiecha się. – Oni odchodzą, a ja wciąż żyję, tak to się dziwnie toczy. Jestem tu od pięciu miesięcy. Kiedy tu trafiłem, marzyłem tylko, żeby dożyć olimpiady. Olimpiada dawno minęła, a ja wciąż jestem. W tym miesiącu mam imieniny, myślę że jeszcze dam radę. Może uda mi się doczekać urodzin w styczniu? Dzisiaj miałem bardzo dobrą noc. Spałem chyba 10 godzin, nie budziłem się ani razu, nic nie bolało.

Terapię przeciwbólową ma tak dobraną, że nie cierpi, i to właśnie najbardziej docenia. Bo najgorszy jest ból. Na raka pęcherza choruje trzeci rok. Ataki są krótkie, trwają około minuty. Ale jak chwycą, to można drapać ściany. Po jednym z ataków, podczas którego był sam w domu, zdecydował, że pójdzie do ośrodka, gdzie będzie miał cały czas opiekę i nie będzie się musiał bać bólu. „Ośrodek”, bo tak Tadeusz mówi o hospicjum, najpierw obejrzała córka. Wiadomo, takie miejsca źle się kojarzą, mają złą sławę. Córka uznała, że tu jest dobrze, Tadeusz poczekał miesiąc w kolejce i jest. Nie wstaje z łóżka i niewiele może samodzielnie zrobić. Ale przecież już nic nie musi.

Reklama

– Staram się nie spać w dzień – mówi. – Szkoda czasu na spanie, nie wiem ile mi go jeszcze zostało. Poza tym mamy tu bardzo wypełnione dni. Posiłki, mycie, wizyty lekarzy, pielęgniarek, rehabilitacja, wolontariusze – ciągle się coś dzieje. Córka z wnuczkami odwiedzają mnie. Czasem idziemy na spacer do parku. Wożą mnie na wózku, jesienią wnuczki zbierały kasztany i żołędzie z dziadkiem.

* * *

Radość z drobiazgów. A może właśnie nie z drobiazgów, tylko z tego, co naprawdę ważne? Tadeusz przyznaje, że dopiero w „ośrodku” przekonał się, jak wiele spraw, którymi człowiek dotąd żył, nie ma żadnego znaczenia. Pieniądze, przedmioty, spory o nic – to wszystko zostało gdzieś daleko. Pewnie nie dla wszystkich, bo weźmy jednego z ostatnich sąsiadów z sali. Bardzo się denerwował, że syn oddał komuś jego samochód. Bez przerwy o tym mówił, że jak wyzdrowieje, to musi mieć to auto. Tadeusz nie może zrozumieć, po co irytować się z tak błahego powodu? Tak się martwił o ten samochód, a i tak zaraz umarł.

* * *

Przez drzwi zagląda fizjoterapeutka Justyna.

– Panie Tadeuszu, przyjdę za pół godziny, dobrze? Będzie miał pan czas? Brzmi to nieco dziwnie, ale nie może być inaczej. Justyna Łabęda tłumaczy, że rehabilitacja w hospicjum ma swoją specyfikę. Nie można stosować grafików ze ściśle określonymi godzinami, bo nie da się przewidzieć, jak pacjent będzie się akurat czuł. Fizjoterapeuta musi na bieżąco dostosowywać się do stanu pacjenta i jego możliwości. Wielu przejeżdża do hospicjum w bardzo ciężkim stanie, często boją się wysiłku lub nie widzą sensu w rehabilitacji. Justyna uważa, że nie ma takiej sytuacji, w której już nic nie da się zrobić. Dla tych, którzy nie są w stanie ćwiczyć samodzielnie, są ćwiczenia bierne, pomagające w przykurczach mięśni i zesztywnieniu stawów. Opornych czy załamanych często daje się przekonać. Szczególnie dobrze działa przykład: gdy ktoś widzi, jak leżący dotąd sąsiad wstaje na własne nogi – to najlepsza motywacja, by samemu spróbować.

Reklama

– Podczas rehabilitacji w hospicjum skupiamy się przede wszystkim na tym, by pacjent uzyskał maksymalną niezależność w swoim stanie – wyjaśnia Justyna Łabęda. – Czasem to znaczy tyle, by mógł siedzieć przez dziesięć minut bez zawrotów głowy, samodzielnie zjeść posiłek, przejść kilka kroków. To są nasze codzienne sukcesy. Bywają i inne sytuacje. Jeśli pacjent się zaprze i zaweźmie, to nie ma mocnych. On wstanie i pójdzie. Tak jak 86-letnia Raisa, która tu trafiła po operacji onkologicznej. Wiele tygodni leżała, nie była w stanie nawet samodzielnie usiąść. „Justynko, ja będę chodzić” – powtarzała rehabilitantce.

– Nie do końca w to wierzyłam – wspomina Justyna – a dziś Raisa chodzi. To jedna z takich sytuacji, które uczą, że nie warto odpuszczać.

Raisa nie odpuściła ani na chwilę. Nie poddała się, gdy wysiadły jej oczy, gdy włosy wypadały po chemioterapii, nie robiła problemu z kolejnych chorób, które ją dotykały. Nawet, gdy przestała chodzić.

– Po operacji miałam niedowład nóg – opowiada. – Przywieźli mnie tu na noszach, ale ja sobie nie wyobrażałam, że będę tylko leżeć. Całe życie chodziłam po górach. Kocham góry, a zwłaszcza Tatry. I chyba chodzę dzięki temu, że zawsze byłam turystką.

Nie było jednak łatwo. Raisa opowiada, jak zaczynała ćwiczenia od rąk. O rehabilitantce mówi „moja trenerka”, a o ćwiczeniach „ciężki trening” . Powoli odzyskiwała sprawność. Najpierw wzmocniły jej się ręce, potem mogła usiąść, stanąć przy łóżku, wyjechać wózkiem do parku.

Reklama

– Teraz to jak chleb z miodem – śmieje się, wskazując na stojący w jej pokoju chodzik. – Po 7,5 miesiącach na wózku teraz to jest mój okręt. Samodzielność jest najważniejsza. Co z tego, że mam tyle lat, ile mam? Póki można, trzeba korzystać.

* * *

W hospicjum ludzie się ze sobą zaprzyjaźniają bardzo szybko. Czują, że nie ma za wiele czasu, choć różnie z tym bywa. Franciszek przyjechał tu na kilka tygodni. Nowotwór mózgu nie dawał większych nadziei. A dziś świętuje u bonifratrów już trzecie imieniny. Jest zaangażowany w tutejsze życie, jako ministrant służy do Mszy, tu także odkrył w sobie talent artysty. W hospicjum zaczął malować, czego nigdy przedtem nawet nie próbował. Jego prace są chętnie kupowane na aukcjach charytatywnych. Pieniądze z ostatniej z nich postanowił przeznaczyć dla innych. Ofiarował je hospicjum dla dzieci.

* * *

Aktywność, robienie czegoś razem, dla innych – tu szczególnie widać, jakie to ważne. Czasem wystarczy mały impuls, by znaleźć w sobie siłę, nawet gdy trudno wstać z łóżka. Mały przykład z powstaniem piosenki, która wygrała tegoroczny bonifraterski festiwal. Zespół muzyczny założony przez o. Piotra (ojciec gra na gitarze, śpiewają: lekarka Magda, psycholog Dorota i pielęgniarki Anna, Patrycja, Barbara, Jadwiga) miał kolejną próbę na korytarzu. Jedna z pacjentek, dotąd tak słaba, że nie angażowała się w nic, zapytała, czy może w czymś pomóc. Jest muzykologiem. Mimo poważnego stanu uczestniczyła w próbach. Słowa do zwycięskiej piosenki napisał inny pensjonariusz, wrocławski poeta Lech Ignaszewski. „Ostatni przystanek” – to tytuł utworu. Oboje już odeszli, ale przez piosenkę – nadal są.

Zespół muzyczny hospicjum nazywa się „Tu też jest życie”. Bo trzeba wciąż przypominać, że w hospicjum naprawdę jest życie, i to w całej swojej różnorodności.

Reklama

* * *

Wolontariusze tu przychodzą, choć nikt im tego nie każe, ani za to nie płaci. Ich najważniejsze zadanie polega na towarzyszeniu. Porozmawiać, poczytać książkę, potrzymać za rękę.

– Ja ich nie szukam, sami przychodzą – mówi Michał Krasnosielski, koordynator hospicyjnego wolontariatu, a jednocześnie opiekun medyczny. – Motywacje bywają różne, najczęściej zgłaszają się z potrzeby serca, co nie znaczy, że każdy może zostać wolontariuszem w hospicjum. Jedni się do tego nadają, inni nie.

Kandydat na wolontariusza odbywa rozmowę z psychologiem – to obowiązkowy element weryfikacji. Zdarza się, że ktoś po jakimś czasie rezygnuje. Także tego nikt nie ocenia. Różnie się ludziom układa w życiu, mają prawo. Najważniejsze, że wciąż zgłaszają się nowi. Od dzieciaków z gimnazjum po emerytów.

– Słowo hospicjum pochodzi z łaciny i dosłownie znaczy „gościniec” – tłumaczy o. Piotr. – I właśnie tak jest. My tu udzielamy gościny przechodniom, pomagamy im się przygotować do przekroczenia końcowej bariery ziemskiego życia. Pomagamy we wszystkich sferach, tych dotyczących ciała, i tych duchowych. Ulga w cierpieniu, opieka, pielęgnacja, działania wolontariuszy i posługa duchowa – to wszystko musi się odbywać w doskonałej harmonii, żaden element nie może stać się dominujący. Nie jest to łatwe, ale staramy się robić to jak najlepiej.

2017-01-25 15:07

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

W hospicjum Wigilia jest codziennie

Niedziela wrocławska 52/2017, str. IV

[ TEMATY ]

hospicjum

wigilia

Archiwum Hospicjum Bonifratrów

Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata i wyciągasz do niego ręce – jest Boże Narodzenie – pisała św. Matka Teresa z Kalkuty. I wtedy, gdy wyciągasz rękę do chorego, gdy widzisz jego rozpromienioną twarz – dodaje o. Bruno Lewandowski, franciszkanin, kapelan w Hospicjum Bonifratrów – jest Boże Narodzenie

Na oddziale wciąż słychać przytłumione głosy. Ktoś słucha radia, gdzieś gra telewizor, szurają kapcie. Pani Zosia robi szalik na drutach, a pan Andrzej prosi o kupienie wafli z cytrynowym nadzieniem. Codzienne sprawy, takie jak w domu, tylko domowników jest więcej. To jest miejsce, w którym to my jesteśmy dla pacjentów, a nie oni dla nas. To jest ich dom – mówi Dominik Krzyżanowski, dyrektor Hospicjum Bonifratrów we Wrocławiu. Często to słowo tłumaczone jest jako gościniec, gdzie utrudzony wędrowiec zatrzymuje się w drodze, opatruje swoje rany i idzie dalej swoją drogą. Według nas idzie do nieba, według tych, którzy w niebo nie wierzą, idzie tam, gdzie nie musi już cierpieć. Ale przede wszystkim tworzymy dom. Wczoraj rozmawiałem z panią Wandą i ona mówi: Wie pan, już mi się myli, czy jestem w swoim domu czy w hospicjum.

CZYTAJ DALEJ

Rocznica imienin ks. Jerzego Popiełuszki

2024-04-23 08:06

[ TEMATY ]

bł. ks. Jerzy Popiełuszko

ks. Mirosław Benedyk

Relikwie bł. ks. Jerzego Popiełuszki

Relikwie bł. ks. Jerzego Popiełuszki

Na imieniny ks. Jerzego Popiełuszki 23 kwietnia 1984 r. przybyło blisko tysiąc osób. Kwiaty wypełniły cały pokój na plebanii. W rocznicę tego wydarzenia, spotkają się niektórzy jego uczestnicy oraz wiele innych osób bliskich ks. Jerzemu i takich, które chcą wyrazić mu wdzięczność.

Po Eucharystii o godz. 18.00 w kościele pw. św. Stanisław Kostki w Warszawie w parafialnym Domu Amicus odbędzie się spotkanie, podczas którego głos zabiorą uczestnicy imienin ks. Popiełuszki z 1984 r. oraz przedstawiciele związanych z nim środowisk, w tym parafii, w których posługiwał. Wszyscy zaproszeni są do tego, by przynieść kwiaty na grób ks. Popiełuszki i wpisać się do „Księgi wdzięczności”, m.in. za pośrednictwem strony: 40rocznica.popieluszko.net.pl.

CZYTAJ DALEJ

Wierność i miłość braterska dają moc wspólnocie

2024-04-23 13:00

Marzena Cyfert

Rejonowe spotkanie presynodalne w katedrze wrocławskiej

Rejonowe spotkanie presynodalne w katedrze wrocławskiej

Ostatnie rejonowe spotkanie presynodalne dla rejonów Wrocław-Katedra i Wrocław-Sępolno odbyło się w katedrze wrocławskiej. Katechezę na temat Listu do Kościoła w Filadelfii wygłosił ks. Adam Łuźniak.

Na początku nakreślił kontekst rozważanego listu. Niewielkie, lecz bogate miasteczko Filadelfia zbudowane zostało na przełęczy, która stanowiła bramę do głębi półwyspu. Było również bramą i punktem odniesienia dla hellenizacji znajdujących się dalej terenów. Mieszkańcy Filadelfii mieli więc poczucie, że są bramą i mają misję wobec tych, którzy mieszkają dalej.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję