W ogniu politycznych dyskusji, w mrokach nocnych spotkań konspiracyjnych, gdzie w rozgorączkowaniu kreślono plany wyzwolenia się z rzymskiego jarzma, pojawił się nad Jordanem człowiek pustyni. Jego pokutniczy, surowy wygląd przemawiał głośniej niż mogły to uczynić słowa. Rozgorączkowani ludzie zanim usłyszeli słowo, milkli na widok proroka. To Janowy zewnętrzny wygląd kazał im zachować milczenie. Dopiero wtedy mogli usłyszeć jego orędzie o Mesjaszu, który już JEST.
A dzisiejsza współczesność jest jakże podobna do rozgorączkowania tamtych ludzi. Każdy z nas od rana przepełniony jest wiadomościami ze świata i naszego ojczystego domu.
Uraczeni tymi nowinami, z głową pełną własnych ocen sytuacji wkraczamy w progi naszych biur, miejsc pracy. Ten nawał wiadomości nie pozwala nam nawet cieszyć się, że możemy pracować i mamy pracę. Nie dostrzegamy ludzi, którzy wydreptują ścieżki do Biur Pracy i każdego dnia, po każdym kolejnym spotkaniu umiera ich nadzieja. Bieda w domu, sarkastyczne czasem spojrzenia, a nawet słowa dzieci, odbierają tym ludziom chęć do życia. Zaczynają swoistą grę z losem. Przetrzymać dzień dzisiejszy. Jutro może znowu uda się coś wyżebrać. Ta ucieczka w zapomnienie niejednokrotnie wiąże się z ucieczką w używki, z degradacją osoby ludzkiej. Ale nas to nie dotyczy. My mamy pracę i jakieś z tej pracy wynagrodzenie.
Rozpoczynając zatem ten codzienny obowiązek dzielimy się z ludźmi naszymi opiniami na temat usłyszanych wiadomości. Czasem toczymy zażarte dyskusje, nieraz o te opinie się kłócimy, nierzadko gniewamy. Niewiele z tego wynika. Świat toczy jakby obok nas swój bieg i niejako śmieje się z naszego zacietrzewienia. Kiedy milkną dyskusje pochłania nas praca. Nieraz zajmuje nam to cały dzień. Mój znajomy pracujący w firmie, pewnego dnia, kiedy zdarzył się wolny wieczór, siadł przy stole, zjedli kolację i zaczął rozmawiać z żoną i starszą córką. Długo nie mieli takiego wieczoru, więc tematów było sporo. Nagle zaskoczyła go maleńka, niespełna dwuletnia córka, która w pewnym momencie przysunęła się do mamy i poprosiła:
- Mamo, powiedz temu panu żeby już sobie poszedł, bo ja chcę iść spać, a ty mi obiecałaś opowiedzieć bajkę.
Niestety, ta przykra lekcja niewiele zmieniła. Praca, którą wykonuje jest absorbująca, ale przynosi zysk. Próbował nawet szukać innej, ale po wielu nieudanych próbach znalazł taką, która nie dawała tylu pieniędzy.
Zda się, że czasem winien do nas przemówić głos sumienia: - Powiedz tym sprawom, by sobie poszły, bo powinieneś się pomodlić, a dawno tego nie czyniłeś.
Adwent, to tradycyjnie czas skupienia, spowolnienia światowych zachowań na rzecz zadbania o swoje wnętrze. O swoje zbawienie. Patrząc na Jana Chrzciciela warto zapytać o naszą postawę, tak, najpierw o postawę, nie słowa. Czy moi bliscy, współpracownicy zauważyli zmianę w naszym sposobie bycia? Czy ich niepokoimy w dobrym znaczeniu?
Każdy z nas, jeśli na serio myśli o rozszerzaniu się Królestwa Bożego na ziemi, musi podjąć misję Jana, by ogłaszać nadejście Zbawiciela.
Patrick M. Morley był człowiekiem sukcesu. Jego kalendarz pęczniał od kolejnych terminów spotkań, wyjazdów. Pewnego wieczoru, kiedy w obecności żony przeglądał kalendarz zbliżających się spotkań i przyjęć, jego żona jakby od niechcenia powiedziała: "Może powinniśmy utrzymywać kontakty towarzyskie tylko z tymi, o których wiemy, że zapłaczą na naszym pogrzebie". Te słowa, jak zapisał to Patrick, ocaliły ich rodzinę.
Może i my w czas Adwentu powinniśmy sobie postawić takie właśnie pytanie. Może warto nieco zwolnić i zająć się tymi sprawami, które w dniu naszej śmierci dadzą naszym bliskim nadzieję na spotkanie w niebie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu