Reklama

Obiad wciąż najważniejszy

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Życzliwi recenzenci już napisali, że jest to publikacja skazana na sukces, że stanie się jedną z najważniejszych publikacji tego gatunku, które w ciągu minionych dwu dekad – trzeba to przyznać: w obfitości – ukazywały się na polskim rynku. Internetowi hejterzy natomiast, oczywiście anonimowi, nie szczędzą wylewania żółci, a swoje opinie mieli zapewne ugruntowane, zanim jeszcze Jarosław Kaczyński podjął decyzję o napisaniu swej autobiografii politycznej, czyli wydanej latem tego roku przez Wydawnictwo Zysk i S-ka książki pt. „Porozumienie przeciw monowładzy. Z dziejów PC”. Niełatwa to lektura, bo każe śledzić skomplikowane meandry polityki schyłku PRL i pierwszej dekady III RP. Sam autor przyznaje, że bieg niektórych, wtedy wyglądających na nielogiczne, zdarzeń rozszyfrowuje dopiero z perspektywy czasu.

Znaczenie zaciśniętej pięści

Opowieść polityczna Jarosława Kaczyńskiego rozpoczyna się od całkiem zabawnych wspomnień o tym, jak to z grupą dzielnych „opozycjonistów” podczas wyborów przestawiał strzałki do lokali wyborczych, tak aby prowadziły do publicznego szaletu... Ale było też już poważne opozycyjne zaangażowanie, acz nie w kategoriach jakiegoś doraźnego protestu – zaznacza gwoli rzetelności – udział w Mszach św. na Tysiąclecie Chrztu Polski. „Kierowaliśmy się z Leszkiem poczuciem obowiązku” – podsumowuje zaangażowanie w marcu 1968 r., gdy obydwaj bracia brali udział w strajku na Uniwersytecie Warszawskim; opowiedzieli się po stronie „michnikarzy”, choć nie wszystko w tym proteście im się podobało, np. symbol zaciśniętej pięści, czyli pozdrowienie niemieckich komunistów.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

„Może z wrodzonej przekory, ale zawsze czułem, że komunizm upadnie” – pisze Jarosław Kaczyński, wspominając lata 60. ubiegłego wieku i swoje pierwsze refleksje polityczne o stanie Polski. Ciekawy jest jego opis wynikający z pobytu na przymusowym – w ramach kary za Marzec ’68 – studenckim turnusie hufca pracy w 1969 r. w Karlinie, gdzie bodaj po raz pierwszy przyglądał się z bliska gospodarce komunistycznej, gnuśności życia na polskiej prowincji. Może właśnie wtedy dostrzegł, że nie ma innej drogi, jak walka z komuną, która zanim upadnie, wyniszczy kraj do cna. W tej kwestii był odmiennego zdania niż większość rodzącej się w owym czasie opozycji, a nawet jego ulubiony profesor i opiekun pracy doktorskiej Stanisław Ehrlich, który dowodził, że mimo wszystko „w mechanizmach państwa komunistycznego, czyli PRL, istnieją pewne elementy społecznej dynamiki prowadzące do przekształceń”.

Reklama

Czas wyraźnie wyartykułowanego indywidualnego sprzeciwu nadszedł w 1975 r., gdy w celu umocnienia przewodniej roli PZPR pojawił się gierkowski pomysł zmiany konstytucji. W proteście Jarosław Kaczyński wystosował wtedy list do Sejmu. „Napisałem go – zaznacza w książce – dodając kilka słów o nierównouprawnieniu katolików w Polsce”.

W strukturach opozycji

Niełatwo było o pracę w Warszawie dla świeżo upieczonego doktora prawa, zwłaszcza że nie ukrywał on swoich niepoprawnych przekonań. Dzięki prof. Andrzejowi Stelmachowskiemu dostał ją w filii UW w Białymstoku. A dzięki temu zesłaniu poznawał podobnych zesłańców – wśród nich Jadwigę Staniszkis – były więc ciekawe rozmowy przy możliwie najtańszych obiadach w białostockim „Hortexie”. Było też poznawanie humorystyczno-absurdalnych mechanizmów władzy na głębokiej prowincji, podczas wyjazdów z Białegostoku w teren, do „filii filii”. Na stronach tej książki znajdujemy wiele refleksji także z późniejszych podróży autora po Polsce, które – jak zapewnia – zawsze sobie bardzo cenił. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że z owych podróży powoli wyrastał późniejszy program polityczny.

Dokładnie w 28. urodziny (18 czerwca 1977 r.) Jarosław Kaczyński nawiązał współpracę z Biurem Interwencyjnym KOR, gdzie współpracował głównie z Zofią Romaszewską. Ale – zaznacza – działalność opozycyjna nie sprowadzała się wyłącznie do działań interwencyjnych (czyli do rozjazdów po Polsce w sprawach krzywdzonych robotników), były także akcje rozrzucania ulotek czy zbierania podpisów (np. w sprawie nadawania przez radio i telewizję audycji religijnych).

Reklama

Był to czas inicjatyw, intensywnych dyskusji i sporów na opozycyjnych zebraniach; Kaczyński wspomina np. rozbieżność zdań co do przyszłych skutków wizyty Ojca Świętego w 1979 r. czy też co do możliwości rozmów z władzą. Przedstawiając całą galerię dobrze znanych nam dziś postaci, szczególnie ciepło i z szacunkiem pisze o Jacku Kuroniu (którego poznał w 1977 r. na naradzie u Piotra Naimskiego): „Bezsprzecznie był najwybitniejszą postacią opozycyjnej lewicy, urodzony gawędziarz, wymagający dyskutant”.

Swoje zaangażowanie w opozycji KOR-owskiej Kaczyński podsumowuje następująco: „Było ciekawie, ale mimo wszystko obco. Poczucie obcości wobec ludzi lewicy KOR-owskiej towarzyszyło mi cały czas”. I było tym trudniej, że – jak pisze – nie miał lewicowych poglądów i zachowywał dystans wobec postkomandosów.

Jesienią 1979 r. przeszedł do zdecydowanie prawicowego i katolicko zorientowanego środowiska „Głosu” (Antoniego Macierewicza), do którego wkupił się polemiką z artykułem Adama Michnika „Gnidy i anioły” (który z kolei był odpowiedzią na Piotra Wierzbickiego „Traktat o gnidach”); w tym tekście ostro polemizował ze złudzeniami co do istoty komunizmu. A takie złudzenia mieli wówczas prominentni przedstawiciele lewicowej opozycji. „Jeżeli ktoś sądzi – pisze dziś Kaczyński – że spór rozpoczęty w 1990 r. nie miał głębszych korzeni, niech przeczyta ten artykuł”.

Gnuśne lata 80.

30-31 sierpnia 1980 r. w Pałacu Mostowskich, potem poczucie triumfu i smak zwycięstwa z powodu podpisania w Gdańsku Porozumień Sierpniowych. „Następnego dnia wspólnie z Antonim Macierewiczem i Piotrem Naimskim pielgrzymowaliśmy po mieście – wspomina Jarosław Kaczyński – potem w wielkim tłumie w warszawskim Klubie Inteligencji Katolickiej, gdzie doradcy strajku opowiadali o stoczni. Potem praca, wspólnie z Janem Olszewskim, w punkcie konsultacyjnym przy Bednarskiej (który później przekształcił się w Ośrodek Badań Społecznych Regionu Mazowsze) i status doradcy Regionu Mazowsze NSZZ «Solidarność». I znów niekończące się debaty, dyskusje, spory. I – pierwsze kłopoty z Lechem Wałęsą, z którym mocniej osadzony w gdańskim środowisku brat Leszek nie miał wtedy najlepszych stosunków. Już po kilku miesiącach – pisze Kaczyński, uznany wtedy za czarnowidza – widać było, że sytuacja zmierza do wewnętrznej okupacji, że PZPR ma realną siłę w koszarach i komisariatach”.

Reklama

Zamiast internowania – przesłuchanie. Odmowa podpisania „lojalki” (później ją dość nieudolnie sfabrykowano). Gdy w październiku 1982 r. brat Leszek wyszedł z internowania, nawiązał kontakt z Lechem Wałęsą; skonfliktowani przed 13 grudnia teraz zapomnieli o sporach. Jarosław także zaczyna współpracować ze środowiskiem tworzącym się wokół Wałęsy. Wszyscy zastanawiają się, co robić.

Opis ówczesnych działań przedstawiony w książce jest szczegółowy, pokazuje ogromną zawiłość gry prowadzonej przez wspieranych przez Kościół ludzi „Solidarności” – wtedy jeszcze działających jako tako zgodnie – z wciąż mocno okopaną komunistyczną władzą: „Władza była tak skonsolidowana, że przełamać ją można było tylko zbrojnym wystąpieniem. Takich możliwości wtedy nie było”.

Fenomenem stanu wojennego były Msze św. za Ojczyznę, które zaczęto odprawiać w kościele pw. św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu jeszcze przed 13 grudnia, od października 1981 r. Ks. Jerzy Popiełuszko fascynował zebranych, mówił prawdę o sytuacji, w której znalazło się społeczeństwo, naród, Polska... Jednak – konstatuje dziś Kaczyński – warto się wciąż zastanawiać, ile z tamtej fascynacji pozostało. Pogrzeb ks. Popiełuszki zgromadził wielkie rzesze. Ludzi było bardzo dużo, ale – książka Kaczyńskiego jest wprost przepełniona analizami politycznymi, lecz nie brak w niej drobnych, czasem humorystycznych, czasem smutnych jak to spostrzeżeń – „trudno było też nie zauważyć, że po jakichś dwóch godzinach uroczystości zaczęto wychodzić. Krótko mówiąc, obiad najważniejszy. Ta postawa drogo miała nas kosztować i ciągle kosztuje”.

Reklama

Zagadki czasu przełomu

W książce mamy drobiazgowy opis sporów toczących się w łonie coraz bardziej różnicującej się opozycji w schyłkowym okresie władzy komunistycznej (po amnestii w 1986 r.). Szło o sposób gry o władzę, pomysły alternatywnych rozwiązań, zastanawianie się, jak ta nowa Polska ma wyglądać. „Brakowało wizji – pisze Kaczyński – Leszek i ja mieliśmy kilka pomysłów skierowanych w przyszłość. Pierwszym było zbudowanie sojuszu między podziemną «Solidarnością» a Kościołem. (...) Proponowany przez nas program Związku podejmował choćby takie sprawy, jak ochrona życia. W jego przygotowaniu uczestniczył Jan Olszewski. (...) Większość TKK (Tymczasowa Komisja Koordynacyjna NSZZ „Soolidarność” – przyp. red.) nie zgodziła się na ochronę życia. Inny nasz pomysł to ruch równouprawnienia katolików”.

Kaczyński po kronikarsku przytacza fakty, nazwiska, sekwencje zdarzeń, nastroje, podejrzenia (które później miały się sprawdzić), swą polityczną analizą nicuje rozgrywki toczone wówczas wewnątrz szeroko pojętej opozycji. Zwraca szczególną uwagę na destrukcyjną rolę ambicji wielu bohaterów czasu „przejmowania władzy”, ale też na gnuśność społeczeństwa, na „słabo przebiegający proces oddolnego tworzenia «Solidarności»”. To, co działo się u schyłku lat 80. – wspomina swe ówczesne niepokoje – było „szczególnie korzystne dla uwłaszczającej się wtedy nomenklatury”, a być może można było temu zapobiec już wtedy. Jednak ci, którzy dostrzegali to wiszące nad Polską zagrożenie, ciągle byli zbyt słabi.

Reklama

Im dalej w las, tym więcej drzew. Tym więcej zaskoczeń i zdziwień. „Zacząłem mimo wszystko brać udział w posiedzeniach okrągłostołowego zespołu politycznego, gdzie przeżyłem zaskoczenie – pisze Jarosław Kaczyński. – Otóż okazało się, że niemała część zgromadzonych tam intelektualistów i działaczy miała wiedzę na temat mechanizmów demokracji na poziomie «telewizyjnym»”.

Wtedy – dziś przyznaje, że błędnie – uważał, iż nikt przy zdrowych zmysłach nie może traktować „okrągłego stołu” jako aktu założycielskiego nowego ustroju. Transformacja ustrojowa lat 90. potwierdziła ten błąd w ogólnie panującym myśleniu. Opisując ją z dzisiejszej perspektywy (i większej wiedzy o faktach), Kaczyński w istocie dowodzi, jak wiele szans z premedytacją zostało straconych, jak bardzo wszystko, co się działo w sferze polityki, było podporządkowane głównie konserwowaniu „starego”, przede wszystkim dobra już uwłaszczonej i pławiącej się w dobrobycie, czującej się bezpiecznie komunistycznej nomenklatury, która nie bez satysfakcji przyglądała się bojom toczonym między sobą przez dawnych opozycjonistów. I przygląda się do dziś...

Wiele miejsca w książce zajmuje analiza roli Lecha Wałęsy w tworzeniu takiego a nie innego kształtu III RP. Jej autor – należący przez pewien czas do najbliższego otoczenia prezydenta Wałęsy – wychwytuje wszystkie, delikatnie mówiąc: niejednoznaczności postawy solidarnościowego prezydenta, wskazujące na to, co zostało ujawnione znacznie później (czyli uwikłanie Wałęsy we współpracę z komunistyczną SB).

Marzenie o chadecji

„Porozumienie przeciw monowładzy” to w istocie książka o tym, jak trudno było w pokomunistycznej Polsce zbudować silną partię prawicową, zakorzenioną w konserwatywnych wartościach, które w Polsce w szczególny sposób wiążą się z katolickością i instytucją Kościoła. Od pierwszych jej stron obecny jest wątek przywiązania autora do religii, choć w wielu miejscach przyznaje się też do błędu politycznego ignorowania znaczenia niektórych instytucji kościelnych, przede wszystkim Radia Maryja.

Reklama

Trudno powiedzieć, kiedy pojawia się to konkretne marzenie polityka Jarosława Kaczyńskiego o stworzeniu w Polsce silnej partii chadeckiej. „Wiele elementów myślenia solidarnościowego miało dla mnie charakter bliski wczesnej, powojennej chadecji – pisze w swej książce. – (...) Wreszcie całe życie byłem wierzącym i praktykującym katolikiem. (...) Moja chadeckość była jednak różna od tej, którą reprezentowali ludzie od lat związani z koncesjonowaną działalnością katolicką (...)”.

Utworzone w 1990 r. Porozumienie Centrum nie było pierwszą partią wywodzącą się z pnia solidarnościowego i aspirującą do bycia chadecją, wcześniej powstało Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, cieszące się większym zaufaniem i wsparciem Kościoła, nad czym Jarosław Kaczyński bardzo ubolewał. Doszło nawet do bardzo ostrej rywalizacji między tymi partiami.

PC od początku mocno akcentowało potrzebę dekomunizacji i lustracji, potrzebę zbudowania nowego aparatu państwowego łącznie z jego nową legitymizacją, ale wtedy nie udało się wywołać na ten temat nawet cienia debaty publicznej, ponieważ tzw. wolne media od samego początku po prostu ignorowały tego rodzaju poważne tematy. Od początku też zajęły się metodycznie krytyką wszelkiej „prawicowości”. Szydzono zarówno z PC, jak i ZCHN, tak jak dziś szydzi się z PiS. Wtedy odgórnie i na ślepo „zadekretowano” koniec historii, triumf państwa liberalnego, koniec politycznych podziałów i niepotrzebność jakichkolwiek partii. A dziś? Nadal niektórym partiom odmawia się racji bytu. A więc nadal pozostaje jedynie monowładza, oczywiście ta jedynie słuszna i poprawna politycznie? Przewrotnością jest to, że teraz to Jarosławowi Kaczyńskiemu zarzuca się parcie do monowładzy.

Książka Jarosława Kaczyńskiego „Porozumienie przeciw monowładzy. Z dziejów PC” to z pewnością nie tylko i nie przede wszystkim historia jednej partii. To do granic bólu wnikliwa, krytyczna historia polityczna Polski ostatnich dziesięcioleci XX wieku.

2016-09-21 08:53

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

[ TEMATY ]

św. Katarzyna Sieneńska

Giovanni Battista Tiepolo

Św. Katarzyna ze Sieny

Św. Katarzyna ze Sieny

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

To praca jest dla człowieka

2024-04-29 15:37

Magdalena Lewandowska

Do parafii na Nowym Dworze przybyły liczne poczty sztandarowe i przedstawiciele Dolnośląskiej Solidarności.

Do parafii na Nowym Dworze przybyły liczne poczty sztandarowe i przedstawiciele Dolnośląskiej Solidarności.

W parafii Opatrzności Bożej na Nowym Dworze we Wrocławiu modlono się w intencji ofiar wypadków przy pracy.

Eucharystii, na którą licznie przybyły poczty sztandarowe i członkowie Solidarności, przewodniczył o. bp Jacek Kiciński. – Dzisiaj obchodzimy Światowy dzień bezpieczeństwa i ochrony zdrowia w pracy oraz Dzień pamięci ofiar wypadków przy pracy i chorób zawodowych. Cieszę się, że modlimy się razem z bp. Jackiem Kicińskim i przedstawicielami Dolnośląskiej Solidarności – mówił na początku Eucharystii ks. Krzysztof Hajdun, proboszcz parafii i diecezjalny duszpasterz ludzi pracy.

CZYTAJ DALEJ

Rosjanie uwięzili ukraińskich redemptorystów [Wywiad]

2024-04-30 09:22

materiał własny

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy z ks. Witalijem Porowczukiem, który opowiada o ciężkiej sytuacji ukraińskich jeńców w Rosji, trosce o to, aby wymieniać wszystkich jeńców ukraińskich na rosyjskich i rosyjskich na ukraińskich, o więzionych księżach, w tym dwóch ukraińskich redemptorystach oraz o tym, w jakich warunkach, przypominające sowieckie gułagi, przebywają ukraińscy jeńcy.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję