Reklama

Niedziela Małopolska

Na górze przemian

Na pięknym wzgórzu Beskidu Wyspowego, w Żmiącej koło Limanowej, w nowoczesnym domu mieszczą się Ośrodki: Opiekuńczo-Wychowawczy i Adopcyjny „Dzieło Pomocy Dzieciom”

Niedziela małopolska 47/2012, str. 6-7

[ TEMATY ]

dzieci

aborcja

Maria Fortuna-Sudor

Albert Skrzekut, podobnie jak inni wychowawcy, przebywa z dziećmi przez cały tydzień

Albert Skrzekut, podobnie jak inni wychowawcy, przebywa z dziećmi przez cały tydzień

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Nad drzwiami wejściowymi staropolskie hasło: „Gość w dom, Bóg w dom”. W progu dużego i nowocześnie wyposażonego domu wita mnie dyrektor Jan Mader i zaprasza na spacer, w trakcie którego poznaję historię miejsca: - Wszystko zaczęło się ponad 30 lat temu od akcji grupy studentów z krakowskich uczelni oraz kleryków jezuickich - wspomina dyrektor Ośrodka. - Podjęliśmy się nieść pomoc wychowankom z państwowych domów dziecka. W 1980 r. z inicjatywy jezuity, o. Ludwika Piechnika, powołano do istnienia Akcję Pomocy Dzieciom, a naszym mottem działania stały się słowa: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, mnieście uczynili”.

Zapewniają opiekę

Z historii opowiedzianej przez Jana Madera oraz z informacji umieszczonych na stronie: www.dpd.pl wynika, że dzięki staraniom jezuity o. Ludwika Piechnika zakupiono w Żmiącej gospodarstwo rolne ze starym domem, stodołą i stajnią. Do tego miejsca w czasie wakacji studenci przyjeżdżali wraz z dziećmi z domów dziecka, tu organizowali swym podopiecznym wypoczynek, starając się zapewnić im jak najbardziej indywidualną opiekę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Dziś zagospodarowany teren byłego gospodarstwa stanowi miejsce całorocznego pobytu dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Mogą one korzystać nie tylko z nowocześnie wyposażonego domu, ale również z ogrodu, basenu, boiska sportowego. Do Ośrodka należą nawet… sad i las. Jest i kaplica, gdzie dzieci zbierają się na modlitwę, a w niedzielę uczestniczą we wspólnej Mszy św. Działające instytucje wspiera finansowo województwo małopolskie, Fundacja Ruperta Mayera, a organem założycielskim i prowadzącym Ośrodek jest przełożony Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego w Krakowie.

Wspierają rodziny

- Dzieci trafiają do nas decyzją sądu - wyjaśnia Jan Mader. - Sam Ośrodek Opiekuńczo-Wychowawczy nie miałby sensu, dopiero połączenie go z Ośrodkiem Adopcyjnym stanowi całość. Zależy nam, aby dziecko było u nas jak najkrócej. Staramy się, by powierzone naszej opiece maluchy, nawet jeśli rodzicom na jakiś czas ograniczono prawa rodzicielskie, wróciły do domu rodzinnego, bo to ich najwłaściwsze miejsce. Najważniejsza jest dobra wola rodziców, to oni muszą chcieć, aby dziecko do nich wróciło. Jeżeli tych starań nie stwierdzamy, to szukamy dla dziecka innych rozwiązań. Dyrektor przyznaje, że dziś właściwie nie ma w Polsce sierot biologicznych. Natomiast często do Ośrodka trafiają dzieci z tzw. wolnych związków. Mają więc ojca, matkę, ale nie rodzinę. Są sytuacje, że jedna matka rodzi kilkoro dzieci, z których każde ma innego ojca. Losy takich dzieci są często bardzo pogmatwane.

Reklama

Z rozmów, przeprowadzonych z pracownikami Ośrodka, wynika, że u maluchów, które trafiają do Żmiącej, stwierdza się wiele zaniedbań. Niektóre dzieci w ogóle nie chodziły do szkoły, inne mają problemy zdrowotne, brak szczepień, czasem kilkuletnie zaniedbania w rozwoju. - U nas sytuacja jest dla takich dzieci korzystna - przekonuje Jan Mader. - One trafiają do małego ośrodka, w którym pracują: pedagog, psycholog, pracownik socjalny, wychowawcy. Dla każdego dziecka ustala się indywidualny program wyrównywania zaniedbań, a równocześnie pracuje nad jego rozwojem. Dzieci uczą się w szkołach w Jaworznie i Żmiącej, gdzie mają bardzo dobre warunki. Również miejscowa ludność zaakceptowała mieszkańców Ośrodka.

Dbają o dzieci

O to, aby dzieci czyniły postępy, starają się m. in. ich wychowawcy. W Żmiącej zatrudnieni na tych etatach przebywają z powierzonymi im maluchami cały… tydzień. Ich zmiana zaczyna się w poniedziałek, o 10 rano i kończy po upływie siedmiu dni. Przez ten czas wychowawca żyje z grupą; wspólnie mieszka, towarzyszy dzieciom w nauce, zabawie, wykonywaniu codziennych czynności. Dba, aby czuły się bezpiecznie. Edyta Przybyła, Dorota Wnuk i Albert Skrzekut - wychowawcy, których poznałam, przyznają, że chociaż nie jest to łatwe, można się do takiej formy pracy przyzwyczaić.

Reklama

W ramach zwiedzania Ośrodka trafiłam do trzech wygodnych, przestronnych, czystych, starannie urządzonych pokoi, w których mieszkają dzieci. Podzielone wg wieku mają zaplanowane zajęcia realizowane zgodnie z harmonogramem. Wychowawcy dbają, aby ich podopieczni czuli się dobrze, aby odnaleźli się w nowym środowisku. - Generalnie zastępuję im rodziców - wyjaśnia swą rolę Edyta Przybyła. - Rano je budzę, pilnuję, żeby się ubrały, razem jemy śniadanie. Staram się im pomóc w odrabianiu zadań, gdy widzę, że sobie nie radzą, ale równocześnie zachęcam je do samodzielności. I bardzo się cieszę, gdy stwierdzam, że dziecko robi postępy, gdy na przykład po paru miesiącach uczęszczania do szkoły nauczyło się czytać.

Troszczą się o ich rozwój

Wychowawczyni najmłodszej grupy, Dorota Wnuk dodaje: - Staram się zawsze wstać wcześniej niż dzieci, żeby mieć czas na przygotowanie się do pracy, do bycia z nimi. Gdy dzieci się budzą, jestem już do ich dyspozycji. Tym najmłodszym pomagam ścielić łóżka, ubierać się, starsze starają się to robić samodzielnie. Co ciekawe, szybko się uczą pomagania. Przed śniadaniem mamy krótką, wspólną modlitwę. Potem organizuję różne zajęcia, które wypełniają im czas między posiłkami. Po kolacji wspólnie się modlimy. Staram się, żeby wszystkie dzieci znalazły się w łóżkach ok. 21, wtedy wykonuję takie prace jak na przykład wysuszenie, poukładanie prania. Kiedy wiem, że dzieci śpią, mogę jeszcze dużo rzeczy zrobić.

Albert Skrzekut, wychowawca najstarszej grupy, uzupełnia: - Jesteśmy katolickim ośrodkiem, więc staramy się o rozwój moralny i wychowanie do wartości chrześcijańskich naszych dzieci. W tej pracy spotykam się z różnymi, bardzo trudnymi sytuacjami. Szczególnie z przeżyciami maluchów, które do nas trafiają. Ich los, ich doświadczenia są niekiedy trudne do pojęcia, toteż do każdego z tych dzieci musi się mieć bardzo indywidualne podejście. Każde z nich wymaga innego traktowania.

Reklama

Wychowawcy przyznają, że najbardziej ich satysfakcjonuje, gdy dzieci wracają do swych biologicznych rodzin albo, gdy to jest niemożliwe, znajdują nowych rodziców. - Cieszę się, gdy słyszę od rodziców adopcyjnych, którzy nas z dziećmi odwiedzają, że moi wychowankowie czasem mnie wspominają i nawet powołują się na to, czego starałam się ich nauczyć - mówi Dorota Wnuk, a Albert Skrzekut dodaje: - Zobaczyć szczęśliwego wychowanka, jego rodzinę to dla mnie wielka radość i satysfakcja. Miło też spotkać wolontariuszy, którzy wcześniej byli naszymi wychowankami.

Przygotowują do adopcji

Przygotowaniem rodzin do adopcji zajmuje się Katarzyna Mader, żona Jana Madera (małżonkowie zaczynali pomagać dzieciom jeszcze jako studenci - wolontariusze). W czasie mojej wizyty w Żmiącej odbywały się zajęcia prowadzone dla grupy rodziców pragnących zaadoptować dzieci. - Prowadzimy trwające 5 weekendów szkolenia dla kandydatów do przysposobienia dziecka według autorskiego programu, który wypracowaliśmy na bazie naszych doświadczeń - tłumaczy Katarzyna Mader. - Zależy nam, żeby rodzina przygotowująca się do adopcji, czyli do poczęcia w sposób adopcyjny, przeżyła, doświadczyła różnego rodzaju emocji oraz dobrze poznała problemy dzieci kierowanych do adopcji. Komisja kwalifikująca małżonków do przysposobienia dziecka proponuje rodzinie niezobowiązujące spotkania z nim. Dla obydwu stron - i rodziców, i dzieci - jest to niesamowicie ważne przed podjęciem ostatecznych decyzji.

Katarzyna Mader dodaje, że przyszli rodzice adopcyjni są też przygotowywani, jak radzić sobie i w pierwszym okresie po przysposobieniu, i później, w czasie dojrzewania nastolatków i wchodzenia w dorosłość. Kandydaci muszą wiedzieć, że nie mają prawa od dziecka oczekiwać więcej niż to, co mu ofiarują. Szkolenie pozwala rodzicom tak szczerze się do adopcji przygotować, co jest bardzo trudnym i odpowiedzialnym zadaniem.

W trakcie pobytu w Żmiącej wielokrotnie słyszałam, że to dom, który powstał, aby przychodzić z pomocą osieroconym dzieciom. Taka też była i jest wola osób wspierających Ośrodek. - To miejsce, to taka góra przemian. Zarówno dzieci, jak i rodziców, również tych starających się o adopcję - podkreśla Katarzyna Mader. - Bo tu jest i modlitwa, i praca, i opieka. Tu toczy się życie. To taki normalny dom. Może trochę duży, ale dom.

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Czym skorupka nasiąknie…

Niedziela małopolska 38/2012

[ TEMATY ]

