Reklama

Sztuka

ANNA GERMAN Z BLISKA

Od kiedy pamiętam, czyli od zawsze, Anna German, była mi ogromnie bliska. Nie wiem dlaczego. Nie da się tego racjonalnie wytłumaczyć. Po prostu była. Jej osobowość, jej czar urzekły mnie, kiedy byłem bardzo młodym chłopcem. I to zauroczenie nieprzerwanie trwa do dziś

Niedziela Ogólnopolska 18/2013, str. 38-39

[ TEMATY ]

muzyka

Archiwum Zbigniewa Rabińskiego

Anna German, 1978 r.

Anna German, 1978 r.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Być legendą za życia to marzenie wielu artystów. Udało się to Annie German, chociaż wcale o sławę nie zabiegała. Znano ją i podziwiano w wielu krajach świata, w kilku wydano płyty. Ta znakomita, obdarzona wspaniałym głosem wokalistka uchodziła za wielce romantyczną dziewczynę.

„Ta gwiazda nie przestaje świecić”

Otrzymała od natury cenne bogactwa: wielki twórczy talent, wybitną inteligencję, wszechstronne wykształcenie, mrówczą pracowitość, wysoką kulturę duchową i towarzyską. A wszystko to oparte na idealnych warunkach zewnętrznych: wysoka, jasnowłosa, o żywej twarzy, ukazującej z nieodpartą, sugestywną siłą najsubtelniejsze odcienie drgań jej duszy. Była uosobieniem szlachetności, dobroci i delikatności uczuć, a w muzyce – pieśniarką o pięknym, wzruszającym, ciepłym głosie. Wszystkie te wartości, w doskonałych proporcjach zestawione w osobowości Anny German, uczyniły z niej czołową, wielką artystkę w skali niemal całego świata. Była i jest nadal muzą dla wielu poetów. Choć od jej śmierci mija 31 lat, pamięć o niej wciąż trwa, a piosenki nadal brzmią –„ta gwiazda nie przestaje świecić”. Jej liryczny rozpoznawalny głos, słowiańska uroda sprawiły, że ci, którzy jej nie znali, przypisują jej cechy wręcz patetyczne. Tymczasem z natury była osobą wesołą, dowcipną i gdy tylko gdzieś się pojawiała, z miejsca stawała się duszą towarzystwa. Nie myślała o sobie jako o gwieździe. Ale i tak wielbiciele tak ją traktowali.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Moje pierwsze zauroczenie

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem na szklanym ekranie wysoką dziewczynę o płowych, długich i gęstych włosach, która zaśpiewała „Człowieczy los” – po prostu mnie zamurowało. Czystość intonacji i ta cudowna barwa głosu, subtelność dynamiki, do tego płynęły od niej jakieś dobre wibracje. To było w świątecznym „Tele-Echu” Ireny Dziedzic, 26 grudnia 1969 r. o godz. 18.40. Poznaliśmy się 2 lata później podczas jej koncertów w moim rodzinnym Toruniu. Od tego zaczęła się nasza wieloletnia znajomość, a może nawet przyjaźń. Bywałem na wielu jej koncertach w kraju i za granicą – starałem się być wszędzie tam, gdzie śpiewała i gdzie mogłem jej posłuchać oraz choć chwilę z nią porozmawiać.

Reklama

Pisali dla niej najlepsi rosyjscy autorzy

Anna German znana była na wszystkich kontynentach. Szczególnie często występowała u naszych wschodnich sąsiadów. Trudno się dziwić. Jej popularność była tam przeogromna. Traktowano ją jak królową, przyjmowano jak boginię. Stała się czymś w rodzaju mitu. W byłym ZSRR osiągnęła wszystko, o czym może pomarzyć artysta estradowy. Czasem tylko narzekała, że musi dziennie śpiewać 3 albo 4 recitale. Bywało, i to często, że jeszcze nie skończył się jeden występ, a już czekała publiczność na kolejny. Anna German nie schodziła ze sceny 6-8 godzin dziennie. Jak przylatywała do Moskwy, wszystko było dopięte na ostatni guzik. O nic nie musiała się martwić ani zabiegać. Trasa koncertowa, studia nagrań, radio i telewizja czekały na nią. Do tego miała prawo wyboru piosenek do nagrań. Dla naszej pieśniarki pisali i komponowali najlepsi rosyjscy kompozytorzy, poeci i autorzy tekstów. No i gaże za koncert miała najwyższe. Z koncertów w Związku Radzieckim żyła w Polsce. A jej kariera tu, u siebie w kraju?
Kiedy w 1986 r., już po śmierci artystki, Tamara Smirnowa podczas badań w obserwatorium na Krymie odkryła mały asteroid krążący na orbicie między Marsem a Jowiszem, zaproponowała dla niego nazwę „Anna German”. Nazwę tę zatwierdziło Międzynarodowe Centrum Planetarne w Cambridge w USA.

Jej piosenki brzmiały przez uchylone okna

W połowie lat 70. ubiegłego wieku wybłagałem moją mamę, by pozwoliła mi jechać na wycieczkę pociągiem przyjaźni do byłego Leningradu, i, oczywiście, by ją sfinansowała. Nie pojechałem tam, by zwiedzać zabytki – to było zdecydowanie na dalszym planie. Pojechałem dla Anny German, chciałem sam zobaczyć, przekonać się, jak to jest z jej popularnością w Związku Radzieckim. Tak dużo słyszałem w Polsce na ten temat… Nie da się do końca opisać, jak „rosłem” z dumy, że my, Polacy, mamy Annę German. Wszędzie – dosłownie wszędzie – wszyscy ją znali i o niej mówili. Jej piosenki brzmiały przez uchylone okna mieszkań. W radiu puszczali jej przeboje. Płyty były niemal w każdym sklepie. Kilka z nich kupiłem i przywiozłem do Polski. Cieszył mnie fakt, że większość ludzi doskonale znała biografię Anny German. Sporo i ja się dowiedziałem, choć uważam się za – w pewnym sensie – znawcę tego tematu. Wróciłem do Polski uskrzydlony, szczęśliwy i pełen emocji… Nigdy tego nie zapomnę!

Reklama

Wspólny obiad

Nie zapomnę także wizyty u Anny German, gdy byłem zaproszony na obiad, który sama przygotowała. Był rok 1976, Anna German od kilku miesięcy była szczęśliwą mamą Zbyszka. Po obiedzie wybraliśmy się z jej małym synkiem na spacer. Mieszkała wtedy w Alejach Reymonta, nieopodal mieściło się stare lotnisko. Moje zdziwienie było duże, kiedy z wózkiem z dzieckiem, kocem, jedzeniem dla Zbyszka, napojami, przechodziliśmy przez dziurę w płocie na polanę z zieloną soczystą trawą, tonącą w polnych kwiatach… Taka była Anna German. Nic z gwiazdorstwa, pozy, udawania… Zwyczajna kobieta, córka, matka i żona.

Gotowy scenariusz filmowy

Śpiewała od serca do serc ludzi. Była prawdziwa w swym wokalnym przesłaniu. Większość piosenek z repertuaru Anny German to czysta liryka i poetycka zaduma nad sensem ludzkiego życia, a przecież to obchodzi każdego z nas. I co ciekawe – piosenki German trafiały i trafiają do słuchaczy wszystkich pokoleń, także tego najmłodszego, o którym zwykle się sądzi, że fascynuje go wyłącznie rock. Całe życie Ani to gotowy scenariusz filmowy. W jej życiu nie było miejsca na odpoczynek, nawet wtedy, gdy w ostatnich latach życia dolegliwości choroby nowotworowej nasilały się – poleciała do Australii. Jej nagrania nie stały się archaiczne, oparły się zmieniającej się modzie i z całą pewnością są ponadczasowe.

Reklama

Uskrzydlała innych

Dla mnie Ania była zjawiskiem w światowej muzyce. Obca jej była zazdrość czy zawiść lub układy… Nie znosiła kwiecistej mowy. Z nikim nie rywalizowała. Każdy swój występ traktowała niezwykle poważnie. Potrafiła godzinami ćwiczyć przed spotkaniem z publicznością i nieważne, czy był to wielki koncert, czy 3 piosenki wykonane okazjonalnie. Jej wielka dokładność i konsekwencja w działaniu budziły prawdziwy podziw i często wprowadzała w stan zakłopotania ludzi nieprzyzwyczajonych do solidności i oddania temu, czym się zajmują. Była radosna, skromna i życzliwa ludziom. Nie lubiła mówić o sobie. Uwielbiała obdarowywać przyjaciół prezentami, pisała do nich zabawne liściki. To była kobieta z ogromną klasą, o zniewalającym spokoju i skromności. Na spotkanie z Anną German szło się w nagrodę, by ogrzać się jej obecnością. Szło się może przede wszystkim po to, by poczuć się lepszym człowiekiem. Tak, lepszym – bo nawet jeśli sposób mówienia Anny, jej postawa nas onieśmielały, to jednak po wyjściu ze spotkania z nią człowiek czuł się uskrzydlony, a problemy, z którymi do niej przyszedł, po rozmowie z nią stawały się naprawdę nieważne, błahe…
Ulubioną piosenką, której ciągle słucham i która towarzyszy mi od lat, jest „Nie żałuj”. Słucham jej w chwilach szczęścia i gdy jest mi przykro. Zamykam oczy i słucham. Gdy marzę i tęsknię, także słucham: „...nie żałuj, nie trzeba się roztkliwiać, bo w życiu tak już bywa…”. Ta interpretacja to porywające i przekonujące wyznanie. Wierzę Annie German, wierzę jej wszystkim piosenkom, które po sobie pozostawiła. Jest mały wyjątek – na wspomnianej płycie jako ostatnia piosenka jest: „Wszystko w życiu ma swój kres”. Tej nie słucham… Nie wiem, czy to nie świadczy o jakimś przeczuciu.
Wymienione utwory Anna German nagrała na swoją ostatnią płytę długogrającą LP, dla Polskich Nagrań, w czerwcu 1978 r.

Reklama

„Człowieczy los nie jest bajką ani snem”

Można powiedzieć, że sierpień był dla Anny German miesiącem szczególnym. W sierpniu w latach 60. zaczynała śpiewać dla szerokiej publiczności. 27 sierpnia 1967 r. w Viareggio odebrała nagrodę Oscara Della Simpatia, przyznaną dla najsympatyczniejszej artystki zjazdu gwiazd scen całego świata. Następnego dnia miała tragiczny wypadek samochodowy na autostradzie we Włoszech, po którym 12 dni leżała nieprzytomna.

8 miesięcy spędziła w skorupie gipsowej od stóp do głowy, walcząc o życie.

Na scenę wróciła dopiero po 3 latach. Całkowicie odmieniona, naznaczona piętnem tragicznych przeżyć. Kiedy pierwszy raz od wypadku zaśpiewała „Być może”, ludzie na widowni w warszawskiej Sali Kongresowej płakali. Wróciła! Znów mogła wypełnić kalendarz terminami koncertów. Wyszła za mąż za inżyniera Zbigniewa Tucholskiego, urodziła syna, miała dom, pracę, którą kochała – była znów szczęśliwa, ale, niestety, nie na długo…

Śpiewała piosenki ambitne, z dobrym tekstem. Czasem jej wybór repertuaru nie był dla niej korzystny, ale od początku swojej kariery doskonale wiedziała, co chce śpiewać i była w tej kwestii konsekwentna.

Jej mottem życiowym były słowa jednej z jej najlepszych piosenek: „Człowieczy los nie jest bajką ani snem. Człowieczy los jest zwyczajnym szarym dniem”. Ta pieśń, jak żadna inna z jej repertuaru, nad podziw zgodnie koresponduje z jej życiorysem, zakończonym 25 sierpnia 1982 r., po walce z ciężką chorobą.

Znikła, ale żyje

Odeszła cicho w trudnych dla Polski czasach, w roku swojego jubileuszu 20-lecia pracy artystycznej i 15 lat po tragicznym wypadku we Włoszech. Dorobek twórczy Anny German, pieśniarki, kompozytorki, dziennikarki i aktorki, dokonany w tak krótkim życiu – miała zaledwie 46 lat – pozostał trwałą wartością: wartością wszystkich miłośników jej sztuki…

Reklama

Patrzę na jej fotografie, słyszę jej głos – w moich myślach przesuwają się jak w filmie sceny z koncertów i spotkań. Pamiętam dokładnie nasze nocne rozmowy telefoniczne i to ostatnie spotkanie wiosną 1980 r. w Moskwie, kiedy piękniejsza niż kiedykolwiek czekała w holu hotelu „Rosja” na autobus wiozący ją na koncert do Sali Kremlowskiego Pałacu Zjazdów. Nic nie wskazywało wtedy, że jest nieuleczalnie chora...

Towarzyszyłem Annie German w jej ostatniej ziemskiej drodze, jak tysiące jej fanów. Przyniosłem na pożegnanie róże, które tak kochała i o których tak pięknie śpiewała w piosence „Księżyc i róże”. Róże są piękne, delikatne, pachnące, ale żyją krótko. Anna również zbyt szybko odeszła, była na ziemi chwilę, jakby w biegu, w przelocie, zajaśniała i znikła... Znikła, ale żyje przecież nadal w nagraniach, teledyskach, filmach, które po sobie pozostawiła i którymi wszystkich nas tak hojnie obdarowała. Kto ceni w pieśniach klasę i wrażliwość, powinien o Ani pamiętać.

2013-04-29 11:25

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ks. Jakub Bartczak: bardziej ksiądz niż raper

[ TEMATY ]

młodzi

ewangelizacja

muzyka

Ks. Jakub Bartczak

facebook.com/ksJakubBartczak

"Jakby sobie ktoś pomyślał: jak wygląda mój ksiądz, to chyba bardziej czy umie słuchać, czy ma szacunek do drugiego człowieka, czy ma czas dla ludzi, niż to czy rapuje, czy nie wiem.. śpiewa. Zawsze byłem tego pewien i doświadczam tego na co dzień" – mówi w rozmowie z Niedzielą ks. Jakub Bartczak. W wywiadzie ks. Kuba zdradza szczegóły swojej nadchodzącej płyty „Sie modlę”, której premiera już za kilka dni.

Damian Krawczykowski: Jakub Bartczak to bardziej ksiądz czy raper?

CZYTAJ DALEJ

Znamy datę prawnego objęcia urzędu biskupa sosnowieckiego przez bp. Artura Ważnego

2024-04-25 15:40

[ TEMATY ]

diecezja sosnowiecka

bp Artur Ważny

diecezja.sosnowiec.pl/ks. Przemysław Lech, ks. Paweł Sproncel

- Pokój wam wszystkim, którzy trwacie w Chrystusie – słowami z 1 Listu św. Piotra Apostoła bp Artur Ważny pozdrowił wszystkich zebranych na auli w Kurii Diecezjalnej w Sosnowcu. W spotkaniu, które odbyło się przed południem 25 kwietnia br. wziął udział abp Adrian Galbas SAC, administrator apostolski diecezji sosnowieckiej oraz pracownicy instytucji diecezjalnych, m.in.: kurii, sądu biskupiego, archiwum, Caritasu i mediów diecezjalnych.

To pierwsza oficjalna wizyta biskupa nominata na terenie diecezji sosnowieckiej. Bp Ważny miał więc okazję do wstępnego zapoznania się z pracownikami lokalnych instytucji kościelnych.

CZYTAJ DALEJ

Najpierw wołanie, później powołanie

2024-04-25 23:30

ks. Łukasz Romańczuk

Konferencja do młodzieży bpa Jacka Kicińskiego CMF

Konferencja do młodzieży bpa Jacka Kicińskiego CMF

Egzamin dojrzałości i ósmoklasisty coraz bliżej. O dary Ducha Świętego i pomyślność na czas pisania matur modlili się uczniowie szkół średnich i ci, kończący “podstawówkę”. Była to także okazja do wysłuchania konferencji o. bpa Jacka Kicińskiego CMF.

Z racji tego, że modlitwa ta odbywała się w czasie Tygodnia Modlitw o powołania kapłańskie i zakonne, konferencja dotyczyła rozeznawania powołania i swojej drogi życiowej. Przede wszystkim bp Jacek wskazał młodym, że w rozeznawaniu ważne jest słuchanie głosu Pana Boga.- Powołanie dzieje się w wołaniu. Najpierw słyszymy wołanie, a potem dokonuje się powołanie. Jezus woła każdego z nas po imieniu - mówił biskup, dodając, że to od człowieka zależy, czy ten Boży głos będzie słyszalny. Ta słyszalność dokonuje się w momencie, kiedy otworzy się uszy swojego serca. - Uczniowie przechodzili szkołę wiary. Mieli momenty zwątpienia. Na początku były wokół Niego tłumy, ale z czasem grupa ta zaczęła topnieć, bo zaczął wymagać. I zapytał Piotra: „Czy i wy chcecie odejść?”. Wszystko zaczyna się od słowa i w tym słowie się wzrasta - przekonywał bp Jacek.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję