Dzień 11 lutego został ustanowiony przez papieża Jana Pawła II Światowym Dniem Chorego, dlatego warto poświęcić mu trochę uwagi, kierując myśli w stronę tych, którym tak wiele zawdzięczamy. Dzięki krzyżowi złączonemu z krzyżem Chrystusa chorzy wypraszają nam liczne łaski. Przez ich cierpienie możemy stawać się bardziej ludzcy, a co za tym idzie, i bardziej święci. Oczywiście, wszystko zależy od naszego stosunku do nich i od sposobu świadczenia im pomocy. Musimy jednak pamiętać o ich utrudnionym kontakcie z otoczeniem, który niesie z sobą cierpienie, dlatego nie należy się dziwić, gdy nasze reakcje, słowa i intencje zostaną przez nich inaczej odebrane, niż tego się spodziewamy.
Cierpienie jest nie tylko trudne dla tych, co je znoszą, ale również i dla tych, którzy na nie patrzą. A im bliższa naszemu sercu osoba, tym nasze cierpienie jest większe. Znana polska poetka Anna Kamieńska napisała: „Cierpienie jest na pewno rodzajem sensu. Bezsens przecież nie boli. Bezsens jest obojętnością”.
Ale jakby nie patrzeć na całość zagadnienia, to i tak zdrowy człowiek ma zawsze przewagę nad chorym. Widać to w lęku chorego przed zależnością od innych, przed własną bezsilnością, które w chorobie są nieuniknione. Bywa często i tak, że ta zależność jest całkowita. Nie silmy się wtedy na mądre słowa otuchy, niezgodne z prawdą, dające choremu złudne nadzieje, które w końcu zostaną przez niego odkryte. Może lepiej byłoby położyć rękę na głowie chorego i ze skupieniem wysłuchać, co ma nam do powiedzenia i nie starać się za wszelką cenę „być w porządku”, bo to niewiele pomoże. Bycie w porządku nie jest niczym innym, jak oznaką braku miłości.
W czasie wieloletniej posługi w hospicjum dużo się nauczyłam, przede wszystkich kochać chorych i każdego z osobna. Bez tej miłości nie dałabym rady pochylać się nad nimi i im służyć. Dar miłości z mojej strony i chorych do mnie oraz okazywana przez nich radość z faktu przebywania ze mną, to najcenniejsze skarby, jakimi Bóg mnie obdarzył. Żeby to zrozumieć, trzeba to samemu przeżyć.
Pamiętam, jak moja pierwsza podopieczna żaliła mi się, że kiedy była u lekarza, zapytała go, jaki lek jej zapisał, i wtedy usłyszała: „Pani i tak się na tym nie zna”. Na co odrzekła: „Panie doktorze, ja jestem chora, a nie głupia”. Kiedy o tym opowiadałam na jednym z sympozjów, obecna na nim prof. Krystyna de Walden-Gałuszko powiedziała, że „kupuje” to ode mnie, tak ją zachwyciła trafność odpowiedzi.
To nie jedyne słowa powracające do mnie. Inne, równie żywe, pochodzą od chorej pani Marii, która oprócz raka krtani zmagała się po zaginięciu 34-letniego syna z chorobą psychiczną. Pani Maria, którą bardzo często odwiedzałam, nawet trzy razy dziennie, poprosiła mnie kiedyś, żebym została u niej dłużej. Odpowiedziałam, że nie mogę, bo wybieram się na Nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. W odpowiedzi usłyszałam, że Nowennę mam tutaj (prof. A. Kępiński, słynny polski psychiatra, miał rację, podkreślając wielokrotnie, że chorzy psychicznie są często normalniejsi od nas). Mimo tych słów wyszłam, ale zaraz tego pożałowałam, gdyż zastałam kościół zamknięty. W związku ze zmianą proboszcza, zmieniła się też godzina rozpoczęcia Nowenny, o czym, niestety, zapomniałam. Nie wróciłam do chorej, zabrakło mi cywilnej odwagi i było mi wstyd stanąć ponownie na progu jej domu, ale od tamtej pory już nie przedkładam modlitwy nad posługę choremu. Pielęgnując chorego, musimy mieć świadomość, że z tego kontaktu wypływają obustronne korzyści, ponieważ możemy się od niego wiele nauczyć.
Ks. A. Henel napisał: „Człowiek chory może być jak znak, który Bóg postawił przy drodze, aby w porę przypomnieć, którędy prowadzi życie”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu