Reklama

Polityka

Polska naszych marzeń

W lata 90. ubiegłego wieku wkroczyliśmy z przetrąconym kręgosłupem Solidarności, nie tylko jako organizacji, ale też solidarności jako idei, jako mitu budowania nowej Polski, mitu, który był wyraźnie wspierany przez ogromną większość całego narodu polskiego, ale którego urealnienie, niestety, nie udało się, głównie za sprawą komunistów i postkomunistów tamtych czasów

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Podczas majowego spotkania w Klubie Ronina Mateusz Morawiecki – wicepremier i minister rozwoju – omawianie swego „Planu na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju” rozpoczął od analizy najgłębszych przyczyn kiepskiego – mimo podkreślanych przez poprzedni rząd „niezwykle korzystnych” parametrów rozwojowych – stanu nie tylko polskiej gospodarki, ale także złej jakości państwa i jego instytucji. Bez tego rodzaju analizy trudno zrozumieć te wyzwania rozwojowe, przed którymi stoi dziś Polska.

Oligarchowie III RP

Wtedy, czyli na początku wolnej Polski, jak to ujął wicepremier, Polacy byli jakby trochę ogłupiali, nie wiedzieli, jaki system budować. Zdaniem Mateusza Morawieckiego, można było i należało wtedy przynajmniej spróbować powalczyć o trochę inny model gospodarki, lepiej dostosowany do ówczesnego stanu Polski, lepiej służący dobru wszystkich Polaków, a nie tylko wybranej grupy. Tymczasem niemal bezdyskusyjnie zgodzono się na narzuconą przez postkomunistów „reglamentowaną rewolucję”.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wicepremier Morawiecki, podobnie jak wielu recenzentów chorego polskiego kapitalizmu, uważa, że jego genezy można się doszukiwać w tzw. ustawie Wilczka z 1988 r., która oprócz pewnych dobrych elementów – uwolnienia polskiej przedsiębiorczości i pobudzenia pierwszej fali polskiego kapitalizmu – niosła w sobie bardzo groźny potencjał. I ten właśnie potencjał na nieszczęście Polski został wykorzystany perfekcyjnie; już w 1988 r. zaczęły się zawiązywać pierwsze tzw. spółki nomenklaturowe, przyczółki kapitalizmu postkomunistycznego. – Ten postkomunistyczny kapitalizm – mówi wicepremier Morawiecki – zdecydowanie nie był taki, jaki mógłby się rozwinąć w solidarnościowej Polsce.

Efektem „reglamentowanej rewolucji” był wzrost nierówności społecznych, podczas gdy społeczeństwo było karmione sukcesem wzrostu PKB, rozwoju, mirażem „zielonej wyspy”. – Skoro od kilku lat słyszymy, że w Grecji jest kryzys, a u nas „zielona wyspa”, to powinniśmy też wiedzieć, że w Polsce majątek przypadający na jednego obywatela jest 3 razy mniejszy niż w Grecji! – tak puentuje dokonania minionych 27 lat wicepremier i minister rozwoju w rządzie PiS.

Reklama

Jest ogromna różnica – podkreśla Morawiecki – czy chwalimy się wzrostem produktu krajowego brutto (PKB), czy produktu narodowego brutto (PNB). W całej polskiej transformacji gospodarczej niewątpliwie zabrakło gospodarczego patriotyzmu. Jak wielu z nas wtedy bardzo cierpiałem z powodu braku polityki patriotycznej, budzącej wiarę w Polskę, w to, że warto tu zostać... Filozofią tamtych lat było jednak „róbta, co chceta”, była też pedagogika wstydu, oczernianie własnego państwa, oczernianie własnej historii.

Prywatyzacja i kapitał zagraniczny

Bardzo szybko beneficjentem polskiej transformacji stał się kapitał zagraniczny, ponieważ mantrą tzw. konsensusu waszyngtońskiego było prywatyzowanie wszystkiego, a w Polsce nie było odpowiedniego kapitału. – Absolutnie nie podzielam poglądu, że należało w całości utrzymać własność państwową, ale trzeba było dać czas i szanse polskim menadżerom oraz pracownikom na to, aby przez kilka lat rozsądnie transformowali się w kierunku gospodarki wolnorynkowej – mówi obecny wicepremier. Podaje przykład drugiego co do wielkości zakładu celulozowo-papierniczego w Europie, który powstał w latach 80. ubiegłego wieku w Kwidzyniu ogromną krwawicą całego społeczeństwa, a został sprzedany International Paper, i to w taki sposób, że parę lat później wiceprezes tej wielkiej amerykańskiej spółki chwalił się, iż kompletnie nie rozumie, jak mogło dojść do tej sprzedaży, skoro wartość samych maszyn czterokrotnie przewyższała cenę zakupu całego zakładu!

– W taki to sposób ten nasz majątek był prywatyzowany – konkluduje Mateusz Morawiecki. – Bolesne jest, że tak naiwnie ufaliśmy, iż przedsiębiorstwa kupuje się tylko po to, żeby je rozwijać, a nie po to, jak się, niestety, zbyt często zdarzało, żeby je „zaorać” i przejąć tylko udział w rynku. Taki los spotkał m.in. dzierżoniowską Diorę, elbląski Zamech czy bydgoski Zachem i wiele innych.

Reklama

Gdy przyjmowaliśmy bezkrytycznie, jako pewną zasłonę, tzw. konsensus waszyngtoński, nie chroniliśmy naszego rynku, odwrotnie niż te wszystkie kraje, które w swoim czasie budowały swoją potęgę gospodarczą. A przecież jeszcze przed wejściem do Światowej Organizacji Handlu i do Unii Europejskiej mieliśmy prawo i obowiązek chronić swój cherlawy rynek, ale dobrowolnie z tego zrezygnowaliśmy.

Polskie „dopalacze”

Mieliśmy kilka „dopalaczy”, które dopingowały rozwój gospodarczy. Pierwszym była znakomita zdolność naszych przedsiębiorców do adaptowania zachodnich rozwiązań. – Budowaliśmy ten nasz oddolny kapitalizm w pocie czoła – przyznaje z uznaniem wicepremier – nie tylko oligarchiczny, nie tylko oparty na zachodnim kapitale, ale również ten normalny, naturalny. Niestety, dzisiaj ten „dopalacz” działa już w znacznie mniejszym stopniu.

Drugim paliwem, które wykorzystywaliśmy do imentu przez 27 lat, był kredyt. – Dzisiaj nasze państwo jest zadłużone na 920 mld zł! A w dodatku – podkreśla Morawiecki – aż 66 proc. obligacji jest w posiadaniu zagranicznych wierzycieli. W zbyt dużym stopniu jesteśmy uzależnieni od obecności tegoż kapitału w Polsce. Dlatego sygnały agencji ratingowych, na które się tak zżymamy, musimy jednak brać pod uwagę. No cóż – złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn...

Jak długo jeszcze możemy się „tak rozwijać”? – pyta wicepremier.

Nie za długo. Ponieważ z tytułu międzynarodowej ujemnej pozycji walutowej co roku musimy wypłacać za granicę ok. 90 mld zł. To prawie dwukrotność rocznego deficytu państwa. Miło przynajmniej pomyśleć, że nie mielibyśmy tego deficytu, a do tego jeszcze ogromną nadwyżkę, gdyby nie zadłużenie za granicą.

Reklama

– Oczywiście, potrzebowaliśmy w Polsce obcego kapitału i znam takie przypadki – przyznaje wicepremier – że odegrał on bardzo pozytywną rolę, i sam dzisiaj staram się przyciągać ten obcy kapitał, jednakże pod warunkiem, że będzie tworzył miejsca pracy, wnosił nowe technologie.

Trzecim paliwem rozwoju kraju powinny być oszczędności. Niestety, tego paliwa ciągle Polsce brakuje. Na inwestycje trzeba więc było stale pożyczać, i to przeważnie za granicą. Zwłaszcza że uprawialiśmy politykę gospodarczą, po sarmacku mówiąc: „zastaw się, a postaw się”; w latach 90. ubiegłego wieku konsumowaliśmy zdecydowanie zbyt dużo w stosunku do naszych możliwości.

Pułapki rozwoju

Wykorzystując te dobre, ale przede wszystkim złe „paliwa” – wykłada Morawiecki – dzisiaj znaleźliśmy się w kilku pułapkach.

Mamy pułapkę demograficzną, z której wyjść coraz trudniej. Pułapkę przeciętnego produktu; pracujemy w pocie czoła, ale za produkty, które sprzedajemy, uzyskujemy dużo niższe marże niż nasi główni konkurenci na całym świecie. Mamy wielką pułapkę rozwoju zależnego, czyli brak równowagi między kapitałem krajowym i zagranicznym. I wreszcie tę, którą widać dosłownie na każdym kroku: pułapkę słabości instytucji, słabości państwa.

Pułapka słabości instytucjonalnej polega na tym, że co roku państwo traci duże pieniądze. Dlatego trzeba ją rozbroić natychmiast, co nie będzie najłatwiejsze, ponieważ trwające w Polakach od czasu zaborów po komunę przekonanie o wrogości państwa w ostatnich latach było szczególnie pielęgnowane i umacniane. Szeroko kolportowano hasło, że państwo nie jest potrzebne, że podatki to haracz, a więc niepłacenie podatków to nie przestępstwo.

Kiedy PiS opuszczał gabinety rządowe w październiku 2007 r., państwo polskie ściągało 17 proc. (w stosunku do PKB) w podatkach CIT, VAT i PIT. Dzisiaj pozyskuje 13,5 proc. Od kilku lat co roku tracimy więc ok. 70-80 mld zł. W 2007 r. państwo polskie zbierało 33 mld zł w podatkach od zysków firm, dzisiaj – 28 mld. A przecież w międzyczasie obroty firm wzrosły dwukrotnie, zyski zaś tylko o 60-70 proc. – Gdzie się podziały te zwiększone zyski? – pyta wicepremier. – Bahama, Cypr, Panama?

Reklama

Istotną pułapką rozwoju jest też brak, wprost nieistnienie polskiej marki w świecie. Poprzednie rządy chwaliły się dobrym wizerunkiem Polski, jednak – zdaniem Morawieckiego – myliły one tani, wykreowany przez PR wizerunek z solidną marką państwa.

Promowano Polskę w sposób zupełnie nieprofesjonalny – mówi wicepremier – przez filmiki w BBC, CNN za grube miliony; lata bocian, ktoś tam je kiełbasę na stogu siana – to miał być wizerunek prostego, swojskiego kraju... Tymczasem kraje dobrze rozwinięte pokazywały swoją markę poprzez konkretne produkty. Niemcy np., kraj z kompletnie zszarganą reputacją po II wojnie światowej, odbudowywały tę reputację poprzez „niemiecką jakość” swoich samochodów, maszyn, precyzyjnej optyki...

Nowa ekipa przejmuje stery

– I co się teraz dzieje? – pyta Mateusz Morawiecki, autor „Planu na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju”. – Bardzo szybko nasi szeroko rozumiani przeciwnicy, nie tylko polityczni, ale też właśnie ci, którzy byli beneficjentami dotychczasowego systemu gospodarczego, tej „reglamentowanej rewolucji”, zrozumieli, że tym razem już będzie inaczej. Próbują więc wszelkimi sposobami bronić tego, co było, ostro atakują nowy polski rząd.

Wicepremier nie kryje satysfakcji, że mainstreamowi ekonomiści nagle tak bardzo krytykują Polskę za to, że... jest za bardzo uzależniona od zagranicznego kapitału. – Nawet Sarah Carlos, analityk Moody’s, powiedziała niedawno – śmieje się Morawiecki – że Polska ma kilka słabości, m.in. za małe oszczędności i za dużą zależność od kapitału zagranicznego. Jakie to ciekawe, że teraz nagle wszyscy to zauważają! Przez ostatnich kilka miesięcy!

Reklama

Wicepremier radykalnie wypowiada się w politycznej sprawie Trybunału Konstytucyjnego, wiążąc ją z reformami gospodarczymi, które uderzają bezpośrednio w krajowe i zagraniczne grupy interesów ekonomicznych. – To jest ostatnia reduta, którą nasi adwersarze próbują wykorzystać, by utrudnić i zdeprecjonować konkretne działania nowego rządu.

Mówiąc półżartem, dodaje, że opozycja ma program obrony kilkunastu prawników, a rząd ma program dla całego społeczeństwa, ale już bardzo poważnie przywołuje paralelę historyczną. – Możni doby Konstytucji 3 maja, choć mam jak najgorsze zdanie o ówczesnej elicie i, pożal się Boże, arystokracji, potrafili pozbyć się swoich własnych przywilejów... Dziś marzy mi się taki ruch, jaki zrobił marszałek Piłsudski w 1926 r., gdy w Nieświeżu spotkał się z ówczesną arystokracją i wyjaśnił, że teraz mamy już inną Rzeczpospolitą niż ta Pierwsza, a więc, panowie, trzymajcie swoje apetyty arystokratyczne na wodzy, bo walczymy o dużo bardziej zdemokratyzowany porządek prawny.

Filary rozwoju

Silne państwo, przełamanie jego niemożności, jest niezwykle ważne, żeby tak naprawdę budować tę zdrową, bardziej demokratyczną, republikańską, kolejną falę polskiego kapitalizmu, falę, która przyniesie więcej polskiej własności w polskiej gospodarce. Taki jest długofalowy cel „Planu na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju”.

Głównym filarem dobrej zmiany w gospodarce jest reindustrializacja, rozumiana jako uprzemysłowienie wysokomarżowe, promujące branże wiedzochłonne. Wiele jest do nadrobienia, bo przez 27 lat dorobiliśmy się przede wszystkim branż pracochłonnych i kapitałochłonnych, na których najbardziej wygrywają ci, którzy mają kapitał, czyli nie Polska.

Reklama

Jak najpilniej należy w Polsce zadbać o tworzenie oszczędności wewnętrznych. – W ciągu najbliższych 2-3 miesięcy – zapowiada wicepremier – zaproponujemy bardzo przekrojowy program wzmocnienia polskich oszczędności, bezpieczne mechanizmy oszczędzania w bankach i firmach ubezpieczeniowych, funduszach inwestycyjnych, emerytalnych. Bo właśnie w taki żmudny sposób tworzy się bogactwo wewnętrzne nieuzależnione od zagranicy.

Mimo złych doświadczeń Polska nie powinna rezygnować z przyciągania kapitału zagranicznego. Wicepremier Morawiecki wiąże duże nadzieje z nadciągającą trzecią falą kryzysu globalnego, która już sprawia, że kapitał jest dostępny po rekordowo niskich cenach. Plan Morawieckiego przewiduje też ekspansję polskich firm i polskiego kapitału za granicą, a przede wszystkim mocniejsze wspieranie eksportu.

Jak podkreśla wicepremier, najważniejszym filarem jego planu będzie jednak dbałość o bardziej zrównoważony rozwój, o polską solidarność, o dużo bardziej sprawiedliwą Polskę. – To będzie bardzo ważny znak firmowy naszej ekipy rządowej – mówi.

Przez 27 lat królował polaryzacyjno-dyfuzyjny paradygmat rozwoju, czyli taki, w którym – wicepremier cytuje Jana Sztaudyngera – „Polska A Polsce B każe się całować w...”. A my będziemy łączyć np. Polskę Wschodnią, do dziś nieposiadającą odpowiedniej infrastruktury komunikacyjnej, z bardziej rozwiniętymi ośrodkami w kraju, w nadziei na wzmocnienie mechanizmów handlowych, biznesowych i pozytywnie rozumianą mobilność społeczną.

Wspólnym mianownikiem wszystkich działań rządu ma być budowa jakości państwa. – Warunkiem sine qua non powodzenia naszego planu gospodarczego będzie odwrócenie paradygmatów obowiązujących przez ostatnie 25, 125 czy nawet 225 lat w kierunku służby państwa szerokim rzeszom Polaków, całemu społeczeństwu. Taka jest Polska naszych marzeń, o którą, ja to Państwu obiecuję – zapewnia autor „Planu na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju”, wicepremier Mateusz Morawiecki – będę się starał walczyć ze wszystkich sił.

2016-06-08 11:27

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Czarne skrzynki

Niedziela Ogólnopolska 31/2014, str. 45

[ TEMATY ]

polityka

Rosja

Ks. Przemysław Pastucha

Rosja, czyli jej ukraińscy separatyści, oddaje czarne skrzynki. Są prawie nienaruszone. Trafiły do Anglii na wniosek Holendrów, których na pokładzie zestrzelonego malezyjskiego samolotu było najwięcej. Zginęło 298 niewinnych ludzi, w tym dzieci i niemowlęta. Premier Holandii Mark Rutte jest więcej niż oburzony. Nie ma wątpliwości, kto za tym stoi. W podobnym tonie wypowiadają się władze Australii, USA i Niemiec. Gdy cztery lata temu roztrzaskana została pod Smoleńskiem polska maszyna z prezydentem RP na pokładzie, Rosja czarnych skrzynek nie oddała. Polski premier Donald Tusk ten skandaliczny fakt skwitował słowami, że Rosja to trudny partner. Oczywiście, że niełatwy i wszyscy o tym wiedzą. Rządzi nią były oficer KGB – tajnych służb Związku Sowieckiego. Wspomagały one Armię Czerwoną, która zawsze miała zapędy imperialne. Parła do wojny. Czy obecny prezydent Rosji, który zrzucił czerwone barwy, wewnętrznie się zmienił? Doskonale musi zdawać sobie sprawę, że tego typu prowokacje grożą poważnym konfliktem zbrojnym. Gdy w 1915 r. Niemcy zatopiły pasażerski statek „Lusitania”, Stany Zjednoczone potrzebowały jeszcze dwóch lat, aby formalnie włączyć się do I wojny światowej.

CZYTAJ DALEJ

Abp Galbas do kapłanów: biskup nie jest dozorcą księdza, ani jego strażnikiem

2024-03-28 13:23

[ TEMATY ]

Abp Adrian Galbas

Episkopat News/Facebook

Biskup nie jest dozorcą księdza, ani jego strażnikiem. Jeśli ksiądz prowadzi podwójne życie, jakąkolwiek postać miałoby ono mieć, powinien to jak najszybciej przerwać - powiedział abp Adrian Galbas do kapłanów. Metropolita katowicki przewodniczył Mszy św. Krzyżma w katedrze Chrystusa Króla w Katowicach. Podczas liturgii błogosławił oleje chorych i katechumenów oraz poświęca krzyżmo.

W homilii metropolita katowicki zatrzymał się nad znaczeniem namaszczenia, szczególnie namaszczenia krzyżmem, „najszlachetniejszym ze wszystkich dziś poświęcanych olejów, mieszaniną oliwy z oliwek i wonnych balsamów.” Jak zauważył, olej od zawsze, aż do naszych czasów wykorzystywany jest jako produkt spożywczy, kosmetyczny i liturgiczny. W starożytności był także zabezpieczeniem walczących. Namaszczali się nim sportowcy, stający do zapaśniczej walki. Śliski olej wtarty w ciało stanowił ochronę przed uchwytem przeciwnika.

CZYTAJ DALEJ

Fenomen kalwarii – przegląd polskich Golgot

2024-03-29 13:00

[ TEMATY ]

kalwaria

Wojciech Dudkiewicz

Kalwaria Pacławska. Tu ładuje się akumulatory

Kalwaria Pacławska. Tu ładuje się akumulatory

- Jeśli widzimy jakiś spadek wiernych w kościołach, to przy kalwariach go nie ma - o fenomenie polskich kalwarii, mówi KAI gwardian, o. Jonasz Pyka. Dzięki takim miejscom, ludzie, którzy nie mogą nawiedzić Ziemi Świętej, korzystają z łaski duchowego uczestnictwa w Męce Jezusa Chrystusa i przeżywania w ten sposób tajemnicy odkupienia rodzaju ludzkiego. - To złota nić, która łączy wszystkie kalwarie w Polsce - podkreśla profesor Wydziału Teologicznego UMK w Toruniu, o. Mieczysław Celestyn Paczkowski. Wielki Piątek, to drugi dzień Triduum Paschalnego, podczas którego w Kościele katolickim odprawiana jest liturgia Męki Pańskiej, upamiętniająca cierpienia i śmierć Chrystusa na krzyżu. Jest to jedyny dzień w roku, w którym nie jest sprawowana Eucharystia.

Kalwaria - Golgota

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję