Izabela Fac: - Jest listopad 1918 r. Polska odzyskała niepodległość. Czy w całym zawirowaniu wojenno-politycznym w Europie, byłoby możliwe odzyskanie jej bez Józefa Piłsudskiego i jego Legionów?
Prof. Janusz Cisek: - Piłsudski był politykiem, który doskonale wpisał się w globalną sytuację, którą zresztą przewidział, a mianowicie porażkę Rosji, a później Austro-Węgier i Niemiec. Wszystkie państwa rozbiorowe spotkały się z poważnym przełomem wojskowym i politycznym. Przestały być na tyle groźne, aby utrzymać ziemie polskie. Piłsudski kalkulował to od samego początku wojny, a nawet przed rozpoczęciem działań wojennych. Dlatego można całkiem śmiało powiedzieć, że najprawdopodobniej niepodległość w takim wymiarze terytorialnym i politycznym, jak ta odzyskana w 1918 r., bez Piłsudskiego nie miałaby miejsca.
- Piłsudski przygotowywał społeczeństwo do walki o niepodległość, zwłaszcza pod względem militarnym. Czy była to wizja, intuicja, a może chłodna kalkulacja i trzeźwa ocena sytuacji politycznej w Europie?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Piłsudski obserwował uważnie, czy nasze starania po 1863 r., polegające na próbie wykorzystania naszego położenia, systemów prawnych i parlamentarnych - tam gdzie one istniały, dadzą nam niepodległość. To jednak zawiodło, choć w monarchii austro-węgierskiej Polacy odgrywali ważną rolę, ale nie była to pełna niepodległość. W Rosji o nieodległości można było tylko marzyć, w Niemczech dochodziło do brutalnego tłumienia polskich praw. Trzeba było więc powrócić, gdy się myślało o niepodległości, do ideologii powstańczej. I Piłsudski tę ideologię dostosował do nowego wymiaru, czyli nie wywoływać powstania przedwcześnie, ale wpisać je w konflikt między zaborcami. Jeżeli przynajmniej dwóch zaborców będzie walczyło między sobą, należy wystąpić zbrojnie, najlepiej przeciwko głównemu, który posiada najwięcej terytorium, a więc Rosji i czekać, co stanie się w końcowej fazie wojny. Piłsudski znakomicie wykorzystał osłabienie wojenne mocarstw. A społeczeństwo przygotowywane było do walki poprzez działające tutaj organizacje, choćby takie jak „Strzelec”, skupiające w swoich szeregach ludzi, którzy potem czynnie walczyli o niepodległość.
- Spoglądając na dzieje Polski czasów międzywojennych nasuwa się pytanie, czy społeczeństwo nie było rozczarowane niepodległością?
- Zawsze mamy do czynienia z idealizacją. Pamiętamy z nieco bliższych czasów, kiedy noszono na rękach przywódców „Solidarności”, jakie były oczekiwania, romantyzm tamtych chwil i w postawach ludzi. A potem ci sami ludzie wytoczyli przeciw swoim „idolom” najcięższe działa. Takie pewne rozczarowanie nie jest wyłącznie polskim doznaniem. Przykładem są dzieje Winstona Churchilla, który wygrał wojnę, ale przegrał wybory parlamentarne z mało znanym Clementem Attlee, który reprezentował Anglię podczas konferencji w Poczdamie. Jest coś takiego przewrotnego w społeczeństwach, które posiadając piękną tradycję, zwycięskim wodzom próbują umniejszyć dorobek, jakim było z jednej strony odzyskanie niepodległości, obrona Anglii, czy „Solidarność”.
Reklama
- Przez cały okres 20-lecia międzywojennego Marszałek był symbolem niepodległości, bez względu na sympatie czy antypatie do jego postaci i działalności. Trzeźwo oceniał sytuację w Europie. Czy w jakiś sposób przygotował Polaków do kolejnej walki o niepodległość?
- To jest jego wielkość, że nie tylko wywalczył niepodległość, ale ciągle szukał najlepszego rozwiązania związanego z naszym położeniem między Niemcami a Rosją, aby móc przeciwstawić ewentualnej agresji. Szukał sojuszników na południu i północy, chciał federacji na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej. Na południu mieliśmy sojusz z Rumunią, który przez wiele lat był niemal jednym z najważniejszych naszych sojuszy. Sojusz z Francją, która zorientowała się, że czerwona Rosja nie jest już właściwym partnerem, i dzięki temu mogliśmy utworzyć drugi front przeciw Niemcom. Wreszcie jego plan wojny prewencyjnej, kiedy Hitler był jeszcze słaby. Starał się utrzymać równy dystans wobec wielkich sąsiadów, uważając, że podporządkowanie się któremuś z nich oznacza upadek Rzeczypospolitej. No i oczywiście armia. W kampanii wrześniowej zmobilizowano milion dwieście tysięcy ludzi! Z tego chociażby widać, że dbał o przygotowanie nas do przyszłej wojny i nie wierzył w obietnice z zewnątrz. Chciał, byśmy byli przygotowani militarnie, politycznie, gospodarczo. Świadczy o tym Centralny Okręg Przemysłowy, kolejnictwo, budowane drogi. Jednym słowem - byliśmy przygotowani należycie na wszystkich możliwych polach tego wyścigu, który rzeczywiście zakończył się wojną w 1939 r.
- Czy młodzi ludzie, którzy przyszli na świat już po odzyskaniu wolności w 1989 r., są w stanie zrozumieć czym ona jest, czy są w stanie ją docenić?
- Młodzież nigdy nie jest tak zła, jak chcą starsi, aby nie doceniać niepodległości. Proszę sobie tylko przypomnieć choćby rzeszowskie uroczystości związane z rocznicą śmierci płk. Leopolda Lisa-Kuli. Ile od lat jest na nich młodzieży w strzeleckich - i nie tylko - mundurach. Ona przecież słucha tego przesłania. Chce być podobna do tych młodych, którzy tak jak Lis-Kula działali w latach I wojny światowej. Pamiętajmy, że w czasach poprzedniego ustroju, kiedy starano się stłamsić społeczeństwo, obudziła się „Solidarność”. Ten ruch okazał się na miarę wszystkich powstań narodowych, bo doprowadził do wybicia się na suwerenność. To były te pokłady zakodowanej w świadomości społeczeństwa potrzeby niepodległości. Tak samo jest ona zakodowana w głowach dzisiejszej młodzieży. Są różne organizacje patriotyczne, które prowadzą wspaniale edukację młodzieży w tym zakresie. To wszystko „odkłada się” na smak i wartość wspaniałego polskiego patriotyzmu i świadomości znaczenia niepodległości.
Prof. Janusz Cisek - pochodzi ze Stalowej Woli, w l. 1988-2000 był wicedyrektorem i dyrektorem Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku. Od 2006 jest dyrektorem Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Wspiera rozwój Związku na Podkarpaciu i jest częstym gościem na uroczystościach religijno-patriotycznych w Rzeszowie i regionie