wychowanie

dzieci

BOŻENA SZTAJNER

Zobaczyłam ich na przystanku tramwajowym. Młode małżeństwo z dwu-, a może trzylatkiem w spacerowym wózeczku. - Ładna rodzina - pomyślałam, przyglądając im się z daleka. Potem jechałam z nimi tym samym tramwajem. Siedząc tuż obok, mogłam ich obserwować i przysłuchać się ich „rozmowom”.
- Ja pier…, przeczytaj, jakiego SMS-a mi Kaśka przysłała - odezwała się młoda, śliczna żona i matka, pokazując telefon stojącemu obok mężczyźnie.
- Nooo... - odpowiedział zagadnięty i szybko wyciągnął swoją komórkę, tracąc zainteresowanie otaczającym go światem, żoną, dzieckiem i treścią przeczytanego SMS-a.
- Mama, mama, ja też chcę zobaczyć, pokaż, pokaż - maluch w wózeczku zaczął coraz głośniej domagać się telefonu, na co zdenerwowana kobieta syknęła przez zęby: - Zamknij się!
Wyglądało na to, że dziecko zrozumiało polecenie, bo zamilkło. Po chwili jednak znów domagało się uwagi rodziców. Tym razem spróbowało zainteresować sobą ojca: - Tata, ja chcę wyjść z wózka!
- Siedź cicho, jak dojedziemy na przystanek, to cię wysadzę - odpowiedział znad ekranu komórki młody tatuś, bardzo zajęty jakąś grą.
W trakcie kilkunastominutowej jazdy tramwajem usłyszałam jeszcze kilka próśb dziecka i bardzo podobne do powyższych, w tonie i stylu, odpowiedzi rodziców. W końcu rodzinka wysiadła, a ja odetchnęłam z ulgą. Czasem lepiej nie widzieć i nie słyszeć, kto i w jaki sposób wychowuje kolejne pokolenia Polaków.
Szybko jednak pomyślałam, że ci nieprzygotowani do rodzicielstwa młodzi ludzie popełniają błędy, za które my, całe społeczeństwo, będziemy kiedyś płacić. Czego bowiem nauczył się ten maluch w czasie wspólnej jazdy przez miasto? Po pierwsze, zapewne po raz kolejny, usłyszał z ust mamy przekleństwo. Szybko więc przyswoi sobie „kuchenną łacinę”, aby nią na początku często nieświadomie, epatować przy różnych nadarzających się okazjach. Za kilka lat w sposób wulgarny będzie się odnosił nie tylko do rodziców, ale również nauczycieli, opiekunów czy sąsiadów… Na pewno też w tempie błyskawicznym uświadomi sobie, że telefon to jest taka zabawka dla małych i dużych. Toteż gdy się znudzi na lekcjach, komórka dostarczy mu rozrywki. A gdy nauczycielka będzie próbowała reagować na niewłaściwe zachowanie ucznia, ów zastosuje „metodę”, której jako maluch doświadczył ze strony swych rodziców. Ponadto nienauczony rozmowy, przyzwyczajony do krótkich komunikatów, nie wyćwiczy umiejętności słuchania. Jak więc nawiąże relacje z innymi ludźmi?
Być może moje wizje są na wyrost, być może niepotrzebnie się obawiam o człowieka, który dzięki rodzicom, skupionym na sobie i własnych przyjemnościach, szybciej nauczy się samodzielności i wyćwiczy takie cechy jak przedsiębiorczość i przebojowość. Być może. Ja jednak pamiętam stare ludowe przysłowie: „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”. A także słowa Jana Zamojskiego: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. I w związku z tym moje obawy uważam za uzasadnione.
W nadchodzącą niedzielę, 16 września, rozpoczyna się II Tydzień Wychowania. Kościół w Polsce pragnie zwrócić naszą uwagę na mądre, świadome, zgodne z Ewangelią wychowywanie kolejnych pokoleń Polaków. Warto zapoznać się z treścią przygotowanego na tę okazję listu pasterskiego Episkopatu Polski i wyciągnąć z niego wnioski. Warto też zastanowić się nad tym, co każdy z nas może, w zakresie wychowania zrobić dla Ojczyzny.

CZYTAJ DALEJ

Newsweek prawomocnie przegrał proces z biskupem świdnickim - oskarżenia były fałszywe!

2024-04-18 08:02

[ TEMATY ]

bp Marek Mendyk

screen/Youtube

We wtorek 16 kwietnia w Sądzie Okręgowym w Świdnicy zakończyła się sprawa przeciwko "Gazecie Wyborczej" i dziennikarce Ewie Wilczyńskiej - zastępcy redaktora naczelnego wrocławskiego oddziału gazety o naruszenie dóbr osobistych biskupa Marka Mendyka. Bp Mendyk wygrał kolejny proces.

W sierpniu 2022 r. na łamach tygodnika „Newsweek” i portalu „Onet” pojawił się wywiad z Andrzejem Pogorzelskim, który oskarżył duchownego o molestowanie go w dzieciństwie. Mimo przedawnienia i braku dowodów informację szybko podchwyciły inne media, w tym „Gazeta Wyborcza”, wywołując poruszenie w opinii publicznej i falę hejtu wylewaną na biskupa świdnickiego.

CZYTAJ DALEJ

Patriotyzm może mieć różne oblicza

2024-04-18 23:18

Grzegor Finowski / UPJPII

    Stowarzyszenie Absolwentów i Przyjaciół Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie rozpoczęło 12 kwietnia projekt „Trzy kobiety. Trzy drogi. Patriotyzm jako misja Uniwersytetu”, włączając się w program „Z kobietami – patriotkami”.

Św. Jadwiga Królowa, Hanna Chrzanowska, błogosławiona pielęgniarka i Emilia Wojtyłowa, matka Ojca św. Jana Pawła II to trzy bohaterki projektu, którego celem jest popularyzacja ich życia i działalności, a także na przykładzie tych wyjątkowych kobiet próba odpowiedzi na pytanie – jak patriotyzm może stać się misją? Działalność na niwie rodzinnej, wspierająca, wychowująca dzieci w duchu najwyższych wartości, działalność społeczna czy polityczna – patriotyzm może mieć różne oblicza. Konferencja była też świetnym czasem dla refleksji – w jaki sposób z postaw tych trzech kobiet można czerpać wzorce na dziś.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję