Domem Dawida my jesteśmy, mieszkańcami Jeruzalem my jesteśmy i – jak pokazuje drugie czytanie – potomstwem Dawida stali się ci wszyscy, którzy mają wiarę Dawida. Obietnice, które Bóg dał Abrahamowi, spełnił On w Jezusie Chrystusie; z otwartego boku Chrystusa narodził się Kościół, w którym jest miejsce i dla pogan, i dla żydów, i dla wszystkich. Drugie czytanie obwieszcza, że ten, który wierzy słowu Bożemu, staje się synem Boga i staje się potomkiem obietnic, które Bóg dał Abrahamowi.
Obietnica, że otrzymamy Ducha pobożności, powinna ucieszyć. Pobożność to nie dewocja, być człowiekiem pobożnym – to być człowiekiem, o którym mówią dzisiejsze czytania. Takim, który upodabnia się do Jezusa Chrystusa, który ma w sobie Ducha Chrystusowego. Duch Święty może naszego ducha, nasze serce napełnić pobożnością.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Na tę obietnicę, że przyjdzie czas, kiedy Bóg tym, którzy chcą przyjąć to słowo i w nie uwierzą, da Ducha, usposobienie pobożności, skruchy, żalu nawrócenia, odpowiadamy w Liturgii, śpiewając psalm: „Boże, szukam Ciebie, pragnie Ciebie moja dusza”. Ten, który doświadczył miłości, będzie tęsknił, pragnął jej. Duszę nasyci tylko miłość!
W Ewangelii Jezus pyta, za kogo uważają Go ludzie. To pytanie można by zmienić: Kim On jest dla nich? Jak Go traktują? Do czego Jezus jest im potrzebny?
Reklama
Odpowiedź w dzisiejszych czasach byłaby bardzo bolesna. Jedni uważają Jezusa za przeszkodę, inni – za ograniczenie, jeszcze inni – za kogoś niewygodnego, bo mówi rzeczy niepopularne. Niektórzy – za kulę u nogi, za dodatek do swego życia. Czy Jezus dla nas jest postacią z przeszłości – był, istniał, ale nie mamy z nim nic wspólnego? Jest marginesem naszego życia czy kimś najważniejszym? Może kimś, kto ma spełnić nasze prośby, kto służy jako zabezpieczenie, jako czarodziejska różdżka?
Tłumy uważały Jezusa za tego, za kogo chciały go uważać; za tego, kto byłby im potrzebny, za Jana Chrzciciela, którego się bali, za Eliasza, ponieważ czynił wielkie cuda i znaki, za któregoś z proroków, którzy obiecywali wielkość królestwa mesjańskiego.
Dlaczego Jezus nie chciał, by apostołowie mówili, że on jest mesjaszem? Dlatego, że lud miał fałszywe pojęcie o Mesjaszu. Naród oczekiwał czegoś innego, niż przynosił Jezus. On oczekiwał Mesjasza politycznego. Może my też mamy podobne oczekiwania – życia bez kłopotów, żebyśmy nie chorowali, żeby Jezus spełnił pragnienia i marzenia o szczęściu na naszą miarę. A On chce, byśmy, tracąc życie dla Niego, zachowali je na życie wieczne. Drogą jest przyjęcie krzyża, ponieważ inaczej nie można upodobnić się do Jezusa Chrystusa.