To był niezwykły wieczór. Dziewczyny w stylowych sukniach z końca XIX wieku z panami w kapeluszach ŕ la Toliboski wręczali przy wejściu bukieciki stokrotek. Goście, przy dźwiękach słynnego walca Waldemara Kazaneckiego, zanurzali się w świat „Nocy i dni”. Na tę okoliczność warszawskie kino „Kultura” udekorowano białymi liliami. Tak obchodzono jubileusz 80-lecia Jerzego Antczaka, reżysera „Nocy i dni”. Jubilat wraz z małżonką przylecieli na uroczystość zza oceanu, gdzie od 20 lat Antczak wykłada reżyserię jako profesor na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles (UCLA). Ma szczęśliwą rękę. Jego studenci zdobywają nominacje do Oscara.
Nie zapomina o ojczyźnie. Przez te lata wyreżyserował w Polsce dwa telewizyjne spektakle i dwa filmy - „Damę kameliową” i „Chopin. Pragnienie miłości”. Film o Fryderyku Chopinie i George Sand kupiło 40 krajów.
Aktor jest jak piechur
45-minutowy film „Moi aktorzy”, zmontowany z najlepszych ról polskich wirtuozów sceny, przypomniał tych, którzy stworzyli w filmach i spektaklach telewizyjnych Antczaka niezapomniane kreacje. Któż u niego grał? Kazimierz Opaliński, Tadeusz Fijewski, Gustaw Holoubek, Władysław Hańcza, Tadeusz Łomnicki, Ignacy Gogolewski, Jerzy Kamas, Ida Kamińska. Wyliczać można długo. Jako reżyser Teatru Telewizji, Antczak ma na koncie 131 realizacji, z których najwcześniejsze, puszczane „na żywo”, niestety, nie zachowały się. Ale zawsze, jak to u Antczaka, była to koronkowa robota.
- Jakie to wielkie szczęście mieć szczęście - powiedział Antczak po skończonej projekcji. Tą retrospektywą chciał złożyć hołd swoim aktorom. Bo - jak powiada - aktor jest jak ten piechur. Ziemia jest zdobyta tylko wtedy, kiedy stanie na niej noga piechura.
Jan Englert nazywa Antczaka „twórcą totalnym”, bo ze wzruszenia potrafi płakać na zrealizowanych przez siebie filmach. Antczak nie wstydzi się tego. Jako reżyser nigdy nie mówi aktorom, jak powinni grać, lecz co mają myśleć podczas gry. Może zaważył na tym fakt, że zanim został reżyserem, po ukończeniu łódzkiej PWST praktykował przez pięć lat u Jadwigi Chojnackiej. Zagrał z nią w teatrze 360 razy w „Celestynie”. - Chojnacka to gigant - mówi o swojej mistrzyni, niezapomnianej Dominikowej z serialu Jana Rybkowskiego „Chłopi”. - To była jedna z największych polskich aktorek, a nie ma o niej nawet wzmianki w encyklopedii - dodaje z żalem.
Dziełem życia Antczaka pozostają „Noce i dnie”, ekranizacja powieści Marii Dąbrowskiej. A muzą żona - Jadwiga Barańska, którą obsadzał w znakomitych rolach, wiedząc, że jej talent jest scenicznym atutem.
Barańska zagrała wielką rolę w „Hrabinie Cosel”, ale też została Barbarą Ostrzeńską w „Nocach i dniach”.
Największym wyróżnieniem dla tego filmu, któremu oboje z żoną poświęcili pięć lat życia, były Złote Lwy Gdańskie na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w 1975 r., a rok później nominacja do Oscara. Amerykańscy recenzenci porównywali ten film do „Przeminęło z wiatrem”. Można było przeczytać, że jego obsada jest znakomita. Szczególnie podobała się Jadwiga Barańska (...) bogate, cudowne, pełne niuansów dokonanie aktorskie. Amerykańskie aktorki dałyby wyłupić sobie oczy, aby zagrać tak wspaniale jak ona” - pisano.
Podczas kręcenia zdjęć przez plan filmowy przewinęło się kilkuset aktorów i tysiące statystów. Zawarto 9 małżeństw! Ekranizacja sagi o rodzinie Niechciców przyciągnęła do kin ponad 22 mln widzów! Ilona Kuśmierska, filmowa Emilka, składając życzenia jubilatowi, zwracała się do Antczaka słowem „tatusiu”, a starsza córka Niechciców - Agnieszka, grana przez Stanisławę Celińską, czytała fragmenty wydanej z okazji jubileuszu biografii Antczaka „Noce i dnie mojego życia”. Zabrakło tylko Bogumiła Niechcica - Jerzego Bińczyckiego, który już nie żyje. Był za to Karol Strasburger - filmowy Józef Toliboski, w którym nieszczęśliwie kochała się Barbara. To dla niej, brodząc po kolana w stawie, zrywał w filmie białe nenufary.
Kartofel z Wołynia
Antczak urodził się w 1929 r. we Włodzimierzu Wołyńskim. Jego wczesna młodość to lata II wojny światowej. W okresie okupacji uczył się na tajnych kompletach i jako łącznik brał udział w działaniach konspiracyjnych ruchu oporu. Jego ojca, inspektora Armii Krajowej, po wojnie więziono, cudem wyszedł na wolność w 1948 r.
Reżyser nazywa siebie „kartoflem z Wołynia”, bo czuje się człowiekiem stamtąd, o szerokiej duszy i wielkiej wrażliwości. Dzisiaj rwie sobie włosy z głowy, obserwując, co się dzieje z kulturą w TVP. Uważa, że powinno się dbać o ciągłość kulturową, bo bez niej naród zgubi swoją tożsamość. - To obowiązek każdego z nas, reżyserów - podkreśla. Uważa, że publiczna telewizja, tworzona za pieniądze podatników (a więc i jego), powinna dostarczać narodowi widowisk, które zbudują jego dumę, zaświadczą o tym, co nas ukształtowało. O to dbają Brytyjczycy, a u nas tylko gąszcz bylejakości.
Za co lubimy Antczaka? - pytam Ernesta Brylla, autora słów do „Walca Barbary” śpiewanego przez Halinę Kunicką. - Najbardziej za „Noce i dnie”. To film, który dał Polakom swego rodzaju ojczyznę. Zbudował dom. Antczak jest jeszcze w pełni sił i powinien być zagoniony do robienia w Polsce jakiegoś fantastycznego filmu. Może nawet bardzo dobrego serialu o polskim kawałku historii i o rodzinie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu