Reklama

Adwent

Muzeum Wsi Lubelskiej

Tradycje wigilijne na Lubelszczyźnie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wigilia Bożego Narodzenia zamykająca adwent była zawsze dniem szczególnym, wyjątkowym. Samo słowo "wigilia" pochodzi z języka łacińskiego i oznacza "czuwanie", zwłaszcza nocne spędzone na modlitwie. Tradycja czuwania przed dniami świąt wywodzi się ze Starego Testamentu. Podobnie opłatek, symbol stołu wigilijnego wywodzi się z łacińskiego "oblata" ( ofiara) z czasów, gdy przed nabożeństwem składano chleb - do celów sakralnych i dla wspomożenia biednych. W pierwszych gminach chrześcijańskich po domach wiernych roznoszono chleby ofiarne - jako pokarmy dla ducha i ciała na znak zgody, wspólnoty, miłości i jedności. Boże Narodzenie to bowiem święto pojednania, umacniania i odradzania więzi międzyludzkich.

Opłatek jako znak tej komunii między Bogiem a człowiekiem - i ludźmi między sobą, ma swoją specjalną wymowę w te święta. Od pokoleń niezmienny w swym przesłaniu, zachowuje też tradycje swojej formy. Pierwszymi opłatkami były cieniutkie płatki chleba, z wrębami do łamania. Od średniowiecza do dziś opłatek wypieka się z ciasta sporządzonego z mąki pszennej i wody, w specjalnych szczypcach, będących zarazem matrycami odbijającymi symbole chrześcijańskie. Przez długie wieki organiści i bracia zakonni roznosili pliki białych i kolorowych opłatków. Dziś organistom pomagają ministranci lub inne osoby wyznaczone przez księdza. Można nabyć je również indywidualnie. Zawsze jednak są białe jak śnieg. Różowe opłatki dla zwierząt jeszcze przed ostatnią wojną wypiekano na Lubelszczyźnie. Po posiłku gospodarz zanosił je bydłu razem z resztkami ze stołu wigilijnego. Opowiadano, że w tę noc wigilijną można usłyszeć co mówią zwierzęta, że woda zaczerpnięta ze studni może zmienić się w wino, że dzień wigilijny jest zapowiedzią przyszłych wydarzeń na cały rok - aż do następnej wigilii. Nakazywano sobie, aby nie zaspać tego dnia, by nowy rok był pomyślny i by nie brakowało ochoty do pracy. Z zachowania domowników wróżono - jacy będą cały rok, więc tego dnia dzieci powinny być grzeczne, gospodarze pracowici, a wszyscy dla siebie mili i życzliwi. Już od rana wypatrywano osoby płci męskiej - co miało związek z oczekiwaniem na Narodzenie Jezusa. Już o świcie można było usłyszeć za oknem pukanie. To mali kolędnicy - chłopcy tzw. "szczęściarze" chodzący ze świątecznymi życzeniami od domu do domu. Wynagradzani datkami, nie szczędzili sił w wygłaszaniu tradycyjnych oracji. Zapowiadało to pomyślność, dobre urodzaje i zdrowie. Takie przecież były życzenia - a one wypowiadane w ten świąteczny dzień - nie mogły się nie spełnić - były dobrem dzielonym od serca. Jaka szkoda, że dzisiaj zanika ten dobry zwyczaj, ze dziadkowie nie zawsze podtrzymują go w swojej rodzinie.

Reklama

Od samego rana zabawiano się wróżbami:
- gdy dziewczyna kichnęła - przybędzie cieliczka, gdy chłopak - byk lub źrebak.
- przez cały dzień nie wolno nic pożyczać - bo cały rok będzie ubywać.
- zakazane było szycie - aby nie zaszyć rozumu z materiałem ( lubartowskie).
- nie wolno spać i drzemać w ciągu dnia - wróżyło to bowiem rok niemrawy i chwasty na polu.
- rybacy starali się coś złowić, aby zapewnić sobie powodzenie w połowach przez cały rok.
- dobrze coś przeprać (lnianego) - aby len obrodził na polu (rydzyńskie, łukowskie).
- obwiązywano drzewa słomą, obsypywano makiem, wtedy drzewa lepiej miały owocować (włodawskie, zamojskie, lubartowskie).

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wszyscy cały dzień, aż do pierwszej gwiazdki mają pełne ręce roboty zajęci ostatnimi przygotowaniami do Wigilii. Zwykle też przez cały ten dzień poszczono - często o chlebie i wodzie - lub wyrzekając się i tego, bo przecież nic nie jest zbyt trudne, gdy się czeka na tak upragnioną noc. Wypatrując na niebie pierwszej gwiazdy, wnioskowano po pogodzie, jaki będzie urodzaj w najbliższym roku. Ludowe porzekadło mówi: "Jak na niebie jasno to w stodole ciasno" . Niebo zakryte chmurami wróżyło, iż krowy będą się dobrze doiły, a wygwieżdżone zapowiadało wysoką nośność kur. Można się też dowiedzieć o dalszym przebiegu pogody. Gdy w wigilię jest odwilż i ciecze z dachu, zapowiada to podobno przewlekłą zimę. Pierwsza gwiazdka daje znak by zasiąść do stołu wigilijnego. W okolicach Biłgoraja, Janowa i innych podlubelskich miejscowościach wigilię spożywano na dzieży, która zasłana była słomą, sianem i śnieżnobiałym obrusem. Gdzie indziej gromadzono się tradycyjnie przy stole - symbolizującym czystość, odświętność. Samo słowo "święto" pochodzi od hebrajskiego "kadosz" - "inny". Dzień Święty - dzień wigilijny - jest inny od wszystkich pozostałych. Najważniejsze miejsce na stole zajmował opłatek, a na Lubelszczyźnie także czosnek i miód. Wierzono, że zapewniał zdrowie, chronił od ukąszenia pcheł i od "złego". Czasem sadzono go później w polu, aby burza nie zniszczyła zasiewów. W wianuszek z czosnku wstawiano jedną z potraw wigilijnych, aby zapewnić jego urodzaj. Miód jedzony razem z opłatkiem miał zapewnić powodzenie. W Lubelskiem pod stołem ustawiano też dzieżkę do chleba, maselnicę i sierp lub żelazo pługa, aby w przyszłym roku było co jeść i czym żąć. Na rogu stołu zostawiano wolne nakrycie dla dusz zmarłych. Wierzono bowiem, że w tę noc wigilijną dusze bliskich zmarłych mogły odwiedzać żywych. Ich przybycie było pożądane i oczekiwane, miało bowiem zapewnić urodzaj w roku przyszłym. Nie tylko zostawiano dla nich dodatkowe nakrycia na stole, ale nie sprzątano na noc wieczerzy i nie gaszono ognia. Do wieczerzy zasiadano według starszeństwa i pozycji w rodzinie: najpierw dziadkowie, rodzice - gospodarze, goście, dzieci. Ceremoniałom wieczerzy wigilijnej przewodniczył ojciec rodziny, najstarszy mężczyzna, lub gdy go nie ma, najstarsza kobieta. Dzisiaj według zwyczaju posoborowego czyta się fragment Ewangelii św. Łukasza ( 2, 1-14). Odmawia się pacierz i modlitwę za zmarłych. Dawniej w niektórych rodzinach był zwyczaj odmawiania pięknej modlitwy Anioł Pański, która szczególnie jest odpowiednia w tych okolicznościach. Ewangelia dziś zajmuje centralne miejsce na stole, bo dla katolików Wigilia jest obrzędem modlitewnym. Modlitwami są też kolędy, które należy śpiewać, a nie słuchać ich z radia, telewizji lub taśmy. Gdy zabłyśnie pierwsza gwiazdka, ojciec lub matka łamali się ze wszystkimi opłatkami, składając życzenia. Miały one zazwyczaj tradycyjną formę: "Na wieczną pamiątkę Jezusa Chrystusa, który się narodził w betlejemskiej stajence, życzę Wam wszystkiego, szczęścia, zdrowia dobrego, powodzenia, po śmierci dusznego zbawienia".

Reklama

Wieczerza składała się z ustalonego zestawu potraw. Na Lubelszczyźnie gospodynie gotowały zawsze nieparzystą ich ilość: 7, 9 lub 13. W niektórych miejscowościach zwracano uwagę by biesiadników było do pary, gdyż jak sądzono liczba nieparzysta wróżyła komuś z ich grona śmierć. Stąd zapraszano kogoś z sąsiedztwa by dopełnić liczby. Do najpopularniejszych do dziś dań wigilijnych w naszym regionie należą między innymi: barszcz z grzybami, kasza gryczana z sosem grzybowym, kapusta z grochem, pierogi z grzybami, kutia z pszenicy z cukrem, miodem i orzechami, pieczona lub gotowana ryba, kompot z suszonych jabłek i śliwek. Dawniej zarówno na stole włościan jak i szlachty zagrodowej obowiązkowo pośród wigilijnych potraw musiały znaleźć się kluski pszenne z makiem lub olejem, jagły. Można było tez podać pierożki z makuchami konopnymi lub kapustą, racuchy z cukrem. Ubożsi ograniczali ilość i liczbę potraw - niektórych tylko skosztowawszy, by tradycji stało się zadość. Wigilijne potrawy oraz ich ilość nie były w całej Polsce jednakowe. Zachowane jednak w świadomości ludu było tłumaczenie ich pojawienia się na "Pośnik". Podstawą dań wigilijnych była i jest ryba. Ten obyczaj wynika również z faktu, ze jest ona symbolem chrześcijaństwa.
- Panie! Wymów po grecku następujące zdanie: Jezus Chrystus, Boga Syn, Zbawiciel.
- Dobrze. Oto mówię.....Cóż z tego?
- A teraz weź pierwsze litery każdego z tych wyrazów i złóż je tak, aby stworzyły jeden wyraz.
- Ryba! - rzekł ze zdziwieniem Petroniusz.
- Oto dlaczego ryba stała się godłem chrześcijan - odpowiedział z dumą.
(H. Sienkiewicz, Quo vadis)
Ryba - oprócz powyższego (sic!) znaczenia to symbol siły, zdrowia i dostatku: łuski wigilijnego karpia warto ususzyć i włożyć do portfela, aby pieniędzy nam nie zabrakło. To oczywiście forma wróżebnej zabawy. Mak - z dawien dawna był symbolem płodności. Miód - daje radość i szczęście, pomyślność i długie życie. Słodycze wróżą szczęście i bogactwo.

Reklama

Wiele potraw wigilijnych ma ciekawą przeszłość. Kutia jest pradawną potrawą obrzędową. Stanowiła ona jeden z najbardziej ulubionych przysmaków naszych dziadków. Pierwotną kutię przygotowywano bardzo prosto. Zmiażdżone ziarna zboża, zazwyczaj pszenicy, mieszano z miodem, a następnie gotowano. Obecna kutia niewiele różni się od dawnej. Ziarna zbóż oczyszczone z zewnętrznej łuski gotuje się w małej ilości wody i słodzi miodem. Zazwyczaj dodaje się roztarty mak, rodzynki i migdały. Była to potrawa popularna w południowo-wschodnich regionach Polski, a i dziś często spotykana w niektórych domach. W centralnej Polsce tradycyjną potrawą są kluski z makiem lub mak z łamańcami.

Dawniej wśród biesiadników przy wieczerzy, skracając czas oczekiwania na Pasterkę - kulminacyjny moment nocy wigilijnej - opowiadano sobie piękne legendy apokryficzne, opowieści ludowe oparte o wątki biblijne. Mówiły one o ucieczce przed Herodem Matki Bożej z Narodzonym Dziecięciem. Jedną z nich jest stary apokryf o sianiu pszeniczki wyśpiewywany przez naszych ojców w pastorałkach. Oto on w skrótowym zapisie:
Cudowny siew i żniwo
"Jak się narodził Pan Jezus, wtedy Matka Boża, co mieszkała w stajence, trzymała tam Dzieciątko. Ale jak się o tym dowiedział król Herod, że się narodził Mesjasz, i że będzie królował wysłał swoje wojsko, żeby zabili Pana Jezuska. Matka Boża ze św. Józefem musieli daleko uciekać. Kiedy tak jechali polną drogą i gościńcem, zobaczyli, jak chłopak siał pszenicę. Wtedy Matka Boża powiada do chłopaka: - Sij, sij chłopaku w imię moje, dzisiaj siejesz, jutro zbierzesz, będzie twoje. I pojechali dalej. Jak jechali żołnierze na drugi ranek, pytali chłopaka, co już wtedy kosił pszenicę, czy nie jechał tedy Matka Boża. A chłopak im powiada: - Wtenczas Maryja jechała, jak się ta pszeniczka siała. A oni sobie pomyśleli, że nie ma po co jechać dalej, bo to było już dawno. Wzięli za lejce, kopnęli kobyły i wrócili się".
Może też on stanowi jakieś wytłumaczenie, dlaczego na naszym wigilijnym stole pojawia się pszenica - a już koniecznie w tradycyjnej kutii. W lubelskim łyżkę kutii rzucano o powałę, ile ziaren przykleiło się do belek, tyle miało być snopów w roku przyszłym. Podczas kolacji wigilijnej śpiewano kolędy, kosztowano kolejnych potraw, snuto wigilijne opowieści, wróżono dla zabawy. Zwracano uwagę, aby ani na chwile nie odkładać łyżki, aby głód nie doskwierał w ciągu nadchodzącego roku i nie łupało w krzyżu. Po kolacji dziecko, które pasało krowy, zbierało ze stołu wszystkie łyżki i wiązało je rzemykiem, aby bydło nie rozbiegało się po pastwisku (lubelskie, parczewskie, biłgorajskie, kraśnickie). Pod miskę, z której jedzono układano wszystkie rodzaje ziarna i srebrną monetę. Jeżeli do dna przykleiło się dużo ziaren wierzono, ze zbiory będą obfite. Czasami gospodarz uderzał wiązką słomy o ścianę i podłogę, by z ilości zaczepionych słomek wnioskować o wielkości zbiorów w roku przyszłym lub ilości kop zboża w polu. Pod miski z różnymi potrawami wigilijnymi układano też kawałek opłatka. Jeśli opłatek przykleił się do którejś z nich, potrawy tej miało nie zabraknąć przez cały rok (południowa zamojszczyzna). Podczas wieczerzy wigilijnej zgromadzeni wyciągali kolejno siano spod obrusa: najdłuższe źdźbło oznaczało długie życie (chełmskie, lubartowskie, lubelskie). Aby ustrzec się przed chorobami, należało pod obrus z siana włożyć kilka ząbków czosnku (lubelskie).
Do obyczaju wigilijnego dawniej należały także wróżby panieńskie. Dziewczęta nasłuchiwały, z której strony zaszczeka pies - z tej przyjdzie narzeczony: liczyły drwa lub sztachety w płocie, bo ich parzysta liczba wróżyła szybkie zamążpójście (lubartowskie, lubelskie) Próbowano także zgadywać zawód przyszłego męża po przedmiocie wyciągniętym z zamkniętymi oczami z pobliskiej rzeki. Jeżeli wyciągnięto słomę, oznaczało, że będzie to rolnik, jeżeli skórę to szewc, gdy kamień to brukarz, gdy żelazo to kowal (łęczyńskie). Elementem, który bardzo wyraźnie świadczył o szczególnym charakterze czasu jaki panował tej nocy były tzw. psoty. Do zwyczaju należało, że chłopcy po wigilijnej kolacji lub w drodze na pasterkę rozrzucali słomę dookoła chałupy i wieszali ją na płotach, drzewach. Na co dzień takie żarty spotykały się z naganą, tej nocy jednak nie wypadało się gniewać ani obrażać. Nawet starsi bawili się na równi z młodymi. W tę noc wigilijną działy się różne dziwne rzeczy i wszystko było inaczej niż zwykle. Gospodarze rozmawiali nawet ze zwierzętami i drzewami. Po skończonym posiłku szli pod drzewa owocowe, prowadząc z nimi dialogi czy będą owocowały nadchodzącego roku. Te drzewa, które nie rodziły obwiązywano słomą, posypywano makiem, by wydały jeszcze owoce. W te noc podobno i pszczoły rozmawiały ludzką mową. Dlatego też budzono je pukaniem w ule i przemawiano do nich pobożnymi słowami.
Trzeba zaznaczyć, że oprócz wspomnianych zabaw i wróżb najchętniej w ten czas śpiewano nasze piękne, polskie kolędy i pastorałki. Z kolędami bowiem zapoznaliśmy się od dzieciństwa, pokochaliśmy je - zżyliśmy się z nimi. Przecież to cudne utwory poezji ludowej, pełne wdzięku i naturalnego słowa. Kolędy nasze układano na dworach królewskich, w pałacach możnych rycerzy i panów. Składali je także duchowni, organiści, bakałarze szkół parafialnych, wiejscy poeci, a także wybitni pisarze. W kolędach naszych to jakby w zwierciadle przebija się dusza polska, pełna fantazji, miłości Boga i swej Ojczyzny, pojawia się też swoista barwa narodowa. Stąd Betlejem, gdzie narodził się Jezus jest na naszej ziemi, a w stajence roi się od polskich Maćków, Staszków i Wojtków, wszystko jest przedstawione po naszemu. Pierwotnie kolędą była pieśń winszująca kolędników, którzy chodząc od domu do domu ze świątecznymi życzeniami śpiewali znane od pokoleń kolędy, za co otrzymywali datki wigilijnego stołu. U nas w lubelskiem najpowszechniejsze było "chodzenie z gwiazdą". Zazwyczaj była to grupa miejscowych chłopców, która oprócz śpiewu, recytowała specjalnie ułożone teksty, puszczając w ruch oświetloną wewnątrz gwiazdę. Czasem zamiast kolędników z gwiazdą świętowanie umilały odwiedziny "herodów" - przebierańców ze śmiercią, diabłem, aniołem itp., przedstawiających dramatyczne wydarzenia betlejemskiej nocy. We dworach pojawiał się "prawdziwy" św. Mikołaj w aksamitnym niebieskim płaszczu do ziemi, szpiczastej infule ze złotym krzyżem i pastorałem zakręconym u góry. W ogromnym koszu roznosił zabawki dla dzieci i słodycze. Bywało ze służba przychodząca z kolędą dostawała od dziedziców liczne prezenty. Serdeczny, podniosły nastrój udzielał się wszystkim, a wspólna pasterka, na którą szła cała wioska wieńczyła niezapomniane przeżycia tej cudnej nocy.
Obyśmy my wyczekujący pierwszej gwiazdki, zwiastującej pamiątkę Narodzenia Bożej dzieciny, przeżyli tę noc sercem czystym, dotkniętym miłością.

2000-12-31 00:00

Ocena: +2 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Hiszpania: muzeum Prado organizuje wieczerzę wigilijną dla bezdomnych

[ TEMATY ]

bezdomni

Hiszpania

wigilia

muzeum

pl.wikipedia.org

Muzeum Prado w Madrycie

Muzeum Prado w Madrycie

Madryckie muzeum Prado przygotuje wieczerzę wigilijną dla około 200 bezdomnych. Dyrekcja tej czołowej instytucji kulturalnej w stolicy Hiszpanii zapowiedziała, że jadłospis na to uroczyste przyjęcie opracował Martín Berasategui, uważany za jednego z najlepszych kucharzy w tym kraju. Osobiście będzie też gotował dla zaproszonych na świąteczny posiłek.

"Rodzice nauczyli mnie szacunku dla osób przeżywających trudności, dlatego cieszę się z udziału w tym wydarzeniu. Będę gotował z takim samym zaangażowaniem jak zawsze" – oświadczył Berasategui. Zdradził przy tym, że w menu znajdzie się m.in. zupa jarzynowa z dodatkiem dziczyzny, a główne danie zawierać będzie wieprzowinę z sosem kalafiorowym.

CZYTAJ DALEJ

Zwykła uczciwość

2024-04-23 12:03

Niedziela Ogólnopolska 17/2024, str. 3

[ TEMATY ]

Ks. Jarosław Grabowski

Piotr Dłubak

Ks. Jarosław Grabowski

Ks. Jarosław Grabowski

Duchowni są dziś światu w dwójnasób potrzebni. Bo ludzie stają się coraz bardziej obojętni na sprawy Boże.

Przyznam się, że coraz częściej w mojej refleksji dotyczącej kapłaństwa pojawia się gniewna irytacja. Pytam siebie: jak długo jeszcze mamy czuć się winni, bo jakaś niewielka liczba księży dopuściła się przestępstwa? Większość z nas nie tylko absolutnie nie akceptuje ich zachowań, ale też zwyczajnie cierpi na widok współbraci, którzy prowadzą podwójne życie i tym samym zdradzają swoje powołanie. Tylko czy z powodu grzechów jednostek wolno nakazywać reszcie milczenie? Mamy zaprzestać nazywania rzeczy w ewangelicznym stylu: tak, tak; nie, nie, z obawy, że komuś może się to nie spodobać? Przestać działać, by się nie narazić? Wiem, że wielu z nas, księży, stawia sobie dziś podobne pytania. To stanie pod pręgierzem za nie swoje winy jest na dłuższą metę nie do wytrzymania. Dobrze ujął to bp Edward Dajczak, który w rozmowie z red. Katarzyną Woynarowską mówi o przyczynach zmasowanej krytyki duchowieństwa, ale i o konieczności zmian w formacji przyszłych kapłanów, w relacjach między biskupami a księżmi i między księżmi a wiernymi świeckimi. „Wiele rzeczy wymaga teraz korekty” – przyznaje bp Dajczak (s. 10-13).

CZYTAJ DALEJ

Dobiega końca pielgrzymowanie maturzystów na Jasną Górę

2024-04-25 15:59

[ TEMATY ]

Jasna Góra

pielgrzymka maturzystów

Karol Porwich/Niedziela

Młodzi po Franciszkowemu „wstali z kanapy”, sprzed ekranów i znaleźli czas dla Boga, a nauczyciele, katecheci, kapłani, mimo wielu obowiązków, przeżywali go z wychowankami. Dobiega końca pielgrzymowanie maturzystów na Jasną Górę w roku szkolnym 2023/2024. Dziś przybyła ostatnia grupa diecezjalna - z arch. katowickiej. W sumie w pielgrzymkach z niemalże wszystkich diecezji w Polsce przybyło ok. 40 tys. uczniów. Statystyka ta nie obejmuje kilkuset pielgrzymek szkolnych. Najliczniej przyjechali maturzyści z diec. płockiej, bo 2,7 tys. osób. „We frekwencyjnej” czołówce znaleźli się też młodzi z arch. lubelskiej, diecezji: rzeszowskiej, sandomierskiej i radomskiej.

- Maturzyści są uśmiechnięci, ale myślę, że i stres też jest, stąd pielgrzymka na Jasna Górę może być czasem wyciszenia, nabrania ufności i nadziei - zauważył ks. Łukasz Wieczorek, diecezjalny duszpasterz młodzieży arch. katowickiej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję