Reklama

Polska

Ksiądz chodzi po kolędzie, czyli co sądzimy o wizycie duszpasterskiej

Niedziela Ogólnopolska 1/2013, str. 14-15

[ TEMATY ]

ksiądz

kolęda

Bożena Sztajner/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Pragnąc dobrze wypełnić funkcję pasterza, proboszcz powinien starać się poznawać wiernych powierzonych jego pieczy. Winien zatem nawiedzać rodziny, uczestnicząc w troskach wiernych, zwłaszcza w niepokojach i smutku, oraz umacniając ich w Panu, jak również - jeśli w czymś nie domagają - roztropnie ich korygując (KPK kan. 529 &1).

Stary zwyczaj

Zwyczaj odwiedzania przez kapłanów domów wiernych ma swoją długą historię. Pisał o tym już w III wieku św. Atanazy. Spopularyzowano je w głębokim średniowieczu, a zdaniem wielu historyków Kościoła, to właśnie wizyty duszpasterskie dały podwaliny pod organizację parafii na terenach Polski. Uzasadnienia tej praktyki doszukiwano się także w zapisie Ewangelii. U św. Łukasza czytamy, że Chrystus poleca swoim uczniom, aby szli „do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść miał” (por. 10, 1-12).

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Do dziś uważa się, że osoby przyjmujące księdza po kolędzie dają publiczne świadectwo swego przywiązania do Kościoła.

Kolęda oczami księży

Czas wizyt kolędowych księża opisują jako czas bardzo trudny, głównie ze względu na zmęczenie fizyczne i psychiczne. Księża nie mają wtedy urlopów w szkołach, gdzie katechizują, nie są też zwalniani ze swych obowiązków duszpasterskich. Bywa, że wracają do siebie, po całym dniu na nogach, między godziną 20 a 22.

- W jedno popołudnie mam w grafiku kilkanaście, czasem kilkadziesiąt rodzin. Idę bez względu na mróz, śnieżycę czy gołoledź. Jeśli w każdym mieszkaniu jestem 5-7 min, a to minimum, to proszę sobie obliczyć czas. I tak codziennie przez 3-4 tygodnie. Kiedyś, gdy na chwilę usiadłem na blokowym parapecie, ministranci musieli mnie budzić, bo zwyczajnie usnąłem - relacjonuje ks. Andrzej z diecezji krakowskiej. - Ale mimo to nie wyobrażam sobie duszpasterzowania bez kolędy. To często jedyna szansa na bliższy kontakt z ludźmi, których widuje się zazwyczaj na długość nawy, bo przestępując z nogi na nogę, okupują wyjście z kościoła i nim dokończę zdanie: „Idźcie w pokoju Chrystusa…” - już ich nie ma. Z takimi parafianami ucinam sobie po kolędzie pogawędkę.

Reklama

- Pamiętam, jak w ostatni dzień kolędy, w ostatnim bloku, na ostatnim piętrze, zapukałem do ostatnich drzwi. Ktoś ze środka zawołał, żeby wejść. Drzwi się uchyliły, a ja zobaczyłem przed sobą potwora. Naprawdę. Sinoblady gnom, jakiś przygarbiony, z błędnym wzrokiem. W półmroku korytarza poczułem na plecach dreszcz. Po sekundzie zorientowałem się, że patrzę w lustro… - opowiada ze śmiechem ks. Marek z Katowic.

- Księża narzekają na przeciążenia, ale nie zrezygnują z chodzenia po kolędzie, bo podczas wizyty duszpasterskiej jak w soczewce można zobaczyć, kim są powierzeni nam ludzie. Jak można do nich docierać, jak pomagać, jak sprostać nowym wyzwaniom, bo czasy się zmieniają i trzeba nadążać. Widzi się masę niezawinionej biedy i bezradności. Proszę mi wierzyć, że ani ja, ani żaden ze znanych mi księży nie bierze od takich ludzi datku. Wręcz przeciwnie - często uruchamiamy potem cały caritasowski łańcuch pomocy - dopowiada ks. Andrzej.

- Raz słyszę, że byłem za krótko, drugi raz, że się rozsiadłem i za bardzo wypytywałem, że się wtrącam. Ksiądz od progu czuje, czy jest mile widzianym, oczekiwanym gościem, czy raczej chcą mieć mnie z głowy. Jak wieje chłodem, siedzą sztywno i odpowiadają mi monosylabami, to nie przeciągam wizyty. Nawet ksiądz potrafi wyczuć, że jest intruzem (śmiech). Czujemy, kiedy przyjmowani jesteśmy z obowiązku, bo „co ludzie powiedzą” albo „bo babci byłoby przykro”. A ile się człowiek nasłucha plot, kłamstw, oszczerstw i kalumnii… - mówi ks. Antoni z podkrakowskiego miasteczka.

Śp. ks. Marian Wiewiórowski, proboszcz z Gomulina w diecezji łódzkiej, mawiał, że „Niedziela” pomaga mu w wizycie kolędowej. - Tam, gdzie ludzie czytają prasę katolicką, kolęda wygląda zupełnie inaczej - przekonywał.

Reklama

Jak się przygotować

Znawca dobrych manier i obyczajów - Stanisław Krajski wyjaśnia, jak bezkolizyjnie, a z klasą przejść przez wizytę kolędową. Odpowiednio przygotowany stół to podstawa, obecność całej rodziny mile widziana. I tylko rodziny, bowiem tego dnia raczej nie zaprasza się znajomych. Wizyta kolędowa ma dwa aspekty: pierwszy - ma wymiar religijny, drugi - towarzyski, o czym często zapominamy. - Kapłan jest gościem w naszym domu i obowiązują nas wobec niego wszystkie te procedury, które obowiązują wobec każdego gościa - wyjaśnia p. Krajski. Drzwi otwiera księdzu gospodarz i prowadzi do głównego pokoju, gdzie oczekuje go, stojąc, cała rodzina. Tam wita go gospodyni i następuje przywitanie z pozostałymi osobami. Gospodarz powinien rozpocząć rozmowę na jakiś niezobowiązujący temat, ale to ksiądz decyduje o jej kontynuacji. Jeśli się spieszy, może od razu zaproponować modlitwę. Jeśli proponujemy księdzu poczęstunek, a ksiądz nie skorzysta z zaproszenia, bo np. czekają na niego kolejni parafianie - nie wolno go w żaden sposób „szantażować” czy „naciskać” („Obrazimy się na księdza, jeśli ksiądz niczego u nas nie zje. Pół dnia przygotowywałam kolację specjalnie na tę okazję”), czy namawiać kilkakrotnie do dłuższego pozostania. Nie częstujmy księdza alkoholem i nie namawiajmy go do jego spożycia. Nie możemy jednak też sprawić na księdzu takiego wrażenia, że chcielibyśmy się go pozbyć jak najszybciej.

Świeckim okiem

Najczęściej skarżymy się, że ksiądz wizytuje nas zbyt szybko, że traktuje spotkanie instrumentalnie. Ale też nie bardzo wiemy, jak się zachować, gdy zagaja rozmowę, próbuje się czegoś więcej o nas dowiedzieć. Irytuje nas zwyczajowe oglądanie zeszytów z religii i przepytywanie dzieci z prawd wiary.

- Uważam, że wizyta duszpasterska nie musi przebiegać w takim tempie, w ciągu kilku tygodni. Księża są zmęczeni, a ludzie zniesmaczeni. Podam własny przykład - opowiada „Niedzieli” pan Jan z Częstochowy. - Zawsze bierzemy z żoną w dniu kolędy urlop. Przygotowujemy się, bo to dla nas ważne spotkanie. Staramy się, by dzieci też były w domu. A ksiądz w marszowym tempie, niczym huragan, przechodzi przez mieszkanie. Modlitwa, pokropienie wodą i zapiski w kartotece. Szybko, nawet miło, z uśmiechem, ale po chwili już go nie ma. Ten moment, gdy notuje coś w kartotece, naprawdę nie wystarczy na zagajenie rozmowy. Źle ocenia takie zachowanie zdecydowana większość naszych znajomych. Proszę nie dziwić się potem ironicznym komentarzom, że chodzi tylko o tę nieszczęsną kopertę. Podoba mi się pomysł rozpisania wizyty na cały rok. I niech w kancelarii zapisują się na nią ci, co naprawdę chcą przyjąć w domu swojego duszpasterza.
- Moim zdaniem, młodzi księża powinni przechodzić u swoich starszych braci w kapłaństwie kurs kolędowy, czyli jakich granic nie wolno przekraczać - mówi pan Władysław z Sandomierza. - Na przykład, że starszego małżeństwa nie należy pytać, dlaczego nie ma dzieci, bo najpewniej po prostu nie mogło ich mieć, i to ich prywatny dramat. A pani po pięćdziesiątce nie zaczepiamy pytaniem, czy planuje jeszcze wyjść za mąż. Mnie, starszego pana, przepytywał kiedyś młodziutki ksiądz w tym stylu: „A gdzie pracuje? Jak mu się żyje? Dużo mu jeszcze do emerytury zostało?”. Nie wytrzymałem i palnąłem: Jemu to nie wiem, ile zostało, ale mnie ze trzy lata. Bardzo to ubawiło naszego wikarego… Potem, gdy poznaliśmy się bliżej, zwróciłem mu uwagę na tę nieładną formę zwracania się do ludzi. Był szczerze zdziwiony, ale podziękował.

Reklama

Kolędowe problemy

Właściwie są dwa problemy powtarzane najczęściej przez świeckich i duchownych. Pierwszy dotyczy ofiar, czyli tzw. kopert, drugi - zmniejszającej się liczby osób przyjmujących księdza po kolędzie.

Reklama

Ks. Roman Buliński z Bydgoszczy wyjaśnia, że mimo prowadzonej bardzo starannie akcji informującej o datach i godzinie wizyty duszpasterskiej, ok. 22 proc. rodzin nie przyjmuje księdza po kolędzie. - Procent ten utrzymuje się. Taki jest wybór tych rodzin. Szanujemy poglądy tych ludzi, bo to są ich przekonania. Mają do tego prawo. Dziwi jednak, że te rodziny po latach przychodzą do biura parafialnego i żądają posługi należnej wierzącym i praktykującym katolikom.

- Wymawianie się brakiem czasu nie ma sensu - przekonuje Agata z Wałbrzycha. - Wszyscy, którzy chodzą do kościoła, wiedzą, że można iść do zakrystii i umówić spotkanie w dogodnej dla siebie porze. Robię tak od wielu lat, bo nasza duża i szalenie zapracowana rodzina nie umie zgrać się w terminie ustalonym przez parafię. I nie ma z tym najmniejszego problemu. Moim zdaniem, zwiększa się liczba osób, którym z Kościołem nie po drodze - dużo więcej jest przecież rodzin rozwiedzionych, związków konkubenckich, wierzących niepraktykujących albo zmanipulowanych np. przez Ruch Palikota…

Księża, z którymi rozmawialiśmy na temat wizyty kolędowej, mocno podkreślają, że datek finansowy nie jest warunkiem odbycia kolędy. Wiadomo jednak - i tu zacytujemy dokumenty kościelne - że wierzący są zobowiązani do utrzymania swojego duszpasterza. Nikomu nie robimy więc łaski, wręczając swojemu duszpasterzowi datek. Dodajmy - zawsze dobrowolny.

- Na co dzień niewielu z nas martwi się rachunkami, jakie obciążają konto parafii, kosztami utrzymania kościoła. Nikt nie płaci księdzu za godziny siedzenia w zimnym konfesjonale, za wspólne modlitwy, za odwiedzanie chorych z Panem Jezusem. Samo się robi? Dlaczego więc tak narzekamy na tę jedną w roku kolędową kopertę? - pyta p. Irena.

Warto jednak zapytać, co się dzieje z pieniędzmi, jakie ksiądz otrzymuje podczas wizyty kolędowej. Określają to konkretne przepisy ustalane przez poszczególne diecezje. Część pieniędzy zostaje w parafii, część przekazywana jest do kurii na programy realizowane na poziomie ogólnodiecezjalnym, część zostaje do dyspozycji księdza. Bywa jednak i tak, i to nierzadko, że kapłan wszystkie pieniądze zebrane w czasie kolędy wkłada w renowację starego lub budowę nowego kościoła. Płaci z tych pieniędzy rachunki kościelne. Księża zakonnicy zobowiązani są oddać wszystkie datki swojemu przełożonemu. W niektórych diecezjach kuria zachęca, by proboszczowie z ambon informowali wiernych, na co przeznaczone będą pieniądze ze zbiórki kolędowej, a czasem duszpasterze proszą, by nie dawać kopert w domu, ale przynieść je do kościoła i wrzucić na tacę. Ma to spowodować zmianę sposobu postrzegania sensu wizyty duszpasterskiej - i zapewne tak się wkrótce stanie.

2013-01-02 11:57

Ocena: +1 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wizyta duszpasterska: pożytek czy przeżytek?

Niedziela kielecka 3/2018, str. VI

[ TEMATY ]

kolęda

wizyta

TD

Po kolędzie, parafia pw. Chrystusa Króla w Kielcach

Po kolędzie, parafia pw. Chrystusa Króla w Kielcach

Czy to pożyteczne narzędzie duszpasterskie warte kontynuacji, co jest najważniejsze podczas wizyty kapłana w domach parafian, a czego może brakuje, nad czym należałoby (wspólnie) popracować, aby doroczna wizyta duszpasterska w naszych domach, potocznie zwana kolędą, spełniła swój cel? Z tym pytaniem zwracam się do księży pracujących w różnych zakątkach naszej diecezji

Ks. dr Jarosław Czerkawski, proboszcz parafii św. Izydora w Kielcach-Posłowicach:

CZYTAJ DALEJ

Św. Agnieszko z Montepulciano! Czy Ty rzeczywiście jesteś taka doskonała?

Niedziela Ogólnopolska 16/2006, str. 20

wikipedia.org

Proszę o inny zestaw pytań! OK, żartowałam! Odpowiem na to pytanie, choć przyznaję, że się go nie spodziewałam. Wiesz... Gdyby tak patrzeć na mnie tylko przez pryzmat znaczenia mojego imienia, to z pewnością odpowiedziałabym twierdząco. Wszak imię to wywodzi się z greckiego przymiotnika hagné, który znaczy „czysta”, „nieskalana”, „doskonała”, „święta”.

Obiektywnie patrząc na siebie, muszę powiedzieć, że naprawdę jestem kobietą wrażliwą i odpowiedzialną. Jestem gotowa poświęcić życie ideałom. Mam w sobie spore pokłady odwagi, która daje mi poczucie pewnej niezależności w działaniu. Nie narzucam jednak swojej woli innym. Sądzę, że pomimo tego, iż całe stulecia dzielą mnie od dzisiejszych czasów, to jednak mogę być przykładem do naśladowania.
Żyłam na przełomie XIII i XIV wieku we Włoszech. Pochodzę z rodziny arystokratycznej, gdzie właśnie owa doskonałość we wszystkim była stawiana na pierwszym miejscu. Zostałam oddana na wychowanie do klasztoru Sióstr Dominikanek. Miałam wtedy 9 lat. Nie było mi łatwo pogodzić się z taką decyzją moich rodziców, choć było to rzeczą normalną w tamtych czasach. Później jednak doszłam do wniosku, że było to opatrznościowe posunięcie z ich strony. Postanowiłam bowiem zostać zakonnicą. Przykro mi tylko z tego powodu, że niestety, moi rodzice tego nie pochwalali.
Następnie moje życie potoczyło się bardzo szybko. Założyłam nowy dom zakonny. Inne zakonnice wybrały mnie w wieku 15 lat na swoją przełożoną. Starałam się więc być dla nich mądrą, pobożną i zarazem wyrozumiałą „szefową”. Pan Bóg błogosławił mi różnymi łaskami, poczynając od daru proroctwa, aż do tego, że byłam w stanie żywić się jedynie chlebem i wodą, sypiać na ziemi i zamiast poduszki używać kamienia. Wiele dziewcząt dzięki mnie wstąpiło do zakonu. Po mojej śmierci ikonografia zaczęła przedstawiać mnie najczęściej z lilią w prawej ręce. W lewej z reguły trzymam założony przez siebie klasztor.
Wracając do postawionego mi pytania, myślę, że perfekcjonizm wyniesiony z domu i niejako pogłębiony przez zakonny tryb życia można przemienić w wielki dar dla innych. Oczywiście, jest to możliwe tylko wtedy, gdy współpracujemy w pełni z Bożą łaską i nieustannie pielęgnujemy w sobie zdrowy dystans do samego siebie.
Pięknie pozdrawiam i do zobaczenia w Domu Ojca!
Z wyrazami szacunku -

CZYTAJ DALEJ

Prezydent Duda: kanadyjska Polonia to licząca się społeczność

2024-04-20 07:53

[ TEMATY ]

prezydent

Polonia

Kanada

Andrzej Duda

Karol Porwich/Niedziela

Andrzej Duda

Andrzej Duda

Polonia w Kanadzie to licząca się społeczność; jesteśmy dziś w NATO także dzięki jej wsparciu - mówił w piątek w Vancouver prezydent Andrzej Duda. Prezydent składa wizytę w Kanadzie, w piątek w Vancouver spotkał się z przedstawicielami Polonii.

Prezydent zwracał uwagę, że według szacunków, około 20 mln Polaków żyje dziś poza granicami Polski, z czego w Kanadzie mieszka ponad milion z nich. Jak mówił, ci, którzy czują się częścią polskiej wspólnoty mają często różne poglądy, są różnej wiary. "Jednak łączy nas to, że Polska jest jedna, że nasze korzenie są jedne i nasza pamięć historyczna jest jedna" - mówił Andrzej Duda.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję